Jest tak drętwy, że nawet popsuta cysterna miał w sobie więcej życia, jego "kreacja" wywołać może w widzu co najwyżej uśmiech zażenowania, ot kloc i tyle.
Taki miał być. Oczekujesz emocji od gościa, który stracił wszystko. Od kogoś, kto pół życia spędził na pustkowiach walcząc z własnymi demonami. Max jest zimny i oschły. Nie zapominaj również, że jest socjopatą.
Szkoda, że odpowiedziom nie można dać łapek, bo idealnie mu odpowiedziałeś. Pozdrawiam wszystkich którzy nie szukają dziury w całym i potrafią docenić naprawdę dobry film.
Jakoś nie wyglądał mi na człowieka wielce doświadczonego poprzez los. Uważam, że to najgorsza postać w filmie.
Moim zdaniem też nie pasuje do roli mad maxa. Nie ma nic wspólnego z Melem Gipsonem.
Hardy wyglada tu jak Bane - przeciwnik Batmana. Uwazam, ze Gibson mogl spokojnie zagrac i wypadlby lepiej od tego tepego ABS-a (absolutny brak szyi).
Mi również. Cieszy mnie odświeżenie serii, bez Gibsona, jego czas na takie role minał
Ale czemu on miałby być do niego podobny??? toż to jest kino - fajnie zagrał, stworzył dobre podwaliny do następnych części:) obejrzałabym sobie kolejną - ta apokalipsa zniszczonego świata i odwieczna walka dobra ze zlem jest w tym filmie świetnie pokazana!
Hardy to jeden z aktorów, których cenię.
Tutaj się jednak nie popisał. Zresztą w czym miał się popisać. Całego tekstu miał może na jedną stronę zeszytową.
Ujęć z nim na pierwszym planie też jest niewiele.
Główna postać to Furiosa.
Generalnie ze starą serią ten film ma wspólne tylko dwie rzeczy.
Reżyser i tytuł.
Tyle,ze taka Theron też mało kwestii miała do wypowiedzenia ale go przyćmiła niestety albo stety :)
Tytuł i kontynuacja kultowej serii jest jednoznaczna.
Cieszę się, że Tobie film się spodobał.
Mi, poza wrażeniami typowo efekciarskimi pozostało odpalenie reżyserskiej, nieocenzurowanej części 2, bez kompromisów na spełnienie wymagań pewnej grupy interesów.
Pzdr.
Z pewnością nie kilka jęków i mruknięć.
Co najważniejsze, w starych Mad Maxach to Max był głównym, charyzmatycznym bohaterem.
Dlatego tytuł filmu był taki a nie inny. W najnowszej produkcji nie jest to już takie jasne.
Sam fakt wycofania się Mela Gibsona z projektu wiele mówi.
Jeśli ktoś ma problem z przyswajaniem faktów, to nie mój problem.
Pierwsza ciekawostka od góry: http://www.imdb.com/title/tt0082694/trivia?ref_=tt_ql_2
A może Gibson wycofał się dlatego że ma już prawie 60 lat i nie chce zgrywać młodzieniaszka?
W karierze, wiek jakoś mu nie przeszkadzał w ostatnich latach.
Te 16 linijek mnie zdruzgotało!
Wygrałeś internety :P
Może w takim razie obejrzyj jeszcze raz pierwsze dwie części, a potem nową bo może się okazać że poza reżyserem i tytułem zgadza się jeszcze całkiem sporo rzeczy :)
Do innych ról może mu nie przeszkadzać, ale do takiego filmu już tak, zwłaszcza że Miller chce kręcić kolejne Mad Maxowe filmy, a Gibsonowi lat jakoś nie chce ubywać.
Mad Maxy znam na pamięć. Oglądałem je dziesiątki razy.
To że Miller chce pójść śladami Jacksona i kręcić kolejne trylogie, nie dziwi.
Kasa musi się zgadzać.
Tak znasz na pamięć że zarzucasz Hardy'emu że miał bardzo mało tekstu, a Gibson w dwójce miał tak samo :)
Nie zarzucam, tylko stwierdzam.
Nie stawiaj Maxa Gibsona na równi z Maxem Hardy'ego.
Ten drugi został sprowadzony do roili drugoplanowego pomagiera Furiosy. O to się rozchodzi. Nowy Max nie jest główną postacią we własnym filmie (właściwie już nie własnym).
Tyle w temacie.
Jeśli naprawdę nie widzisz różnicy między starym bohaterem a nowym, to cóż... nie zazdroszczę.
Grunt, że była nieustająca rozwałka.
Jeśli Miller tak ochoczo deklarując się jako feminista
wkupił się w łaski odpowiednich, politycznie poprawnych środowisk
to nie wątpię, że kolejne części "Maxa bez Maxa"
będą również promować ideologiczny bełkot.
Są ludzie, którzy nad filmem wygłaszają Ohy i Ahy
i są tacy, co widzą słabość tego "dzieła", a także drugie dno.
Kończymy tą dyskusję.
Nie ten poziom i szkoda mi czasu.
Rzeczywiście to nie mój poziom, skoro założyłeś że ja nie widzę różnicy między Maxem Gibsona i Hardy'ego.
Dla mnie najlepszą postacią był Nux. Nie wiem, czy to zasługa aktora, czy scenarzysty, pewnie obu, ale on mnie najbardziej obchodził w tym filmie. O Furiosie tak na prawdę nic nie wiem, żony były bezbarwne i wszystkie takie same, Max też jakoś mnie nie porwał (ale nie oglądałam poprzednich części, może jakbym znała jego historię byłoby inaczej). A Nux się zmienił, rozwinął, zaczął samodzielnie myśleć itd.
Dlatego ten film idealnie wpisuje się w schemat filmu drogi.
I scena gdzie Nux za kółkiem ciężarówy, mówi do Erectusa: "Podziwiaj!".... (albo wersja z netu "Świadkuj mi!!")
Piękne.
Tylko czy ludzie narzekający na tę kreację orientują się mniej więcej w historii Maxa? Oglądali poprzednie części?
Pewnie, że gość zalatuje w swojej roli trochę Małaszyńskim, ale też narzekanie na brak emocji i wytykanie drewnianego aktorstwa dla zasady trochę mija się z sensem, bo co jak postać ma taka właśnie być? To jak coś takiego wtedy zagrać, żeby do aktora się nie przypieprzali? Moim zdaniem rola dobra. Trudno, żeby facet, który stracił rodzinę i szeroko pojęty sens życia był jak charyzmatyczni bohaterowie żywcem z Marvela, do których nas kino przyzwyczaiło. Max nie być ani protagonistą ani antagonistą i to się udało.
Tu nie chodzi o drewniane aktorstwo - to po prostu zupełnie inna postać niż Max z poprzednich część. Czy naprawdę nikt nie widzi, że Mad Max w interpretacji Hardy'ego to postać z lekka groteskowa? Max Gibsona był zimnym twardzielem a ten Hardy'ego w żadnym calu (no, może poza płcią i kurteczką) go nie przypomina, sprawia wrażenie jakby był z lekka półgłówkiem a nie twardzielem. Zresztą cały film powinien mieć tytuł nie "Mad Max" a "Imperator Furiosa", zaś Hardy powinien wcielić się w postać nie Maxa, a co najwyżej jakiegoś Dexa - dalekiego kuzyna Maxa. Ale w końcu liczy się kasa, więc lepiej nie ryzykować z nowym tytułem tylko "podpiąć" się pod klasyka i sukces gwarantowany. Film nie był zły, ale nie rozumiem tych nadmiernych zachwytów.
Może chodzi Ci o to, że Max miał być zagrany, jako gość bez emocji, po prostu miał grać drewno, ale Hardy nawet to spieprzył? Swoją drogą spodziewałem się więcej, dla mnie średniawy film. Już wolę poprzednie części. Więcej się działo. Też nie wiem skąd takie koszty mają, chyba za wynajem pustyni.
Przejrzałem pozostałe części.
MM1 - koszt 650 000, zarobek 1 00 000 000 (zysk 154x większy)
MM2 - koszt 2 000 000, zarobek 24 600 000 (zysk 12x większy)
MM3 - koszt 12 300 000, zarobek 36 200 000 (zysk 3x większy)
MM4 - koszt 150 000 000, zarobek na chwilę obecną 281 500 000 (zysk 2x większy).
Oczywiście w zaokrągleniu. Wniosek - im starszy i tańszy film, tym lepszy :D
Nie wierzę w tą pokrętną logikę po prostu. W jaki sposób wyciągnąłeś z tych danych takie wnioski? Kto lepiej prowadzi biznes, ten kto zarabia na swoim produkcie 99 600 000 dol w ciągu 36 lat, czy ten kto zarabia 131 500 000 w ciągu kilku miesięcy?
Chciałbym dodać. Jak ty byś się zachowywał po latach jako pustelnik. Poczytaj sobie jak ludzie, jako jednostki społeczne, zachowują się po latach w samotności. Albo po stracie ( i to z własnej winy ) swoich ukochanych. Hardy pokazał coś czego u Gibsona brakowało ,, Prawdziwego Wypaczenia Umysłowego ''
Kiedyś dolar był więcej wart niż obecnie. Minęło 35 lat od 1 części.
W MM:FR jest zdecydowanie dużo popisów kaskaderskich, które trzeba nakręcić tak aby nikt nie doznał obrażeń. Stąd spora ekipa do opłacenia.
Mel w 1979 był mało znanym aktorem, nie wiem ile dostał za role, ale na pewno mniej niż teraz zarabiają aktorzy. Tom Hardy i Charlize Theron to już znane nazwiska, za jakieś marne kilka milionów dolców nie ruszą tyłka by wdychać pył i mieć mokrego rowa od upału przez cały dzień.
Zatem ciężko porównywać koszta filmu "eksperymentu" sprzed prawie 40 lat z obecnymi produkcjami obsadzonymi znanymi twarzami.
Rozumiem, rozumiem. Ok, ok. :) ale i tak poprzednie wersje wydają mi się lepsze. Nie ma już co dalej roztrząsać, co ładniejsze, a co brzydsze, bo to każdy ma swoją miarę i gust :)
Zgadzam się że Hardy jako Max wypadł co najwyżej średnio, ale całe szczęście jego postać została poprowadzona w ciekawy sposób co trochę ratuję sytuację. Film jako całość pomimo tego wypada rewelacyjnie! Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją, będę wdzięczny za wszelkie komentarze:
http://czarnadziura.weebly.com/blog/mad-max-na-drodze-gniewu
Faktycznie to w filmie nie miał jakiejś okazji zaprezentowania warsztatu aktorskiego, a ilość kwestii jest śmiesznie mała, cały film opiera się na akcji, a sama postać Mad Max-a jest tu drugorzędna względem Furiosy.
Na pewno to nie jest rola na miarę Gibsona, nowy Mad Max nie jedzie na roli Hardego, ona jest tu drugorzędna.
Akcji jest faktycznie dużo, choć po jakimś czasie zaczyna się robić... monotonna. Cała fabuła to jakby wyjęta z 2 lub 3 części ostatnia scena pościgu rozciągnięta w czasie na dwie godziny. Przydałoby się trochę - powiedzmy - "różnorodności". Natomiast baaardzo duże brawa należą się twórcom za zachowanie konwencji pościgu z poprzednich części a o to się kurde bałem najbardziej. Tu na szczęście nie ma fruwających samochodów spadających beztrosko bez na cztery koła ze skał (patrz: F&F7) zaś bohaterowie nie mają włączonej opcji god mode (patrz: Legolas) wyrzynając tony randomów jednym ruchem brwi. Naprawdę jestem pełen podziwu, że reżyser oparł się trendom i nie ma tu współczesnego, głupkowatego przesadyzmu robiącego z widza półkretyna a jedynie przesadyzm "klasyczny" z filmów akcji lat 80/90 ;)
Też miałem takie odczucia, film się później dłużył. W sumie jedna akcja ciągnąca się 2h.
Bardzo trafne spostrzeżenia, "nic dodać nic ująć". Faktycznie jakby bliżej temu filmowi do starych klasyków, gdzie człowiek był tylko człowiekiem a nie niezniszczalnym cyborgiem...