A może to Fassabinder powinien przepraszać. Film sprawiał na mnie wrażenie brzydkiego i
odpychającego, co w sumie mnie specjalnie nie dziwi. „Rio da mortes” i „Handlarz czterech pór roku”
również wyglądały podobnie. To chyba kwestia taśmy, albo oświetlenia. Fabularnie również jest tu
nieprzyjemnie. Nasza bohaterka ma poważne zaburzenia psychiczne, a jej mąrz jej sadystą. Sorry,
ale who cares? Kogo ja tu miałem lubić? No dobra, ale będę szczery – pomimo, iż ból Marty mnie
bardziej irytował, niż bolał, to jednak jej postać była w jakiś sposób fascynująca. Jej gra była
miejscami teatralna, a miejscami, zwłaszcza pod koniec, nad wyraz realistyczna, No i zakończenie
zrobiło na mnie, nie wiem czemu, wrażenie.