Trudno ocenić ten film w całości, więc podziele go na dwie części.
Pierwsza połowa filmu zapowiadała się ciekawie. Młodzi ludzie, uczniowie, pełni życia wyjeżdżają w odludzie, aby spędzić razem czas. Nagle zaczyna ich mordować jakiś dziwny typek. Scenariusz najprostszy, jednak całkiem ciekawy. I na początku film mi się podobał. Jednak od drugiej połowy, kiedy została ich tylko piątka, zaczynają się schody. Bez sensownie rozdzielają się na dwie grupy, sami wcześniej mówili, że muszą być razem. Ale dobra, to jeszcze ujdzie w tłoku. Ale śmiechu warta jest ta "nieśmiertelność" zabójcy. Dostał kilka kulek, jednak nadal żył (oczywiscie mógł mieć kamizelke kuloodproną, ale z ostatniej sceny filmu doskonale wiemy, że jej nie miał), oprócz tego, jeśli dobrze pamiętam wbito mu również nóż w okolicach serca, jednak to także nieposkutkowało. No i końcówka jest dość niezrozumiała. To był sen, jak się okazuje, a potem oni i tak jadą na ten weekend, i ten profesorek i tak ich postanawia zamordować? No tak, może morduje ich, aby ten jego eksperyment nie wyszedł na jaw. Ale kto o zdrowych zmysłach pojechałby na takie odludzie po takim śnie? Może paru odważniaków tak, ale wątpie, aby wszyscy. A w to miejsce powraca cały komplet uczniów...
No i tytuł w gruncie rzeczy nie ma nic wspólnego z fabułą filmu :/
Ogółem oceniam 5/10, mogło być dużo lepiej.