PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=715533}

Marsjanin

The Martian
7,6 285 627
ocen
7,6 10 1 285627
6,6 43
oceny krytyków
Marsjanin
powrót do forum filmu Marsjanin

Do bólu przewidywalny, cukierkowy (z cyklu gładko jak po maśle), przeciętnie zagrany, z niemal zupełnym zignorowaniem psychologii postaci, czasem zaskakujący absurdami w scenariuszu, ale przede wszystkim nudny, bez narastania napięcia. W pamięci pozostaną jedynie urokliwe pocztówki z Marsa, których autor to nasz uzdolniony rodak.
Ale po kolei. Człowiek zostaje porzucony na Marsie. Zdarza się. W momencie, gdy zostaje to zauważone, wszyscy na Ziemi stają na rzęsach, by go ocalić. Już wówczas wiadomo, jak zakończą się wysiłki ich wszystkich - zimnokrwistej pani komandor, jej gotowej do poświęceń załogi, personelu NASA i mediów. Obraz takiego społeczeństwa, bo chyba można tu mówić o skali makro, mnie nie przekonuje. Ale nie musi. Bardziej przekonująco powinien działać natomiast scenariusz. Kiedy jednak główny bohater siłą tylko swoich pleców otwiera ważącą 400 kilogramów kopułę wehikułu, kiedy ktoś dokonuje obliczeń, że ziemniaków starczy na tyle a tyle dni i ani minuty dłużej (bo przecież zupełnie nagle muszą się one skończyć), to pojawiają się pewne wątpliwości, czy autorzy traktują widza poważnie. Sprawa staje się oczywista, kiedy spojrzymy na psychikę bohaterów. Załoga bez chwili wahania, jednogłośnie, podejmuje decyzję, by zawrócić po kolegę. Ten, mimo drobnych, chwilowych kryzysów, z talentem McGyvera, wytrwałością Frodo Bagginsa i siłą fizyczną Popeye'a radzi sobie bardzo dobrze. Czasem wykrzyknie w złości niecenzuralne słowo, czasami patrzy tępo przed siebie, ale nigdy nie płacze, nigdy nie chodzi w kółko, nigdy nie rzuci choćby śrubką. Jak słaby wydaje się przy nim bohater 'Moon' Duncana Jonesa, jak głupia jest bohaterka 'Grawitacji' Cuarona, która musi się radzić zmarłego kolegi, jak ograniczony jest facet z 'Cast Away' Roberta Zemeckisa, jak nudna Elen Ripley z filmu Ridleya Scotta, kiedy jego kariera dopiero nabierała tempa. Postaci były mniej papierowe nawet w niedawnym 'Prometeuszu'.
Ridley Scott cofnął kino hollywoodzkie o kilka lat. Wtedy nie wszystkie akcje przebiegały tak gładko, aktorzy jakoś lepiej się starali, a liczba zgonów na ekranie była z pewnością inna niż ma to miejsce w 'Marsjaninie'. Może więc należy traktować ten film jako standardowe kino rozrywkowe? Też chyba niekoniecznie, kino rozrywkowe dostarcza bowiem rozrywki, a nie niemiłosiernie zionie nudą.
Twarde science-fiction, osadzone w realiach nauki, nadal pozostaje domeną literatury, która w tym wypadku dowodzi, że nie powinna podlegać adaptacji na język filmowy. Ale trudno, stało się. Miejmy nadzieję, że przy kolejnych projektach s.f. będzie lepiej. Ogólna ocena: 5/10

użytkownik usunięty
q_ba87

Może nie cofnął, ale nie jest to tez na pewno krok do przodu.

ocenił(a) film na 4
q_ba87

Świetne napisane...

Bokciu

To się rzadko zdarza i fajnie było na nią trafić:-)

ocenił(a) film na 6
q_ba87

Scott nie cofnął Hollywood o kilka lat, ale przynajmniej o 20. Zbiegi okoliczności, suche żarty, niedorzeczne rozbawienie bohaterów i ogólnie ich dziwne zachowanie, to typowe elementy kina akcji lat 80/90. Całe szczęście, że reżyserowie z tego wyrośli (prawie) ;)

użytkownik usunięty
Marcin_CHC

Film jest na podstawie książki. Książka ma taki klimat i film świetnie ten klimat oddaje. Polecam książkę.

ocenił(a) film na 5

Nie można oceniać filmu przez pryzmat książki. Nie czytałem książki to znaczy, że teraz jestem "uboższy" o wszystkie zawarte tam smaczki i szczegóły, które w filmie się nie zmieściły? Niedorzeczność. Film ocenia się jako całość, jako dzieło skończone. Jeżeli reżyser nie potrafi przenieść wizji świata zawartego w książce to wina reżysera (i scenarzysty). Od tego oczywiście są wyjątki, ale oceniamy tutaj Marsjanina także ...
Co do samego filmu to też zgadzam się q_ba87. Moim zdaniem jako komedia daje nawet radę tak do 2/3 filmu. Jako sci-fi mogę powiedzieć, że znalazłbym tam sporo rzeczy, które nie zgadzałyby się z moim poglądem na tę kategorię filmową. To już oczywiście byłoby czepianie się także może to zostawię.
Jeśli chodzi o elementy psychologiczne i podjęcie przez załogę Hermesa decyzji o powrocie to nie, nie sądzę, żeby taka sytuacja mogła zaistnieć. To już nawet nie chodzi o to, że musieli zostać w kosmosie o te 566 (nie pamiętam) dni dłużej, ani o to czy musieli podjąć większe ryzyko, że z tej wyprawy nie wrócą i zostawią swoje rodziny.
Jest to kwestia bardzo banalna, a nazywa się to przepisy i regulaminy. Astronautów nie wybiera się po to, żeby robili sobie jakieś głosowania i pokazywali środkowy palec dyrektorowi NASA, nawet wówczas gdy ten wydał im jednoznaczny rozkaz. to nie jest "cudowna" demokracja. Ludzie tacy mają i muszą stosować się do wytycznych z góry. Czy uratowanie 5 astronautów (na których szkolenie wydano ogromną masę kasy), albo zaryzykowanie (i być może) ocalenie 1 w chwili kiedy mogli stracić wszystko podlega jakiejkolwiek dyskusji? Nie w ogóle mowy o tym, by rozsądna dowódczyni misji ;) podjęła taką decyzję. Jeszcze większa głupota to pozwolenie głosowania całej załodze. No cóż. Kino rozrywkowe to można to wybaczyć, ale jestem przekonany, że nie komandor nie mogła podjąć takiej decyzji, ani tym bardziej zezwolić na głosowanie w tej sprawie.
Jeśli chodzi o Mark Watney'a to nie jest on żadnym zdobywcą, a tym bardziej odkrywcą. Sam to sobie tłumaczy, ale sądzę, że miało to raczej znaczenie bardziej komediowe, he... powierzchowne :) Mówi o tym, że chciałby, żeby jego rodzice wiedzieli, że był astronautą, bo sądził, że jest to coś wielkiego. Tylko, że nad tym, żeby on tam się w ogóle znalazł musiały pracować całe pokolenia ludzi. Niesamowite ilości wynalazków, zbiegów okoliczności itp. musiały sie złożyć właśnie w jedno - Mark mógł postawić stopę na Marsie, ale chwałą za to musi podzielić się z niezliczoną ilością ludzi, którzy byli przed nim, którzy doprowadzili do tego (poprzez swoje wynalazki, teorie itp.), że taka sytuacja w ogóle mogła zaistnieć. To nie jest jakiś dramat psychologiczny. Nawet "kopiąc" w nim przez kilka stuleci nie dokopiemy się niczego więcej poza tym co zostało przedstawione w filmie.
Podsumowując. Film całkiem zabawny (z naciskiem na komedię) z elementami sci-fi. Wielu się ze mną nie zgodzi, ale "Red planet" z Kilmerem to też survival, ale z lepiej rozpisanymi postaciami i z trochę większym potencjałem w dziedzinie sci-fi (może nie powinienem porównywać, hmmm może zrobimy głosowanie? ;)

użytkownik usunięty
pendrago

"Nie można oceniać filmu przez pryzmat książki." Można bądź nie można. Kwestia podejścia. Ja nie oceniam filmu w kontekście fabuły książki, ale przede wszystkim w kontekście jej przesłania i klimatu. Scottowi udało się zachować te elementy.

"Nie czytałem książki to znaczy, że teraz jestem "uboższy" o wszystkie zawarte tam smaczki i szczegóły, które w filmie się nie zmieściły". Nie. Film to film. Książka to książka. Nie musisz czytać książki żeby oglądnąć film. Np. w filmie to Melissa Lewis ratuje Marka na końcu. W książce kto inny. Ta zmiana jest najbardziej na plus.

"To już nawet nie chodzi o to, że musieli zostać w kosmosie o te 566 (nie pamiętam) dni dłużej, ani o to czy musieli podjąć większe ryzyko, że z tej wyprawy nie wrócą i zostawią swoje rodziny.
Jest to kwestia bardzo banalna, a nazywa się to przepisy i regulaminy." Ten film właśnie uderza w biurokrację i przepisy i pokazuję naturę człowieka. Nazywa się to humanizm. Czy taka sytuacja miała by miejsce na prawdę? Nie wiem. To nieistotne. To książka/film, które rządzą się innymi prawami niż życie. Licentia poetica czyli wolność twórcza. To tylko film.

" Tylko, że nad tym, żeby on tam się w ogóle znalazł musiały pracować całe pokolenia ludzi. Niesamowite ilości wynalazków, zbiegów okoliczności itp. musiały sie złożyć właśnie w jedno - Mark mógł postawić stopę na Marsie, ale chwałą za to musi podzielić się z niezliczoną ilością ludzi, którzy byli przed nim, którzy doprowadzili do tego (poprzez swoje wynalazki, teorie itp.), że taka sytuacja w ogóle mogła zaistnieć." To w ogóle nie jest istotą filmu, choć zgadzam się z tym co napisałeś, bo jest to oczywiste. Jednak różnica między tymi, którzy zagwarantowali mu tę podróż (naukowcy, fizycy, inżynierowie etc). jest taka, że to Mark zdecydował się na tę podróż a nie oni. To on jest astronautą.

"To nie jest jakiś dramat psychologiczny.". Pewnie, że nie jest. Film łączy w sobie elementy dramatu, komedii i science fiction (z naciskiem na science).

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 5

No tak, ale w takim razie ja nie potrafię teraz jakoby udowodnić, że film jest lepszy, bo książki nie czytałem. Ty czytałeś, dlatego z Twojej perspektywy sprawy wyglądają zupełnie inaczej. Chodziło mi o to, że jeżeli oglądam film to byłoby dobrze, żeby to film sam się obronił (nawet jeśli jest to ekranizacja książki). Dlatego napisałem, że w tym wypadku oceniam ten film jako spójne, jednolite dzieło. Coś czemu nie trzeba dodawać niczego po skończonym seansie z innych źródeł.
Zgadzam się, że to tylko film, ale jednak czasami trudno mi się pogodzić z takim podejściem. Mówisz, że chodzi o humanizm, ale czy właśnie to nie łączy się w dużej mierze z realizmem? Musiałbym przyjąć jakąś wersję i jej się trzymać. Znakomitym podsumowaniem są przecież słowa Marka, które wygłasza do przyszłych astronautów na końcu filmu. Chodziło o to, że w kosmosie człowiek zdany jest tylko na siebie, wszystko jest przeciwko niemu. Przecież to takie ...podobne do życia, nie? Dlatego argument o realności jest moim zdaniem kluczowy. Przepisy i "biurokracja" mają czemuś służyć - bezpieczeństwu astronautów, powodzeniu misji. W realnym świecie to właśnie one stoją ponad humanizmem. W realnym świecie Mars jest przeciwko Tobie, kosmos jest przeciwko Tobie, ludzie są przeciwko Tobie. Nie ma taryfy ulgowej.
W pewnym sensie eksploracja kosmosu, odkrywanie nowych rzeczy, bycie pierwszym jest istotą filmu. Mark przecież odnosi się do Armstronga (zabawna scena), stawiająć jego osiągnięcia na drugim miejscu, wręcz pomniejsza znaczenie osiągnięć Armstronga w znaczący sposób :)
Masz rację. Decyzja Marka, ale gdyby nie ci wszyscy "oni", dla Marka nie zaistniałaby taka sytuacja, nie zostałby astronautą, nie poleciałby na Marsa. Może w ogóle obrałby jakąś inną drogę, bo takiej szansy jak lot na Marsa by nie było. Także w pewnym sensie to "oni" podjęli za niego tą decyzję.
Z tym science bym nie przesadzał, ale nie znam książki także... Niektóre sytuacje jednak wydawały mi się troszkę niewykonalne, jak np: próba latania na Iron Man'a ;) Jaką szansę miał Mark, żeby trafić na osobę odległą o kilkaset metrów, sterując tylko odrzutem z rozciętego rękawa skafandra. Oczywiście trafił na linę, ale gdyby tego nie zrobił to dryfowałby w przestrzeni po kres wszechświata :) Ok! Wiem, że to tylko film, ale za mało tam science jak dla mnie.

Pozdrawiam

użytkownik usunięty
pendrago

Gdyby kierowali się przepisami, to zostawiliby go pewnie na Marsie i film nie miałby sensu:) Podjęli wspólne decyzję. Nikt im nie kazał. Nikt nie zmuszał. Ryzykowali? Pewnie, że tak i to jak. Mogło się nie udać i oni się z tym liczyli. Sama misja na Marsa mogła się nie udać. Same loty w kosmos mogą i czasami kończą się katastrofami. Astronauci zdają sobie z tego sprawę. Ale jak wcześniej napisałem, to tylko film.

Jaką miał szansę lecąc na Iron Mana? Nie miał wyjścia:) Mógł zostać w kapsule i odlecieć w siną dal:) Jakbym był na jego miejscu, to bym się nawet nie zastanawiał:) Jego decyzja była najmądrzejszą z możliwych. Najbardziej racjonalną i logiczną, choć szaloną ale to już inna sprawa. Do tego należy dodać instynkt zmuszający nas do przetrwania za wszelką cenę. Tak jak napisałem, nie miał innego wyboru. Każdy inny wybór zakończył by się jego śmiercią. Musiał spróbować i się udało.

ocenił(a) film na 5

Mieli zobowiązania wobec NASA i jakby to powiedzieć "ludzkości". Zasada "leave no man behind" nie obowiązuje w takim przypadku. Mieli wyraźne polecenie od Teddy Sanders'a, który sprzeciwiał się akcji ratunkowej. Dodatkowo (co zepsuło klimat) musieli się podzielić swoimi osiągnięciami z CHINAMI !!! To przecież nie do pomyślenia. W jakiej sytuacji stawiałoby to USA, która prosi o pomoc Chiny, żeby ratować jednego astronautę. Ale to oczywiście fikcja. No właśnie z tym nie mogę się do końca pogodzić. Bo niby jest to fikcyjna sytuacja, ale przecież tak bardzo przypomina realną sytuację na świecie. Sam już nie wiem co o tym myśleć.

Czy najmądrzejszą z możliwych to bym się tutaj spierał ;) Pamiętaj, że cały sztab NASA pracował nad tym i mieli naprawdę sporo czasu, żeby opracować kilka różnych scenariuszy przechwycenia Marka.

Przetrwanie za wszelką cenę: "Biała cisza" Londona i "Touching The Void" - Joe Simpson.
Ja tego w tym filmie nie widzę. Zresztą pomimo swoich zapewnienień, że będzie walczył do końca, Mark i tak wysyła do pani komandor wiadomość, żeby powiadomiła jego rodziców w przypadku jego śmierci. Nie dopuszczałby w ogóle takiej możliwości, gdyby był na 100% zdeterminowany, a tak to tak ckliwie się zrobiło pod koniec.

użytkownik usunięty
pendrago

Jak widać zobowiązania wobec NASA olali:) Kumpel był dla nich ważniejszy. Jak szaleć to szaleć:)

To nie USA poprosiło Chiny o pomoc ale to Chiny pierwsze wyszły z inicjatywą pomocy w zamian za "małą" przysługę. W następnej misji na Marsa widzimy Chińczyka na pokładzie. Nie ma niczego za darmo.

W tamtej sytuacji nie było innego sposobu przechwycenia Marka. Nie było innej opcji po prostu. Bo niby jaka?

Mark wysyła wiadomość, żeby powiadomiła jego rodziców, ale to było przez wątkiem z Chińczykami. Później sytuacja się zmieniła i pojawiła się szansa na wyjście z tego z życiem, co mu się udało. Iron Man zadziałał jako ostatnia deska ratunku.

q_ba87

dobry film
i już :)

ocenił(a) film na 8
q_ba87

Byłem w miarę usatysfakcjonowany po seansie, ale czytając Twój komentarz stwierdzam, że się z nim zgadzam i film zasługuje chyba na maks. dobrą ocenę.
Jednak aby nie zapomnieć filmów, które wyróżniają się w jakiś sposób na tle innych tego gatunku, czasem ocenę się zawyża.
Szczerze, to Czerwona Planeta bardziej mi się podobała, nie wspominając już o takich filmach jak W stronę słońca, czy Moon, który jest po prostu mistrzostwem.

ocenił(a) film na 9
markac

Moon to thriller SF i wielka rola Sama Rockwella, niewiele ma wspólnego z Marsjaninem poza właśnie fantastyką naukową. A Sunshine jak dla mnie to jednak niższa półka od Marsjanina, z powodu nierealistycznych założeń fabularnych (ktoś tu nie ogarnął rozmiarów Słońca) oraz tego, że zamiast trzeźwo myślących ludzi wysłano w kosmos psycholi.

ocenił(a) film na 8
q_ba87

Film o gościu zostawionym na marsie - A ty po kilkudziesięciu minutach filmu zorientowałeś się, że film skończy się uratowaniem go. Gratuluje przenikliwości.

ocenił(a) film na 5
Coyotman

Chyba nie czytałeś ze zrozumieniem mojego komentarza.

q_ba87

Dokładnie tak jak to opisałeś, nic dodać nic ująć.

ocenił(a) film na 9
q_ba87

Ja wierzę, że są ludzie, którzy w sytuacji granicznej, przyjmują postawę porucznika Ronalda Speirsa ("Kompania Braci"). Czyli uznają, że już nie żyją i zastanawiają się co z tym zrobić. Umacnia mnie w tym przekonaniu fakt, że astronauci to szczególny rodzaj ludzi, posiadający rzadko spotykane cechy osobowości jak i kwalifikacje fizyczne. Poza tym rzekomo zimnokrwista pani komandor. Nie wiem jak można być zimnokrwistą osobą i jednocześnie lubić kiczowate disco. Jak można dowodzić załogą statku kosmicznego, okrętu, łodzi podwodnej itp. kiedy non stop przeżywa się na forum jakieś rozterki i dylematy. Momentów, które pokazują stan psychiki głównego bohatera jest całe mnóstwo. Prośba do pani komandor o to żeby osobiście poinformowała rodziców bohatera, jego reakcja na informacje o tym, ze nie poinformowano załogi o jego przeżyciu, czy też wymowne odreagowywanie po kolejnych niepowodzeniach. Czynisz zarzut z tego, że jednogłośnie podejmują decyzję o powrocie. A może właśnie podjęcie takiej decyzji jest mega proste. Dlaczego nie, ja w to wierzę. Zakończenie jest oczywiste i przewidywalne. Jasne, dlaczego nie miałoby takie być.

ocenił(a) film na 5
Caruzel

Dlatego, że tego rodzaju zakończenia i rozwiązania fabuły, jak zauważył jeden z przedmówców, były typowe dla kina sensacyjnego lat 80. i 90. Właśnie z tego powodu twierdzę, że Scott pozostał daleko w tyle.

ocenił(a) film na 8
q_ba87

Nie mogę uniknąć wrażenia, że w sposób absurdalnie wręcz paradoksalny przeczysz sam sobie. Cały film, a w szczególności zakończenie jest przewidywalne bowiem przyjmuje schemat typowy dla produkcji lat '80, natomiast nie byłby taki gdyby dostosował się do obecnych standardów i przykładowo udaremnił cała akcję i skupił, się dajmy na to na przeżyciach załogi w ich ostatnie dni w kosmicznej próżni? Cóż, szczerze mówiąc przy obecnych tendencjach mnie bardziej zaskakuje odwołanie do rozwiązań sprzed około 3 dekad, niż płynięcie na obecnej fali. Szczególnie gdzie na każdym kroku trzeba rozkładać psychikę bohatera na czynniki pierwsze, wciskać łapy w jego trzewia i potrząsać aż wypluje z siebie pełen pryzmat wstrząsających emocji.
Przy obecnej wielości i dostępności filmów naturalnym jest, że przyzwyczajenia konkretnych ludzi różnią się od siebie, dla mnie jednak przyjemną odmianą są ostatnio filmy, które jednak kończą się dobrze, a ten, w sposób zadziwiająco wręcz zaskakujący zakończył się w 100% pozytywnie, nie zaliczając się jednocześnie do kina familijnego.
Proszę, poleć mi jeszcze kilka takich "nudnych" i "przewidywalnych" obrazów, a, do tego choć trochę przywracających wiarę w ludzkość. Z góry dziękuję.

ocenił(a) film na 5
Ormus

Nie chodzi o to, że film musi kończyć się źle, żeby był dobry. Możemy jednak wybierać między Dniem niepodległości, klasykiem lat 90. a Moon, który wnosi do kina s.f. świeży powiew. Nie krytykuję pierwszego z filmów, lecz pragnę zauważyć, że tego rodzaju kino skończyło się. Niestety Ridley Scott tego nie zauważył - o to chodziło mi w komentarzu. Można nawiązywać do pewnego stylu w kinie. Weźmy choćby przykład Briana de Palmy, który potrafił (świadomie) szukać odwołań do stylu Hitchcocka (np. Nietykalni) albo filmów giallo (Dressed to kill). Ale ten sam de Palma nie potrafi już od mniej więcej dekady nakręcić udanego filmu, ponieważ został w tyle. Jego efekty były kiedyś modne, obecnie nie intrygują, nie mają juz tej mocy. A Scott, cóż, był kiedyś wizjonerem, wielkim reżyserem, stworzył dwa wielkie dzieła s.f. - Obcego i Łowcę androidów, później nakręcił kilka innych udanych filmów (Thelma i Louis, Helikopter w ogniu). Jego Gladiator również przeszedł do historii jako wybitny film. Później jest równia pochyła, przez filmy zaledwie dobre lub przeciętne (Hannibal, W sieci kłamstw, Dobry rok), by na koniec ulec okropnej tendencji w Hollywood, by wciąż na nowo odgrzewać stare kotlety (Robin Hood, Exodus, Prometeusz, Alien Covenant).

ocenił(a) film na 8
q_ba87

W swym komentarzu odniosłam się do poczynionego zarzutu przewidywalności i z pewnością Twoje argumenty miałyby odniesienie w tematyce chociażby filmów grozy (może ktoś z tej branży zechciałby to w końcu zrozumieć?!), jednak biorąc pod uwagę skromną pulę filmów rzeczywiście z gatunku SF (nie wliczam tu tych wyłącznie z jego elementami) próba odtrąbienia końca pewnej epoki jest w moim odczuciu przedwczesna, bowiem wypracowany dorobek jest wyjątkowo ubogi i dla określenia schematyczności większości stosowanych rozwiązań nie moglibyśmy podeprzeć się ilością przykładów większą niż 3. Ucząc się o sztuce pisania scenariuszy można szybko zauważyć, iż wzorce i zasady nie ulegają zmianie przez dziesięciolecia i nadal wszystkie dobre produkcje trzymają się kanonu spisanego przez Arystotelesa ;)
Z mojej perspektywy film jest bardzo dobry, jednak dość niszowy. To co wąskie grono zachwyca (choćby szczegóły techniczne (imho nadal zbyt ogólne)) - szersze nudzi i postrzegane jest jako "brak akcji" podczas gdy mnie fascynuje i trzyma w napięciu.
Lecz, może zechcesz wyjaśnić co konkretnie masz na myśli pisząc o "rozwiązaniach fabuły z lat '80", bo być może tej koncepcji nie łapię i błędnie podejrzewam, iż rozumiesz przez to ciąg wyliczeń jaki popełniłeś w swym pierwszym poście?
Co do równi pochyłej w twórczości Scotta oczywiście się zgadzam, a odgrzewane kotlety boleśnie stają w gardle.

ocenił(a) film na 5
Ormus

Przyjemnie czytać, że częściowo się zgadzamy. Myślę, że co do kondycji gatunku s.f. masz rację, aczkolwiek należałoby wspomnieć o kinie powiedzmy klasy B. Dla przykładu - dosłownie przed tygodniem miałem przyjemność obejrzeć mało znany film Last Days on Mars. Uważam, że jest udany, a określiłbym go nawet mianem bardzo udanego, gdyby nie pójście w konwencję taniego horroru, ale nieistotne. W każdym razie uważam, że bohaterowie tego filmu zachowują się nieco inaczej. Nie są herosami, odczuwają strach, jeden z astronautów jest wręcz tchórzem i zachowuje się podle. Mnie w Marsjaninie przeszkadza ta idealizacja bohaterów, począwszy od Marca, przez członków załogi, na całym społeczeństwie amerykańskim skończywszy. Tego rodzaju przerysowane wizje szlachetnej ludzkości były typowe, przynajmniej według mnie, dla kina lat 80. i 90. Spójrz na komentarz w tej dyskusji należący do:
Marcin_CHC
Scott nie cofnął Hollywood o kilka lat, ale przynajmniej o 20. Zbiegi okoliczności, suche żarty, niedorzeczne rozbawienie bohaterów i ogólnie ich dziwne zachowanie, to typowe elementy kina akcji lat 80/90. Całe szczęście, że reżyserowie z tego wyrośli (prawie) ;)

Co do konkretów - myślę, że dobrym przykładem będzie Armageddon.

ocenił(a) film na 8
q_ba87

Zatem punktem newralgicznym jest subiektywna ocena wiarygodności. Oczywiście można się spierać w kwestii dobrze zbudowanego profilu psychologicznego bohaterów i by móc z całkowitą pewnością zająć określone stanowisko musiałabym najpierw poczytać wywiady z żyjącymi astronautami (ha! wspaniała perspektywa), jednak jak na razie czytając o formowaniu zespołów astronautów wysyłanych w przestrzeń wiem, że niemalże na równi z wiedzą i umiejętnościami podchodzi się do osobowości i zdolności interpersonalnych załogi. Organizuje się przeliczne szkolenia, coachingi i zajęcia integracyjne by wykluczyć wystąpienie tzw błędu ludzkiego, ci ludzie mają za zadanie się wzajemnie wspierać, motywować, podtrzymywać na duchu i nadstawiać za siebie karku, bo ich życia są od siebie zależne, tacy trochę przyjaciele z wojska między którymi więzi są często silniejsze niż z rodziną (i z tego co wyłapałam dwoje z nich rzeczywiście było wojskowymi). Poza tym, myślę, że astronauci to jednak dość specyficzny rodzaj ludzi, trochę jak piloci - 200% chodzącej brawury i tyczy się to przeważającej większości tej grupy społecznej, dlatego też "niedorzeczne rozbawienie bohaterów" z mojej perspektywy akurat jest trafione w punkt. Niedorzeczność i ryzykowanie własnego życia podparte suchymi żartami dla rozładowania napięcia? Tak, tutaj wszystko się zgadza. Natomiast zimnokrwista pani komandor? Na samym początku filmu naraziła życie załogi i swoje by odszukać Marka mimo, iż szansa wypatrzenia go w burzy była zerowa. Wcale nie taka idealna.
A tych pozytywnie zaskakujących zbiegów okoliczności to mogę sobie przypomnieć właściwie tylko jeden - za to poziomem nieprawdopodobieństwa przekroczył wszelkie skale - czyli rewolucyjny napęd oddany z dobrego serca przewodniczącego ChRL. Czekałam aż z ekranu wystrzeli konfetti.
Jednak ludzkość nie jest taka znowu cudowna, bo z tego co pamiętam bodajże dla dyrektora NASA główną siła napędową była presja społeczna (ta chyba nie dziwi?) i wizja odcięcia napływających funduszy na następne misje przez zniszczony wizerunek, do którego doprowadziłaby nieudana akcja ratunkowa. W prawdzie tej kwestii poświęcono tylko jedno zdanie i szkoda, bo gdyby dodali ze dwie minuty na rozbudowanie tego wątku to myślę, że cukierkowość mocno by zbladła w postrzeganiu większości widzów.

q_ba87

urodziles sie w 1987 roku tak? to wiele tlumaczy, jednak nie rozumiem apodyktycznego stwierdzenia: "typowe elementy kina akcji lat 80/90. Całe szczęście, że reżyserowie z tego wyrośli".
To tak jakbys napisal: "typowe dla malarstwa holenderskiego, ekspresjonizmu i art deco, cale szczescie ze wspolczesni artysci z tego juz wyrosli... rozumiesz?

Za kazdym razem przekreslasz konwencje lat '80 na amen.

ocenił(a) film na 5
El_Draque

Po pierwsze- to, że urodziłem się w 1987, nie znaczy, że nie znam filmów powstałych wcześniej.
Co do przykładu malarstwa - rozumiem i dokładnie tak uważam. Podam przykład: w XIX w. we Francji istniało tzw. malarstwo akademickie. Malowano wówczas według obowiązujących, wywodzących się jeszcze z klasycyzmu wzorców. W dziełach np. Alma Tadema albo Ingresa zawarte są dobrze znane, utarte motywy - postaci na tle antycznych ruin, nierzadko rzeźby afirmujące antyk. Niektórzy malarze, którzy albo nie dostali się do paryskiej Akademii, albo zostali przez ,,krytyków" potępienie, zaczęli malować coś nowego, co zrywało z dotychczasowym nawiązywaniem do klasycznej formy i antycznych ideałów. Tak narodził się ekspresjonizm.
Ridley Scott jest dla mnie takim odpowiednikiem akademickiego artysty, który nie zauważył, że świat posunął się naprzód. Niby temat nowy, jak udowadniali przedmówcy, że człowiek porzucony na innej planecie, że wprawdzie to już było, ale nie w wersji s.f. Ale co z tego, skoro bohaterowie konstruowani w ten sam sposób. Wiara w sukces, nadludzkie możliwości, etos pracy i nauki, a nawet polityczne wtręty rodem z niektórych przygód o agencie 007.

q_ba87

Ok, tak samo mozna okreslic wiekszosc kina wspolczesnego: "bohater zaplakany i rozdarty watpliwosciami, calosc udaje realizm". To tylko utarty juz schemat, ktorego ty oczekujesz. taka chwilowa moda na cieple kluchy. Lubie prawdziwie bohaterski klimat kina '80, dlaczego to przekreslac? Jesli ktos namaluje po latach cos dobrego w starym stylu zrownasz to z ziemia tylko dlatego ze to nie cos nowego? Co w takim razie powiesz na obecnie robione masowo remejki i rebooty? Co w tym nowego?
Filmy powstale wczesniej moze i znasz, ale klimatu wczesnego Ridleya nie jestes w stanie poczuc, tak jak i calych lat 80tych. Tak jak ja nigdy nie wczuje sie w zadne reality show

ocenił(a) film na 5
El_Draque

Na remaki, rebooty, sequele i spinoffy powiem tyle, że ich nie oglądam. Kino hollywoodzkie sięga dna, z nielicznymi wyjątkami.

Ormus

Nie ma czegoś takiego jak sugerujesz, "stara fala" filmów, gdzie wszystko dobrze się kończy , i jakaś "nowa fala" gdzie nie zawsze kończy się dobrze i są filozoficzne rozważania... Czy to w latach 80, czy dziś, zawsze istniały filmy jednego i drugiego rodzaju. Czyli słabsze (przewidywalne) i lepsze (wykraczające poza utarte schematy).
Marsjanin niestety nie wykracza poza ani jeden.

ocenił(a) film na 8
wo10

Proszę czytać uważniej, niczego takiego nie sugeruję, a odwołuję się do wzorca myślowego, który został przedstawiony przez autora tematu. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, nie komentuje, a wypunktowuje brak spójności logicznej przedstawionych argumentów, zresztą nie bez leciutkiej ironii.

ocenił(a) film na 5
Caruzel

Ja w ogóle jestem zszokowany taką wysoką oceną tego filmiku. Oprócz doznań wizualnych, w tym filmie nie ma kompletnie nic. Zupełna pustka, intelektualna pustka. Film tylko i wyłącznie dla mas. Amerykańskie spróchniałe drewno. Można się czepiać "Interstallera" ale przy tym czymś, to lata świetlne. Nie mówiąc już o poważnych filmach sf. Nie wiem czy nie zawyżyłem oceny.

ocenił(a) film na 5
q_ba87

W punkt!

ocenił(a) film na 5
q_ba87

Dokladnie mialem te same przemyslenia, cukierkowe, przewidywalne i typowo amerykanskie filmidlo

ocenił(a) film na 6
q_ba87

Dokładnie. Tak narzekam juz na Scotta,ze powoli zacząłem myślec,ze oszalałem.Są ludzie co dla Prometeusza klepią 10/10 a ja zwymiotowałem na tym filmie... A Marsjanin jest dość słaby,nie jest kompletnie tragiczny tylko dlatego,ze Scott nie wymyślił tej histori sam. Inaczej byłby kolejny film klasy B.

ocenił(a) film na 5
q_ba87

KUPA I TYLE. Aktorzy fatalnie dobrani. Możesz zrobić bombę? Tak. i po sekundzie jest bomba. Komedia pierwsza klasa ale sf marne.

ocenił(a) film na 9
q_ba87

Kompletnie się nie zgadzam.

"cofnął Hollywood o parę lat" - zupełnie nietrafiony zarzut. Akurat Marsjanin dokładnie wpisuje się w obowiązujący od niedawna hollywoodzki trend "realizmu" w SF, zapoczątkowany przez Grawitację i Interstellar. Przypomnę, że parę lat temu SF wyglądało jak "Misja na Marsa" i "Czerwona Planeta". "Marsjanin" w porównaniu z tymi filmami to zupełnie nowa jakość. Akurat kulminacyjna scena "Marsjanina" jest w zasadzie kopią tejże z "Czerwonej Planety". Z tą różnicą, że gdy w "Czerwonej Planecie" ogląda się to ziewając, to Marsjaninie napięcie jest nieporównywalne z żadnym innym filmem.

"przewidywalny" - czy aby dlatego, że przewidziałeś, że bohater zostanie uratowany? To akurat nic nie ujmuje temu filmowi. W zasadzie od początku było wiadomo, że w tym filmie nie będzie żadnych ofiar, bo jakakolwiek śmierć oznaczałaby porażkę misji - w końcu chodziło o uratowanie tylko 1 życia. Oczywiście, że było wiadomo, jak się ten film skończy. W tym filmie nie chodziło jednak o to, czy Watney przeżyje, ale JAK przeżyje. Tak jak w kryminałach z Columbo: widz od początku wiedział kto zabił i dlaczego, a odcinek pokazywał drogę do ustalenia tych faktów, mimo to oglądało się je z napięciem.

"cukierkowy, jak po maśle" - chyba umknęła ci lista niefortunnych zdarzeń typu zniszczenie plantacji, problem z ogrzewaniem łazika, zbyt duży ciężar MAVa, awaria pierwszej rakiety ratunkowej, czy zbyt duża prędkość przy odbiorze Watneya. Zwróć uwagę, że z tych sytuacji wybrnęli nie dzięki szczęśliwemu losowi, ale dzięki wiedzy i pomysłowości.

"wszyscy stają na rzęsach by go ocalić" - czy to wg Ciebie zarzut, coś nieprawdopodobnego? Wg mnie tak właśnie by się stało. Nie dlatego, że ludzie są tak szlachetni, ale dlatego, że gdzieś głęboko szlachetni chcą być, czasem wbrew zimnej logice. Ten film znakomicie pokazuje pewien aspekt ludzkiej natury, mianowicie że wbrew panującym na co dzień cynizmowi, mamonie, braku empatii, pewne okoliczności wywołują w nas zrywy pozytywnej energii. Na podobnym fenomenie opierał się "Szeregowiec Ryan" - w środku wojennej zawieruchy, gdy ludzie padają pod kulami jak muchy, ktoś podejmuje z pozoru absurdalną decyzję by zaryzykować życie kilku ludzi by uratować jednego, "specjalnego". Jednak w tym momencie życie tego jednego człowieka uosabia jakiś wyższy sens. Podobnie było w Marsjaninie - postawienie na Watneyu przysłowiowego "krzyżyka" byłoby porażką całego gatunku ludzkiego, przyznaniem, że jako ludzie nie dorośliśmy jeszcze do podbijania kosmosu, że bliżej nam wciąż do zwierząt, które zostawiają słabsze jednostki, by nie spowalniały stada. Film daje możliwość refleksji nad tym, kiedy warto przestać kierować się wyłącznie rachunkiem zysków i strat, a po prostu być człowiekiem. Bo to co wydaje ci się nielogiczne i bezsensowne, w istocie odróżnia nas od psychopatów.

Co do Twoich zarzutów wobec scenariusza - też są na wyrost. Większość rzeczy była konsultowana ze specjalistami i absurdów tam nie było (niektórzy malkontenci lubią uznawać za "absurdy" zwykłe drobne naciągnięcia dla potrzeb fabuły). Zapas ziemniaków wyliczono nie co do minuty, a co do dnia, i słusznie gdyż znana była ich dokładna liczba i dzienne spożycie. Uniesienie 400 kg na plecach (akurat najsilniejszej ludzkiej partii mięśniowej) też jest w zasięgu mężczyzny, nawet tak wychudzonego, biorąc pod uwagę zmniejszoną grawitację.

Podsumowując: niektórzy są zawiedzeni, bo chcieliby widzieć w "Marsjaninie" film, którym wcale nie miał być. Film, jak setki poprzednich: z cynicznymi politykami, niekompetentnymi karierowiczami, wszechwładnymi korporacjami typu Weyland-Yutani, dla których ludzkie życie jest wyłącznie cyferką w jakimś zestawieniu, po raz n-ty "ujawniający" parszywość ludzkiej natury, jakbyśmy czegoś jeszcze o tej naturze nie wiedzieli. I właśnie dlatego potrzeba dziś odwagi, by pokazać film idący pod prąd oczekiwaniom "Januszy" - film pozytywny, bohaterski, o przyjaźni, solidarności i o tym, że z nawet najczarniejszej dupy można wyjść jeśli dysponuje się wiedzą, metodycznym podejściem i motywacją.

ocenił(a) film na 5
GutekSan

To, co Ty odczytujesz jako zalety filmu, jako postrzegam jako wady. Dla Ciebie wizja społeczeństwa przedstawiona w filmie jest ok, ale może dlatego, że chciałbyś, aby tak było? Może w rzeczywistości świat będzie tak okrutny jak w Moon, gdzie bohater jest pozostawiony sam sobie, a potem zostaje zlikwidowany jako śmieć? Albo w Wyspie, gdzie kwitnie podobny proceder, tylko na skalę światową? Zwróć uwagę, że te filmy skłaniają do refleksji nad przyszłością, nad losem człowieka, jego przeznaczeniem w dobie rozwiniętej techniki (oczywiście Wyspa jest filmem nieporównywalnie gorszym i epigońskim).
Tymczasem do jakich refleksji skłania Marsjanin? Nad tym, że człowiek jest niesamowicie silną jednostką? Że potrafi samotnie przetrwać na złowrogiej ziemi? Ile tego rodzaju opowieści już mieliśmy? Najlepsze dzieła gatunku s.f., niezależnie czy filmy, czy książki, powinny w moim przekonaniu zawierać pewien element wywołujący u odbiorcy pewien niepokój, pewną refleksję. Czy jest to twarde s.f., stanowiące popis erudycji na temat techniki, czy bardziej miękkie, gdzie akcenty są raczej rozłożone na rozrywkowość, to oczywiście osobna kwestia.
Nie zgadzam się z tym, że Marsjanin to kino wybitnie realistyczne, powiew czegoś nowego w gatunku s.f. Czym zatem były filmy takie jak Kula, Kontakt, Stalker, Solaris (ekranizacja radziecka), nie wspominając o klasyku - 2001: Odysei kosmicznej? I że niby Interstellar należy do tego grona? Wybacz, ale ten największy upadek Nolana doczekał się licznych forów internetowych, których autorzy punktują wszystkie czarne dziury scenariusza. Gdyby nie doskonała muzyka Hansa Zimmera, ten film uznałbym za jeden z najgorszych gatunku.
Podsumowując: być może jestem zawiedziony, bo zobaczyłem coś, co zapowiadało się inaczej. Być może oczekiwałem większego dramatyzmu, więcej akcji, a może bardziej wyrazistych postaci, może po prostu nie lubię oglądać gęby Matta Damona, za to uwielbiam Jessicę Chastain, która wypadła blado. Może za dużo powstało filmów o McGyverach, Robinsonach, Rambo i innych pomysłowych dobromirach.
PS. Siła przyciągania na Marsie jest mniej więcej trzy razy mniejsza niż na Ziemi, co oznacza, że kopuła ważyła jakieś 130 kg. Czy wynędzniały człowiek jest w stanie unieść taki ciężar plecami - trzeba by chyba zbadać. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 9
q_ba87

"Tymczasem do jakich refleksji skłania Marsjanin? Nad tym, że człowiek jest niesamowicie silną jednostką? Że potrafi samotnie przetrwać na złowrogiej ziemi? Ile tego rodzaju opowieści już mieliśmy?"

No właśnie niewiele. Wymienisz jakieś w SF? Opowieści o sile jednostki, mające pozytywny finał, trafiają się w filmach spoza SF, i zazwyczaj są to filmy wybitne i lubiane przez publiczność ("Pianista", "Skazani na Shawnshank"). Natomiast kino SF boi się pozytywnego przesłania, a widzowie boją się takie przesłanie lubić, z obawy o posądzenie o naiwność. Jednak tęsknią za nim i ocierają łzy na Star Warsach i Tolkienach, na których bohaterstwo i solidarność wylewa się z ekranu aż do porzygania, bo w konwencji Fantasy to już jest dopuszczalne :)

Piszesz, że najlepsze dzieła s.f. "powinny" coś zawierać. Nieprawda. Nic nie powinny. "Powinność" to wbijanie się w koleiny, zaś o klasie dzieła świadczy jego efekt, a nie skład.

Pytasz o refleksje do jakich skłania Marsjanin. Choćby właśnie jak zachowałaby się ludzkość w obliczu pytania o wartość jednego życia. W końcu na drogach codziennie giną tysiące, tak samo na wojnach. Czy ratowanie człowieka, który przesunął ludzkość o krok do przodu, można uznać za nieopłacalne? Czy kolejni astronauci dawaliby z siebie 100% wiedząc, że gdy powinie im się noga świat nie da 100% by przyjść im z pomocą? Napisałeś ironicznie: "człowiek został porzucony na Marsie. Zdarza się." Problem w tym, że nie. Nie zdarza się. Wypadki się zdarzają, wojny się zdarzają, porwania przez terrorystów się zdarzają. Na tych polach wielokrotnie wygrywał cynizm i wyrachowanie, a jako ludzie przegrywaliśmy. Ale podbój kosmosu to dziewiczy obszar, na którym nadal mamy szansę pokazać, że jesteśmy szlachetni i humanitarni. To jak jeden uporządkowany kąt w domu, w którym wszędzie panuje bałagan, w którym to kącie ktoś oddaje się tworzeniu czegoś pięknego i wzniosłego i zrobi wszystko, by ten kąt pozostał nieskalany, mimo że wokół jest chlew. I o tym również jest ten film.

To były refleksje dotyczące ludzkości, ale są również takie dotyczące jednostki: jak ja zachowałbym się w podobnej sytuacji? Czy miałbym na tyle woli przetrwania? Na ile moja wiedza, którą posiadam tu i teraz jest w stanie mi pomóc w rozmaitych problemach, które mogą mnie spotkać w życiu (niekoniecznie na Marsie), a jeśli nie, to czego mi brakuje? Czy potrafię metodycznie podejść do każdego problemu? Marsjanin wywołuje setki refleksji, trzeba tylko sobie na to pozwolić.

"może za dużo powstało filmów o McGyverach, Robinsonach i Rambo". A może za dużo powstało filmów w ogóle? Nie ma już świeżych tematów w kinie, każdy był w jakimś stopniu ruszony. A czy nie mierzi Cię, że powstało za dużo filmów o zdrajcach, okrucieństwie, o porażkach? To te tematy w kinie dominowały i dominują. Tylko, że poza gorzkimi wnioskami, nawet jeśli są trafne, te filmy wiele nie dają. A w odróżnieniu od nich McGyverzy, Robinsonowie i właśnie Marsjanin inspirują i motywują. I dlatego takich filmów zawsze będzie za mało.

"Nie zgadzam się z tym, że Marsjanin to kino wybitnie realistyczne, powiew czegoś nowego w gatunku s.f". Nic o wybitności nie napisałem. Natomiast pisząc o realizmie miałem na myśli pewien klimat, który w tego typu filmach się pojawił. To, że nie atakują nas zbuntowane roboty, nie ma kosmitów pokazujących nam holograficzne mapy wszechświata ani efektownych wybuchów. Że światu nie grozi katastrofa od asteroidy, ale z tak przyziemnego powodu jak brak zboża. Że podróż przez wormhole to nie tunel pełen efektów świetlnych tylko klekotanie statku jakby jechało się starą windą. Że ludzie zachowują się w końcu jak ludzie a nie bohaterowie komiksów. W zasadzie dopiero od tych filmów, które wymieniłem zacząłem czuć, że tak to w rzeczywistości może wyglądać (może poza końcówką Interstellar). Wcześniej jedynym filmem SF, na którym czułem podobny realizm były "Bliskie spotkania trzeciego stopnia". Z wymienionych przez ciebie 4 nie widziałem tylko radzieckiej wersji Solaris, ale Kuli czy Kontaktowi brakowało niestety subtelności, choć nie były to złe filmy, (Stalkera pominę bo to w ogóle jak dla mnie było jedno wielkie nieporozumienie).

"największy upadek Nolana doczekał się licznych forów internetowych, których autorzy punktują wszystkie czarne dziury scenariusza."
To ciekawe, że laicy mają zawsze najwięcej do powiedzenia, a zaciętość w szukaniu "dziur w scenariuszu" jest odwrotnie proporcjonalna do ich liczby. Konsultantem naukowym Interstellaru był Kip Thorne, człowiek, który wygrywał naukowe zakłady ze Stevenem Hawkingiem, ale oczywiście setki internautów wiedzą lepiej niż on jak wygląda czarna dziura, itp. W kwestiach poza-naukowych też się większych zgrzytów w scenariuszu nie dopatrzyłem.

P.S. Odnośnie owych 130 kg. Pamiętaj, że nie musiał podnosić całego ciężaru, wystarczyło ją unieść z którejś strony.

ocenił(a) film na 5
GutekSan

Wszystko opiera się na subiektywnej ocenie. ,,A w odróżnieniu od nich McGyverzy, Robinsonowie i właśnie Marsjanin inspirują i motywują. I dlatego takich filmów zawsze będzie za mało". Trzeba by zrobić ranking, których filmów jest więcej, tych o zdradzie, spisku i morderstwie (sory za skrót myślowy), czy tych o woli przetrwania, ludzkiej solidarności i poświęceniu. Które bardziej inspirują? Chyba to właśnie jest sprawa gustu. Jeden woli komedię, inny dramat. Dla Ciebie nieporozumieniem jest Stalker (przy okazji - zdecydowanie bardziej polecam książkę braci Strugackich - arcydzieło!), a dla mnie Interstellar, gdzie w drugiej połowie wyraźnie zabrakło pomysłu na rozwój akcji.


ocenił(a) film na 9
q_ba87

Czytałem "Piknik na skraju drogi". Arcydziełem bym może tego nie nazwał, ale to solidne SF. Natomiast Stalkera trudno nazwać filmem SF, trudno to w ogóle nazwać filmem, gdyż jego twórcy chybili pod względem doboru środków wyrazu. Dialog dwóch panów spacerujących po chaszczach nadawałby się od biedy na sztukę teatralną. Niestety kino powinno działać obrazem, a w Stalkerze nie było tego za grosz.

ocenił(a) film na 10
q_ba87

Nudny? Przewidywalny? Cukierkowy?!? Jezu... Co musiałoby się wydarzyć, żeby film był mniej nudny?
Ze swojej strony chylę czoła przed twórcami, że nie spłycili fabuły do popularnego poziomu dla filmów rozrywkowych.

ocenił(a) film na 6
fijau

Ale ten film był rozrywkowy, wszystko wytłumaczone jak na dłoni. Obejrzyj Moon 2009, to będziesz wiedział, jak wygląda ciekawe kino.

ocenił(a) film na 7
q_ba87

Zgadzam się z Tobą, mnie było strasznie brak jakiegoś kryzysu egzystencjalnego u bohatera, żeby usiadł, zastanowił się nad życiem, nad ogromem wszechświata,żeby się rozpłakał, odbiło mu na parę dni...a tu nic...ni z gruszki ni z pietruszki nagle facet decyduje, że on tu nie zginie i wali żartami na lewo i prawo jakbym oglądała Big Bang Theory starając sie pozować na Mc Gguyvera.

Mogliby np w czasie czekania na ratunek pozwolić mu zwiedzic dla nas planetę, np w trakcie kryzysu i depresji, pokazać jak spaceruje po tych górach, jak stoi na stoku i myśli o domu, rodzinie, o planach, jak zastanwia się nad życiem, jakby znalzał jakąś jaskinię w czasie burzy która go zaskoczy, no cokolwiek...

A o cukierkowatosci tego wszytskiego nie bede wspominać... a zdenerwowało mnie tez robienie z kobiet idiotek... na pierwszy rzut oka to wzor dla kobiet - kommandor misji ares 4, no kurde dowódca? świetnie nie? i jeszcze kobieta.... ale gdy pojawia się pierwszy kryzys gdy Matt damon znika... to wlasnie pilot musi KOBIECIE DOWÓDCY która cichym głosikiem nie potrafi podjąc decyzji powiedzieć, że wszycy zginą jeśli się nie pojawi na statku... no chryste... albo ta stara baba blondynka z kontroli lotow w siedzibie nasa ktora podczas narady erlonda nie wiedziala o czym wogole mowia i robila durne glosy i miny, kim ona wogole tam była , chyba tylko aby wysmiac kobiety w nauce bo jako jedyna w sali nie wiedziala nic o tym co sie dzieje

ocenił(a) film na 8
q_ba87

Nie bede przytaczal calej tej 'filmweb style' wypowiedzi, ale to powinno wygladac jakos tak:

"MOIM ZDANIEM Do bólu przewidywalny, cukierkowy (z cyklu gładko jak po maśle), przeciętnie zagrany, z niemal zupełnym zignorowaniem psychologii postaci, czasem zaskakujący absurdami w scenariuszu, ale przede wszystkim nudny, bez narastania napięcia. W MOJEJ pamięci pozostaną jedynie urokliwe pocztówki z Marsa, których autor to nasz uzdolniony rodak."

Jedni ida do kina na film by cieszyc sie nim jako widowiskiem, jako czyms czego nie mozna dotkac, z czyms z czym na codzien sie nie spokasz. Jezeli chcesz dramaturgie odejdz od kompa i zobaczysz ze takich wrazniem dostarczy Ci rzeczywistosc. Cofniecie o kilka lat? W jakim sensie? Bo chyba nie technicznym? Stos bzdur.

ocenił(a) film na 5
orssey

Nie musisz przytaczać całej wypowiedzi. Przecież każdy może sobie przeczytać. Nie wiem, jakie są wyznaczniki filmweb style. Na co dzień - każdy wyraz piszemy oddzielnie.
Dziękuję za merytoryczną krytykę, zachwycił mnie przede wszystkim ,,stos bzdur".
Pozdrawiam i wszystkiego dobrego w nowym roku.

ocenił(a) film na 9
q_ba87

Zupełnie się nie zgadzam. Dźwignąć 130-150 kg tylko na nogach, na wysokość paru centymetrów, to nawet średnio wytrenowany nastolatek da radę. A co do psychologii głównej postaci to powiem, że właśnie twoje przedstawienie jest papierowe. Po pierwsze, nie wszyscy ludzie są słabi psychicznie, beczą z byle powodu i gapią się tępo przed siebie rozmyślając o marności ludzkiego losu. Odporni psychicznie twardziele też się zdarzają i szczerze mówiąc cieszę się, że takiego głównego bohatera zobaczyłem. Jakbym chciał pogapić się na zmęczonego życiem, załamanego frajera, to pogapiłbym się na sąsiada na balkonie obok.

ocenił(a) film na 5
mar77cus

Odpornych psychicznie twardzieli było już aż nadto. Może szkoda, że zamiast Matta Damona nie było Chucka Norrisa?

ocenił(a) film na 9
q_ba87

Może i było, ale co z tego? To znaczy, że teraz czas na serię filmów o niezgułach? Chodzi o jakiś parytet, czy jak?

ocenił(a) film na 5
q_ba87

Dobra recenzja. Oddaje istotę w 100%. Ojjj ta Hameryka... A z Chińczykami to już jakiś zupełny absurd

ocenił(a) film na 2
GenioP

Jeszcze tylko Rosjan brakowało :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones