Szukając punktu zaczepienia do interpretacji tego utworu w komentarzach natrafiłem na porównania do Polańskiego, Lyncha, a nawet von Triera. Żadnego sensownego wyjaśnienia całości natomiast nie znalazłem. Może na próżno go szukam.
Jedynym motywem jaki się powtarza jest motyw skoku. W jednej ze scen pies spycha owcę do wody, a ta ginie. Czyżby głównym przesłaniem było iż to bohaterowie doprowadzili Alicię do stanu w jakim się znajduje. Tylko co z resztą filmu? Czy aby dojść do tak prostego wniosku warto brnąć przez tak dziwny thriller o histeryzującej nastolatce i jej porąbanych antagonistach? Nie jestem pewien.
Jeżeli pozostawić ten film bez żadnej interpretacji jest słabo. Aktorstwo nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Juno Temple jeszcze sobie poradziła, ale to co reprezentuje Michael Cera jest nie do opisania. Kogo on chciał zagrać- psychola, geja, ciamajdę, miłego chłopca czy nerwusa? Bo wymieszał wszystko na raz i wyszła z tego dziwna rola, nie pasująca nigdzie. Sama akcja pozbawiona jest napięcia, a klimat bliższy kinu młodzieżowemu, niż "Lokatorowi". W dodatku twórca nie wiedział w jaką stronę chce iść. Czasami wyraźnie kusiło go by scenariusz zdominowały senne wizje, innym razem stawiał na realizm. To nie trzyma się kupy.
"Magic Magic" mogę polecić tylko osobom które chcą zobaczyć coś nowego. Nie koniecznie świadczy to o jakości obrazu, ale nie przeczę, zaintrygował mnie ten film. Chętnie przeczytam jakieś wyjaśnienia, jeżeli się ktoś na nie porwie.