Dobre, bo skromne. Skromne, bo mądre. Mądre, bo prawdziwe. Prawdziwe, bo smutno-śmieszne. Lubię filmy, w których potęga amerykańskich środków chemicznych do wybielania wyszczerzonych w grymasie uśmiechu zębisk, nie znajduje się na pierwszym planie, bądź stopniowo gaśnie w kolejnych minutach filmu. Aktorzy wykonali tu kawał porządnej roboty, a Alan Arkin był po prostu uroczy. Na swój sposób... Dobre kino z obrzeży, godne polecenia/warte obejrzenia.