Ogólnie film jest naprawdę niezły, nieporównywalnie lepszy od większości hamerykańskich produkcji aspirujących do miana filmu gore, mimo iż tu musimy wysłuchiwać obrzydliwego żabojadzkiego bełkotu.
Pierwsze ~40 minut jest świetne, oglądałem je z niekłamanym zainteresowaniem ciesząc oczy lejącą się tu i ówdzie juchą. Motyw z pokraką "ścigającą" Lucie także zasługuje na pochwałę, jest nawet dość nowatorski, zaskakujący (choć już sam wygląd owej potwory to ewidentnie kitajska naleciałość, a to należy tępić).
Niestety po tak obiecującej pierwszej części filmu przychodzi druga, która, co tu dużo kryć, jest po prostu chujowa. Pierwsze ziewanie pojawiło się około 60 minuty filmu, a dalej wcale nie jest lepiej. Pseudofilozoficzne gadki (w zamyśle mające skłonić widza do refleksji?)od razu przywodzą na myśl serial komediowo-obyczajowy z pewnym pospolitym narzędziem w tytule.
Z technicznego punktu widzenia nie mam nic do rzucenia. Bardzo dobre zdjęcia, ładna aktoreczka, odpowiedni kolor krwi. Tylko, no właśnie, krew. Trochę jej w tym filmie mało. Już o jakimkolwiek gore nie wspominając. Skoro twórcy chcieli zrobić film bezkompromisowy mogli nie zmieniać ujęcia w strategicznym momencie i pokazać coś co naprawdę mogłoby poruszyć zaprawionego w bojach widza kina gore czy eksploatacji. A tak podnietę mają co najwyżej ci, którzy odwracali wzrok w czasie desantu w Szeregowcu Ryanie.
Zganić należy też końcówkę, która jest, mówiąc krótko, do dupy. A przecież żabojady już przy okazji Haute Tension udowodnili, że jak chcą to potrafią zafundować widzowi mały mindfuck. Tu nic takiego nie doświadczymy, a jedyna refleksja jaka przychodzi po filmie, to taka że zmarnowany został naprawdę niezły pomysł.
Zdecydowanie lepszym francuskim filmem tego typu jest Inside i ten właśnie film jak najbardziej polecam. Miażdży Martyrsów pod każdym względem, niemalże czujemy tam ciepło juchy na twarzy, a nie słuchamy filozoficznych wywodów baby w turbanie.
A właśnie, że te filozoficzne wywody danej baby był wg mnie jedną z najlepszych rzeczy w filmie.
Oglądając film miałam mieszane uczucia. Początek podobał mi się - fakt, że została znaleziona dizewczynka oraz usnucie tego wielką tajemnicą, wciągało mnie przez pewien czas. Lecz gdy Lucie zaczyna się mścić - zaczyna się krwawa jatka, która już tylko przypominała mi filmy typowo amerykańskie (obrzydliwe "wzgórza mają oczy' np.). Co do samej Lucie powiem, że piękna kobieta. Przyciągała mój wzrok i była 'perełką' filmu.
Film skazałam już na niską ocenę, gdy pojawił się motyw z meczęństwem. Moja wyobraźnia zaczęła działać i końcówka, śmierć kobiety z turbanem, wg mnie najlepszym zakończeniem jaki mógł być. Teraz tylko zostaje głowić się, co nas spotka po śmierci.
Same sceny - np. obdarcie ze skóry, uważam za groteskowe. Za dużo ich było, moim zdaniem.
pozdrawiam ;)
Dokładnie. Pierwszą część filmu, z "lejącą się tu i ówdzie juchą", spokojnie mógłbym sobie darować. Spektakl zaczął się dopiero od momentu, kiedy pojawił się eksperyment z męczeństwem. Bardziej przerażająca od "juchy", czy stworów z horroru rodem, była ta szczęśliwa rodzina, która czasem schodziła do podziemi i bez cienia emocji torturowała ludzkie, że tak się wyrażę, zwłoki. Zupełnie jakby to była rzecz, a nie człowiek.
Kiedyś czytałem książkę pt: "Ponad ludzką miarę: Wspomnienia operowanych w Ravensbrück". Pozwolę sobie zacytować fragment recenzji:
"W okresie od 1 sierpnia 1942 roku do 16 sierpnia 1943 roku w obozie koncentracyjnym Ravensbrück lekarze hitlerowscy dokonali doświadczalnych operacji nóg na siedemdziesięciu czterech Polkach, więźniarkach politycznych, kobietach zdrowych i młodych. Były to operacje mające na celu wywołanie zakażenia i wypróbowanie leczenia go sulfonamidami, operacje mięśniowe, kostne i nerwowe, których celem były badania nad regeneracją i transplantacją kości i tkanki. Część ofiar tych nieludzkich eksperymentów zmarła bezpośrednio po operacji, część rozstrzelano w obozie z jeszcze nie zagojonymi ranami, część - dzięki własnej determinacji i solidarnej pomocy współwięźniarek - zdołała się uratować. Kilka z nich zmarło po wojnie w kraju - wszystkie na skutek przebytych operacji. Spośród pozostałych przy życiu - około jedna czwarta dotknięta jest trwałym kalectwem, skutki operacji odczuwają wszystkie.
W tomie tym zebrane zostały wspomnienia dwudziestu operowanych doświadczalnie więźniarek Ravensbrück. Wspomnienia te, kreślone przez kobiety obarczone koszmarnymi przeżyciami więziennymi i obozowymi oraz cierpieniami fizycznymi, stanowią jedyny w swoim rodzaju dokument zbrodni bez precedensu, dokonanej na ludziach przez medycynę hitlerowską."
Oglądając "Martyrs" cały czas miałem przed oczami te dramatyczne wspomnienia z książki. Wspomnienia o tym co może zrobić człowiekowi drugi człowiek w imię "wyższych celów".