Chodzi nie tylko o odwrócenie oznaczeń "dobrzy" i "źli" tradycyjnie nadawanych prawym białym osadnikom i okrutnym Indianom. Bowiem takie odwrócenie zdarzało się już w amerykańskich filmach wcześniej.
Tutaj chodzi też o rolę religii, która okazuje się siedliskiem hipokryzji. Chodzi też o biznesmenów, którzy oszukują raz klientów, innym razem partnerów. Chodzi o odbrązowienie kilku postaci historycznych i strącenie ich z narodowego piedestału.
Postaci napotykane przez Crabba często pokazują się w filmie dwukrotnie, zazwyczaj w różnym charakterze:
- żona pastora najpierw jako kobieta obłudna, następnie jako osoba otwarcie się prostytuująca,
- szwedzka żona najpierw jako kobieta pożądana, następnie jako kobieta niechciana,
- sławny rewolwerowiec najpierw jako zabójca, następnie jako ofiara
i tak dalej.
Film jest jedną wielką satyrą: często humorystyczną ale nierzadko okrutnie gorzką.
Satyra bywa wprawdzie wykładnikiem prawdy, lecz nigdy nie jest stuprocentową prawdą. Film ogląda się znakomicie ale jeśli ktoś mniema, że - w odróżnieniu od zakłamanych klasycznych westernów - tutaj dostaniemy lekcję historii prawdziwej - jest w błędzie.
PS Czy ktoś zauważył, że współcześnie wałkowana kwestia tolerancji wobec mniejszości seksualnych też się pojawia w tym filmie z roku 1970?