Początek zapowiadał się fatalnie, byłam wręcz przerażona zachowaniem niedojrzałych, głupich i pustych jak bęben trzydziestolatek. Gdy nastąpił moment przemiany zrobiło lepiej, najsympatyczniejsze były chwile spotkań z sąsiadem, reszta miałkie i bardzo słabe.
Walka z uprzedzeniami w stosunku do starszego wieku zrealizowana na siłę, w sposób kompletnie mnie nieprzekonujący. Że niby chcemy być starzy? W odróżnieniu od dotychczasowego nurtu cofania się w czasie. Sama Diane Keaton, bez tej karkołomnej fabuły, nadal by wystarczyła.