obejrzałem tylko z jednego względu - byłem ciekaw malezyjskiej produkcji.
Okazało się, że film jest kompletnie niezrozumiały, pojawia się jakieś przymierze światła, jakiś lord ciemności, amerykańska firma działająca w Rosji, malezyjski nastolatek, który nie wiadomo czemu został wybrany, są jakieś pierdoły o kung-fu i jin-jangu, na siłę wepchnięta historia miłosna oraz masa dziwnych robotów, z których każdy jest lepszy od tytułowej mantery, o którą wszyscy się zabijają, a która nawiasem mówiąc jest jakimś aniołem czy bogiem, znanym od 1,5 tysiąca lat, ale wynalezionym niedawno. Bezsens.