Dawno nie widzialam komedii, ktora doprowadzilaby mnie do placzu ze smiechu.
Intryga w sumie prosta - zestawienie "powaznej" rodzinki z przeszkodami "zyciowymi", wymagajacymi wybitnej elastycznosci umyslu i organizmu :-)
(Skoki do busu, rozmowa z policjantem itd)
Polecam bardzo mocno ten film..
Dramatyzm niektorych perypetii przypomina mi humor "Klatki dla ptakow", gdzie im wieksza desperacja bohaterow, by cos ukryc przed innymi , tym wieksza smiesznosc i dramatyzm wrecz teatralny, jakby operetkowy. Wszystko grane jest na powaznie i tym bardziej kazda sytuacja zyskuje na smiesznosci. Jestem pewna, ze film ten bedzie dobrze przyjety w Polsce. Nie przegapcie ! :-)
Bardzo sympatyczny, dobrze wyreżyserowany film :) Również zapraszam wszystkich na szaloną podróż z bardzo nietypową rodzinką...
Jeden z bardziej zakręconych filmów, na których kiedykolwiek byłem w kinie. Zapomnijcie o komediach w stylu American Pie czy Scary Movie - to jedyny seans, na którym ludzie płakali... ze śmiechu! A co dziwne, ten film wcale o śmiesznych rzeczach nie opowiada.
Bo jak śmieszną nazwać można nieudaną próbę samobójczą z powodu zawodu miłosnego? Śmierć z przedawkowania heroiny? Nie mające szans się spełnić marzenie o zostaniu pilotem? Zadłużenie całej rodziny z powodu leniwego agenta literackiego? Stojące na krawędzi rozpadu małżeństwo?
Aktorstwo jest wyborowe, a postaci wyraziste, i może troszeczkę przerysowane (szczególnie ojciec i dziadek), ale sympatyczne. Śledzimy losy przeciętnej, znudzonej swoim życiem i trawionej przez rutynę rodzinki. Ojciec dwanaście-kroków rodziny, myślący tylko o karierze i jak to nie być Przegranym (Greg Kinnear), matka poplająca w tajemnicy przed innymi i nie mająca czasu na jakiekolwiek domowe zajęcia (fanomenalna Toni Collette), dziadek seksoholik i heroinista, zawsze walący prosto z mostu, co myśli (przezabawny Alan Arkin), wujek gej po nieudanej próbie samobójczej, którego rodzinka teraz nie spuszcza z oczu (40sto letni prawiczek Steve Carell), syn nastolatek który nie odezwał się słowem od dziewięciu miesięcy i który z całego serca nienawidzi WSZYSTKICH (Paul Dano) i w końcu mała córa, od długiego czasu trenująca ostro pod okiem dziadka, by wygrać konkurs Little Miss Sunshine odbywający się w dalekiej Californii (Abigail Breslin).
I chociaż podczas podróży naszej zwariowanej rodzinki na zachodnie wybrzeże jesteśmy świadkami jednego nieszczęścia, za następnym, to z kina wychodzimy w dobrych humorach? Dlaczego? Bo bohaterowie podczas tego filmu drogi zyskują coś innego, co równoważy wszelkie straty, a nawet je przewyższa - kochającą rodzinę.
Ten film był bardzo relaksującym przeżyciem.Ta niesamowicie dysfunkcjonalna, ale pragnąca wzajemnego kontaktu rodzina rozłożyła mnie na łopatki.Mimo,iz każdy z nich pragnie czego innego i posiada inne zaburzenia łączy ich miłośc do najmłodszej latorośli granej cudownie przez Abigail Breslin. To jej niewinnośc jest ich nadzieją na przyszlość, nadzieją na ocslenie rodziny. Uwage zwraca również rola Paula Dano, zaczytanego w Niezschtem młodego buntownika.