To piękna, szczerze zabawna i poruszająca Odyseja przez Dziki Zachód. Bohater zalicza kolejne westernowe wcielenia i niejako „odwiedza” klasyczne obrazy: „Dyliżans”, „Umarli w butach”, „Rio Bravo”, „Jesień Czejenów”...
Jack Crabb przez długi czas może wydawać się „człowiekiem bez właściwości”, pozbawioną kręgosłupa chorągiewką. Jednocześnie jednak los poniewiera nim tak bardzo, a Dustin Hoffman gra tak sympatycznie, że nie sposób mu nie kibicować. Wciąż mamy pewność, że mimo tchórzliwych decyzji, które podejmuje, odnajdzie wreszcie słuszną drogę.
Taką drogą jest dla niego świadome i pełne opowiedzenie się po stronie Czejenów, którzy w filmie reprezentują świat prostych i szlachetnych wartości. Temu harmonijnemu kosmosowi przeciwstawiony jest agresywny chaos cywilizacji białego człowieka. Uosabia się on w całej galerii karykaturalnych typów, ale przede wszystkim w groteskowej postaci gen. Custera, który zdaje się być niemal wywiedziony z „Latającego Cyrku Monty Pythona”...
Jest więc to film mądrze pomyślany, niosący ważki przekaz, który podawany jest w przystępnej formie ironicznego pastiszu klasycznego westernu. Z takim ustawieniem całości znakomicie współgra wspaniała rola Dustina Hoffmana. Zdawałoby się, że aktor po „Absolwencie” i „Nocnym kowboju” absolutnie nie pasuje do westernu. Tymczasem swoją mizerną posturą i aktorskim dystansem właściwie zbudował ten film. Miał przy tym okazję do popisania się swoimi kameleonimi zdolnościami. Obok niego pełną, artystyczną kreację stworzył... autentyczny indiański wódz Dan George!
Gorąco polecam ten wartościowy, zabawny, ale i gorzki film – nie tylko miłośnikom westernu.