powiem tylko tyle: TO NIE JEST FILM DLA LUDZI O SŁABYCH, LUB PRZECIĘTNYCH
NERWACH. TRZEBA MIEĆ TROCHĘ NASRANE W GŁOWIE, ABY OBEJRZEĆ GO W
CAŁOŚCI, POMYŚLEĆ NA SPOKOJNIE NAD NIM I WYSTAWIĆ MU WYSOKĄ OCENĘ.
NIE KRYTYKUJĘ I NIE OBRAŻAM. PRZESTRZEGAM, ABY OSOBY NIE GOTOWE NA
RYSĘ NA MÓZGU POTEM NIE ŻAŁOWAŁY, JAK JA.
p.s. nie krytykujcie mnie, nie potrzeba mi waszej krytyki, ostrzegam tylko ludzi, którzy nie
lubią tak okropnej brutalności, gdyż są zbyt wrażliwi. Nie obrażam ludzi, którzy nie mieli
problemów z obejrzeniem tego filmu, gdyż każdy ma swój próg wytrzymałości. Po prostu
ostrzegam, gdyż tego na FW mi brakuje. Mnie nikt nie ostrzegł. Minęło dużo czasu od
kiedy obejrzałam ten film, a dalej mnie to zniesmacza.
''TRZEBA MIEĆ TROCHĘ NASRANE W GŁOWIE, ABY OBEJRZEĆ GO W
CAŁOŚCI''
''Nie obrażam ludzi, którzy nie mieli
problemów z obejrzeniem tego filmu''
????
Nie kapuje. :) Napisać coś a potem zaprzeczyc heh
''Mnie nikt nie ostrzegł. Minęło dużo czasu od
kiedy obejrzałam ten film, a dalej mnie to zniesmacza.''
Najlepiej to idź sie mamie pożal, a nie zakładasz temat których pełno tutaj na forum tego filmu. Od samego początku zapowiada się ostro mogłaś nie oglądać i jak to napisałaś nie robić sobie rysów na mózgownicy :P
pozdro
nasrane - tzn (w moim słowniku - sorry) nawrzucane tyle rzeczy z mediów (żeby nie powiedzieć śmieci), doświadczenia życiowego, że jest w stanie oglądać brutalne sceny (ja miałam dobre dzieciństwo, jestem więc wrażliwa).
No cóż, mam już tak, że jak film zacznę oglądać, to już oglądam do końca. Mamie się już pożaliłam. Przytuliła mnie do cyca i od razu było mi lepiej.
Nie każdy wie, co reprezentuje sobą ten film. Taki mały wątek ostrzegawczy, aby był na samym wierzchu.
Napisałam, że nie potrzebuję krytyki. Po co więc się wypowiadasz? Widzę Twoją ocenę 10/10, fajnie, że możesz spokojnie patrzeć i oceniać brutalność... Nie każdy jednak tak potrafi.
Nie chcę więcej krytyki. Temat będzie nie potrzebny, przebiją go inne tematy. Pohamujcie wpisy, proszę.
''nasrane - tzn (w moim słowniku - sorry) nawrzucane tyle rzeczy z mediów (żeby nie powiedzieć śmieci), doświadczenia życiowego, że jest w stanie oglądać brutalne sceny (ja miałam dobre dzieciństwo, jestem więc wrażliwa).''
Rozbawiłaś mnie tym.
Spoko już nic nie komentuje tylko nie rozumiem jak można sie zmuszać do oglądania filmu na który nie mamy wogóle ochoty, który nam sie nie podoba? Chyba tylko po to by wystawić tak jak ty 1.
Bezsensu nie lubie komedii romantycznych czy melodramatów - nie oglądam i nie wystawiam 1.
Nikt cie nie ostrzegł ? daj numer tutaj gg , telefonu, czego tam chcesz bedziemy cie informować o filmach typu martyrs żebyś wiecej nie rysowała sobie mózgu. A na poważnie to mogłaś poczytać trochę forum nie piersza dajesz podobny temat.
Wielu już pisało o dużej brutalności w tym filmie.
Zmieniłam ocenę, filmweb za późno to zmienił. Nie wystawiłam żadnej oceny, gdyż nie jestem w stanie. Nie rozumiem powodu realizacji tego filmu, tak samo jak nie rozumiem powodu realizacji piły i jej fenomenu. Nie oglądam dalszych części, gdyż są dla mnie zbyt "mocne". Sorry też, że nie chce mi się przeglądać 453 tematów, a na pierwszej stronie większość tematów jest pochlebnych. Nie spodobało mi się też twierdzenie, że film jest tylko dla osób inteligentnych... To weszło mi trochę na ambicję i tyle. Lubisz wyżywać się słownie na innych, wyżywaj się. dużego wrażenia to na mnie nie robi. Powyzywaj mnie jeszcze, bo nie daleko Ci od tego. Twój sarkazm jest tak śmierdzący, że czuć go na kilometr. A przecież powinien on być subtelny... Ale mówiąc bardzo brzydko - jebie mnie to co o mnie myślisz i jak na mnie nawrzucasz. Temat zrobiłam z dobrymi intencjami, to jak ty go odbierasz, nie jest moim zmartwieniem.
"doświadczenia życiowego, że jest w stanie oglądać brutalne sceny (ja miałam dobre dzieciństwo, jestem więc wrażliwa)."
Przykro mi, ale powyższe zdanie jest całkowitym nieporozumieniem i to z wielu względów.
Doświadczenie życiowe nie powoduje, że jesteś w stanie oglądać brutalne sceny (no chyba, że dotyczy to zawodowego żołnierza, wysyłanego gdzieś na front, lub innego delikwenta, który z brutalnością styka się na co dzień). Doświadczenie życiowe pozwala zachować dystans - nie oglądasz obdzieranej ze skóry kobiety, tylko aktorkę, która gra obdzieraną ze skóry kobietę, a to zasadnicza różnica. Kiedy byłem bardzo młody, strasznie ubolewałem, że ktoś tych aktorów w filmach wojennych rozstrzeliwuje i oni, biedni, się na to godzą. Potem z tego wyrosłem, bo ze zdziwieniem zauważyłem, że ci "rozstrzelani" grają w innych filmach, zatem jakoś udało im się przeżyć. No ale taki etap miałem w wieku 5 lat...
Kwestia w filmach typu "Martyrs" jest dość prosta - czy brutalność jest celem samym w sobie, czy też niezbędnym środkiem do zobrazowania czegoś głębszego. Tu właśnie pojawia się problem, bo każdy interpretuje po swojemu, co jest związane z różnymi czynnikami. I będę musiał się powtarzać, bo kilka razy już o tym wcześniej pisałem, ale trudno. Np ja widzę w tym filmie silne analogie z niejakim doktorem Mengele, czyli nazistowskim lekarzem-oprawcą z obozów śmierci, który też robił eksperymenty na ludziach. Rzecz jasna dla celów wyższych. I jeśli ktoś mówi, że film jest "be" i nie powinno się tego pokazywać, to zaraz mam skojarzenia, że gdyby nie pokazywać tego co jest "be", to natychmiast powinno się wysłać buldożery na taki Auschwitz, żeby to zrównał z ziemią raz na zawsze. I jeśli ktoś mówi, iż nie trzeba takich rzeczy pokazywać, bo to jest jasne, że człowiek bywa bestią, to grzecznie przypominam, że dwadzieścia lat po jednej wojnie światowej rozpętała się druga, jeszcze gorsza, choć ludzie niewątpliwie powinni pamiętać, że wojny są "be". Zatem może jednak czasem warto przypomnieć pewne rzeczy.
Innymi słowy różnica między filmem epatującym brutalnością, a filmem gdzie brutalność bywa częścią składową, uwypuklającą pewien aspekt jest różnicą między pornografią a erotyką. Tutaj granica nie jest zarysowana ostro i czasem prowadzi groteski, co celnie podsumowuje poniższy cytat:
"Baudelaire opisał w "Mon coeur mis à nu" jak kiedyś wziął do Luwru pięciofrankową dziwkę, Louise Villedieu, która, rzecz jasna, znalazła się tam po raz pierwszy. Była przerażona. Czym? Festiwalem golizny żeńskiej. Gdy mijała akty, czerwieniła się i odwracała głowę lub zakrywała twarz dłonią, co chwila szarpiąc rękaw Baudelaire’a i pytając: "— Jak to można pokazywać takie świństwa?!...".
Idąc Twoim tokiem myślenia owa dama lekkich obyczajów miała dobre dzieciństwo i dlatego jej wrodzona wrażliwość doznała wstrząsu na widok malarskich aktów, z których większość, zarówno wówczas, jak i obecnie uznawana jest za dzieła sztuki. Cóż, zapewne doszła do wniosku, że jej pięciofrankowe usługi to subtelna erotyka, a malowidła w Luwrze to ostre porno. To jest właśnie problem z obiektywną oceną.
Mówisz, że doświadczenie życiowe nic nie ma do gadania w tych sprawach? To jak nazwiesz fakt, że chłopiec, który w dzieciństwie był mocno bity, gdzie widział zabijane zwierzęta niemal na co dzień, a kiedy stawał się starszy sam musiał to robić, gdzie wokół niego była masa przemocy, a w telewizji lecą brutalne filmy, ze spokojem na twarzy ogląda kolejny brutalny film, gdzie kobietę biją, poniżają i mordują w bestialski sposób? Nawet śmieje się podczas niego? To jest koszyk, pełen uzbieranych wspomnień i przeżyć, które ukształtowały w jakiś sposób jego osobowość...
Właśnie dlatego, że miałam świadomość takich praktyk, w sumie obok nas (naziści, a także i do tej pory odbywają się różne okropne rzeczy) to nie miałam możliwości obejrzeć tego filmu z przeświadczeniem - to aktorzy, a sytuacja jest zmyślona... Owszem, aktorzy, ale sytuacja nie do końca jest taka zmyślona... Warto wiedzieć jaka jest nasza historia, warto wiedzieć do czego zdolni są niektórzy ludzie... Ale myślę, że oglądanie tej brutalnej prawdy, może źle odbić się na niektórych, więc filmy tego typu powinny być ostrożnie udostępniane...
Nie potrafię odpowiedzieć Ci w żaden sposób na ostatni akapit... Nie ma i nie będzie obiektywnej oceny wydanej przez człowieka. Ja nie wydawałam tu ocen na temat filmu, a jeżeli tak wyszło, to nie było moją intencją tego robić. To był w sumie impuls wywołany wstrząsem, który przeżyłam po obejrzeniu filmu.
P.S. znam trochę historii, wiem do czego byli zdolni ludzie... I jak była lektura szkolna do przeczytania, traktująca przeżycia ludzi (np Medaliony) nie czytałam, bo nie byłam w stanie. Same fakty - ok przeczytam, ale opis ludzi którzy to przeżyli i zobrazowanie tego... Nie, ja się za bardzo wczuwam... Niektórzy po prostu nie są w stanie... (To się łączy też silnie z kierunkiem moich studiów, na których muszę być wyczulona na krzywdę innych...)
Właśnie dlatego wyjątek zrobiłem dla żołnierza, tudzież człowieka, którego codzienność przesycona jest brutalizmami.
"Owszem, aktorzy, ale sytuacja nie do końca jest taka zmyślona... Warto wiedzieć jaka jest nasza historia, warto wiedzieć do czego zdolni są niektórzy ludzie..."
I tutaj zgadzamy się stuprocentowo. Przy czym właśnie na tym polega (moim zdaniem) duża wartość tego filmu - to jest "sytuacja nie do końca taka zmyślona".
"Ale myślę, że oglądanie tej brutalnej prawdy, może źle odbić się na niektórych, więc filmy tego typu powinny być ostrożnie udostępniane..."
Natomiast w tym momencie ze zgodnością jest już nieco gorzej - bo, jak sądzę, uważasz, że film może zostać odebrany jako zachętę, czy propagowanie skrzywień o sadystycznym odcieniu. Dla mnie natomiast jest to przestroga. Aczkolwiek jestem w stanie zrozumieć Twój punkt widzenia, bo jeśli ideologia hitlerowska mówiła o rasie Słowian, jako o rasie podludzi, a mimo to zdarzają się polscy neonaziści, to ja absolutnie zaczynam wątpić, czy u nich w ogóle jakiekolwiek procesy myślowe zachodzą. Hołdowanie ideologii, która uważa ich za hołotę niegodną miana człowieka - czysta makabreska. No cóż, im żadne lekcje historii do rozumu nie przemówią, zatem filmy typu "Martyrs" faktycznie mogą odebrać instruktażowo, co byłoby tragicznym nieszczęściem.
Obiektywnej oceny nie ma i być nie może, bo to jest tak jak jazda na rollercoasterze. Jeden to uwielbia, inny dostanie mdłości. Problem pojawia się dopiero wtedy, jeśli odporność żołądka przełoży się na nonsensowne komentarze dotyczące poziomu inteligencji. Ponieważ komentarze są z reguły krótkie, więc pojawia się w oczywisty sposób tendencja do skondensowanej kąśliwości, czyli hasło: "film tylko dla psychopatów, odzew: "film nie dla idiotów". Proponuję w odbiorze takich komunikatów stępić nieco wrażliwość i uzbroić się w duże pokłady pobłażliwości.
Pozdrawiam
Nie nie nie! Niekoniecznie jako zachętę do takich praktyk, ale może zrobić rysę, wrażliwych doprowadzić do lęku i bezsenności, myślenia o tym, tzw flashbacków, a nawet niektórych objawów szoku... Ja po obejrzeniu filmu nie spałam w nocy, łzy nachodziły mi do oczu, w kółko zadawałam sobie pytanie "dlaczego? Skąd biorą się ludzie z tak chorymi pomysłami? Nie rozumiem ich intencji, dlaczego!?", jak zamknęłam oczy to widziałam te okropne sceny i nie mogłam ich zmazać z pamięci, miałam nawet koszmary... To nic miłego...
Napisałam w ps, że nie miałam intencji nikogo obrazić, a jedynie przestrzec wrażliwe jednostki, aby jednak ciekawość stłumiły i dały sobie spokój z oglądaniem filmu... Nie chciałam też krytykować tych, którzy odebrali film jako ciekawy, bo to normalne, że są różne indywidualności i gusta... Nie wystawiłam oceny, bo nie jestem w stanie.
Po prostu nie spodobało mi się, że ktoś nazwał mnie idiotą dlatego, że nie podobał mi się film... Jak ktoś może oceniać czyjąś inteligencję po tym czy lubi lady gagę czy też mansona?
Robią to, dlatego że mogą. I dlatego, że własne życie cenią bardzo wysoko, a cudzego nie cenią wcale. A raczej maskują swoje pobudki wynikające ze zwykłej ciekawości szumną ideologią - że to w imię celów wyższych. Czyli, że ofiara jest ze wszech miar godna szacunku (w końcówce filmu jest wzmianka na ten temat), aczkolwiek nie należy jej pytać, czy chce uczestniczyć w przedsięwzięciu w tej roli. Inna sprawa, że całe przedsięwzięcie jest od samego początku skrajnym absurdem, bo założenie, że coś się po śmierci dzieje, jest tożsame z dowodem na istnienie siły wyższej. Tutaj pojawia się oczywisty paradoks - Bóg w praktycznie każdej religii nagradza dobro i karze zło. A to co oni robią jest skrajnie złe. Zatem ceną za nakarmienie ciekawości i potwierdzenie, że zgon nie jest definitywnym końcem, będzie potępienie. W ten sposób mogli tylko i wyłącznie przegrać. Mogli również dowiedzieć się, że śmierć to meta wszystkiego, ale w takim razie po co ta cała bezsensowna rzeź? I to jest w tym filmie porażające - ofiara złożona z niewinnych osób w imię absurdu. Właściwie cała fabuła jest miniaturą tego, co robiły systemy totalitarne - w imię absurdu poświęcały rzesze niewinnych ludzi. Miliony zgładził nazizm, a 100 milionów komunizm. No i po co? Ano dlatego, że to ponoć dla dobra ludzkości... Dlatego, że "gdzie drwa rąbią, tam drzazgi lecą", albo dlatego, że "cel uświęca środki". Czyli dla argumentów, które zmiął i wyrzucił na śmietnik Saint–Exupéry mówiąc:
"A jeśli twierdzę, że poświęcam swoje pokolenie dla szczęścia pokoleń przyszłych — poświęcam ludzi. Nie tych czy innych, lecz wszystkich. Zamykam ich po prostu w ich nieszczęściu. Cała reszta to słowa puste jak wiatr".
"Po prostu nie spodobało mi się, że ktoś nazwał mnie idiotą dlatego, że nie podobał mi się film... Jak ktoś może oceniać czyjąś inteligencję po tym czy lubi lady gagę czy też mansona?"
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla równowagi:
"Po obejrzeniu tego filmu pojawia mi się tylko jeden komentarz w głowie Chory film dla chorych ludzi!"
"Nic ten film nie wnosi oprócz tego, że ciężko wysiedzieć oglądając to bestialstwo. Nie rozumiem ludzi dodających go do ulubionych i karmiących się głębszym sensem tego obrazu. W tym filmie nie ma żadnej głębszej myśli, ani filozofii - totalne nieporozumienie. A reżyser, który kręci takie filmy ma coś nie tak z psychiką."
"Nie bardzo rozumiem po co powstają tak chore filmy. Chyba tylko po to, żeby mordercy mieli z czego czerpać inspiracje. Film posiada wiele absurdów, a akcja polega tylko na pokazaniu coraz to gorszych tortur. CHORE."
"Dlaczego to coś ma tak wysoką ocenę? Co ten film oferuje poza sadyzmem i scenami chorego okrucienstwa? A właśnie nic! Ten film to jest totalne zero, najgorszy szit jaki w życiu widziałem."
A mi się podobał. No i co mam powiedzieć?
No i jeszcze jedno:
"Po prostu ostrzegam, gdyż tego na FW mi brakuje. Mnie nikt nie ostrzegł."
E, tam nie ostrzegł, trzeba się tylko odrobinę cofnąć i nagłówki mówią same za siebie. Są filmy, w których reżyser staje na głowie, aby się przypodobać maksymalnemu kręgowi odbiorców. Ten do nich nie należy.
Cytowałeś wiele wypowiedzi, czy wszystkie są moje? Dostrzegam wśród nich te, które napisałam, ale chyba nie wszystkie są moje? (pytam, bo nie jestem pewna)
Pewna natomiast jestem jednego - ten film wywarł na mnie ogromny wpływ, nie wiem dokońca jaki, ale wywarł ogromny... Czytając Twój komentarz przyszło mi na myśl jedno.. Niby Bóg kazał poświęcać jednostki dla dobra innych i one się poświęcały, były osoby, które poświęcały innych dla dobra całego społeczeństwa, ale dlaczego nie pytano ich o zdanie, czy chcą być poświęcane? Nie przytoczę przykładów, gdyż pamiętam dużo faktów bez nazw i dat... Ale... Chociażby.. Judasz... Mówią o nim straszne rzeczy... Minęło 2 tysiące lat, a dalej pokutuje. że to on był zły... Ale czy był? Nie wiem... Nie wiem co o tym myśleć.. Jestem pewna jednego. Ja do ludzi, którzy lubią cierpienie innych, nawet w imię dobra nie należę.
"Po obejrzeniu tego filmu pojawia mi się tylko jeden komentarz w głowie Chory film dla chorych ludzi!"
"Nic ten film nie wnosi oprócz tego, że ciężko wysiedzieć oglądając to bestialstwo. Nie rozumiem ludzi dodających go do ulubionych i karmiących się głębszym sensem tego obrazu. W tym filmie nie ma żadnej głębszej myśli, ani filozofii - totalne nieporozumienie. A reżyser, który kręci takie filmy ma coś nie tak z psychiką."
"Nie bardzo rozumiem po co powstają tak chore filmy. Chyba tylko po to, żeby mordercy mieli z czego czerpać inspiracje. Film posiada wiele absurdów, a akcja polega tylko na pokazaniu coraz to gorszych tortur. CHORE."
"Dlaczego to coś ma tak wysoką ocenę? Co ten film oferuje poza sadyzmem i scenami chorego okrucienstwa? A właśnie nic! Ten film to jest totalne zero, najgorszy szit jaki w życiu widziałem."
wszystkie powyższe cytaty nie są Twoje. Wziąłem je z nagłówków wątków cofając się nieco w historii dyskusji.
Co do Judasza:
Zaczynamy od tego, że Jezus jako Bóg jest wszechwiedzący. To znaczy, że doskonale wiedział, iż Judasz zdradzi.
Dalej - ktoś musiał zdradzić, żeby historia potoczyła się ustalonym torem. W tym sensie Judasz, jak by na to nie patrzeć, był niezbędny. Innymi słowy Jezus mógł zdradę udaremnić, a nie zrobił tego. Ta zdrada była po prostu konieczna.
Pozostaje pytanie, czy Judasz zdradził, bo zwątpił w boskość Jezusa i motorem napędowym działań były srebrniki, czy też dlatego, że ktoś po prostu musiał wykonać "czarną robotę", a nikt się do tego nie kwapił, więc z musu wziął na siebie rolę czarnego charakteru?
Judasz się powiesił. I znów nie ma jasnych odpowiedzi, czy dlatego, że dręczyły go wyrzuty sumienia (czyli zdradził dla srebrników), a może dlatego, że zdawał sobie sprawę iż mimo słusznych intencji zostanie odsądzony od czci i wiary, a jego imię zostanie na zawsze synonimem zdrady?
Z oceną tego zdarzenia jest trochę tak jak z oceną "Martyrs" - każdy widzi to co chce.
Zupełnie osobną sprawą jest kwestia wolnej woli, którą każdy posiada. Lecz cóż z tego, skoro każda decyzja jest z góry przewidziana i wiadoma? Pojawia się pytanie - czy działamy zgodnie z własną wolą, czy tylko odgrywamy swoje wcześniej ustalone role?
PS
Nie chciało mi się czytać "Ewangelii Judasza", być może tam jest jakaś alternatywna interpretacja.
I tu przyznam Ci świętą rację. Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Każdy widzi co innego... Każdy widzi to, co chce. Nie chciałam swoim tematem obrażać nikogo, tylko bezosobowo przekazać ważną moim zdaniem informację...
z jednym, jedynym punktem sie nie zgodze - zakladanie istnienia zycia po smierci nie jest rowne z wiara w boga.
mnie najbardziej przerazilo to, kiedy zrozumialam SPOILER ze torturuja ludzi do momentu kiedy ich mozg za zycia uzna ze sa martwi i peknie pewien malutki gruczoł. W tym momencie uwalnia się taka ilość endorfin jakiej pewnie nie ma nawet po zazyciu ogromnej ilosci mdma. Stad te niewidzace oczy i pelne szczescia halucynacje. Krotko mowiac, co pocieszajace, w chwili smierci jestesmy na gigantycznym haju i poczucie euforii i cudowne wizje. Fakt udowodniony naukowo, jesli pomieszalam pojecia hormonow czy czegokolwiek to prosze o wybaczenie - sens pozostaje ten sam :)
Też o tym czytałam, że w chwili śmierci mózg uwalnia jakieś hormony, czy enzymy... Kurcze już nie pamiętam... Był o tym artykuł w Focusie ostatnio... Beta-endorfiny i dopamina, pobudzenie układu limbicznego - doświadczenia mistyczne...Nr czerwcowy 2011 :)
O endorfinach też już kiedyś wspominałem, że są naturalną reakcją organizmu, aby jak złagodzić zgon. Niemniej jednak zwróć uwagę, że raczej nikt by nie robił takich makabrycznych doświadczeń aby ustalić co się dzieje z człowiekiem, gdy w stanie agonalnym dostaje zastrzyk endorfin, bo po co się posuwać do wielodniowego bicia? Endorfiny wyzwolą się nawet bez bicia. No i gwałtowna reakcja pewnej pani w samej końcówce filmu również nie pasuje do tej teorii, bo niby dlaczego miała tak reagować, skoro chodzi jej tylko o wpływ pewnego związku chemicznego na ofiarę?
Jak już wspominałem wcześniej wszystkie działania sekciarzy są absurdalne.
1) mogą otrzymać relację przekłamaną (niby dlaczego ofiara ma im relacjonować prawdę? w ramach wdzięczności?) - po co im to?
2) mogą otrzymać relację powodowaną endorfinami - tylko że nie o to im chodziło.
3) mogą otrzymać relację dowodzącą istnienia życia pozagrobowego, ale co im to da? - tu patrz ten fragment o Bogu, który pisałem wcześniej.
Piszesz: "Są filmy, w których reżyser staje na głowie, aby się przypodobać maksymalnemu kręgowi odbiorców. Ten do nich nie należy."
Owszem nie należy bo nie musi. Wystarczy, że padnie zdanie "Najbrutalniejszy francuski film ostatniej dekady" czy coś w tym stylu i już będzie miał oddane grono fanów. Bo ludzie tego szukają. Warto by się dowiedzieć czego ludzie szukają oglądając takie filmy.
Bo wiadomo o co chodzi ludziom, którzy je produkują. O pieniądze.
Każdy liczy na zysk, gdy wypuszcza swój film w obroty :):):) Więc, nie wiem w czym problem.
Innym się podoba, drugim nie.
No, to kwestię gustu i pienięzy już sobie wyjaśniliśmy:)
Natomiast nie widzę tego jakiegoś mitycznego drugiego dna, które ten film według niektórych posiada, ani tych szczytnych ideałów, które podobno przyświecały twórcom "Martyrs".
Ja nie widzę szczytnych ideałów w prawie żadnym filmie, a zwłaszcza w horrorze. I dla mnie, wcale nie musi być mega-inteligentnym movie z wartościowym przekazem. Czasem warto i takie obejrzeć, ale film to rozrywka, odskocznia od realności, zapychacz luki w nudnym dniu, hobby, przy którym chce przeżyć coś, w sensie czuć, poczuć go. Mi to wystarczy. Nie powiem, że wyśmienicie się bawiłam w czasie seansu :) Wbił się w moją psychikę tak bardzo, że nigdy o nim nie zapomnę. Czasem, w nie za wielkich dawkach, sobie pozwalam. Nie za wielkich - bo przecież jestem wrażliwcem ;)
Popieram w całej rozciągłości. Dla mnie kino to też zabawa i oglądam horrory i filmy grozy na potęgę. Ale "Martyrs" to dla mnie w żadnym razie nie jest zabawa - to bardzo brutalny film, a zauważyłam niebezpieczną tendencję u tych, którym się podobał do szukania w nim jakiejś ideologii (nie mam na myśli Ciebie skoro piszesz jasno, że nie szukasz). Nie rozumiem też jak można się dobrze bawić na tym filmie, nie potrafiłabym 2-godzinnego patrzenia jak na ekranie ktoś kogoś katuje - nazwać rozrywką.
No tak, bo rozrywka kojarzy się z czymś przyjemnym :):) Ale chodziło mi ogólnie o filmy, czym one mogą być. Ja glądam bo lubię, jest to swego rodzaju hobby, rzecz jasna. Lubię nowe, świeże historie, które i czasem mogą bardziej niż inne - odbiegać od normy. Tyle się już naoglądało Beethovenów czy Pretty Woman w młodości, wszystko już się widziało. Coś innego, nieszablowanego, porywa mnie, po prostu.
Nie wiem o jakiej ideologii mówisz :) Czytałam te wszystkie tematy już dawno temu i nie pamiętam o co to się tutaj wykłócano :)
Cha cha:)
Pojawiają się głosy, że ten film to alegoria (tak ja rozumiem wypowiedzi tych zwolenników filmu) systemu totalitarnego. Niektórzy nawet sugerują, że jeśli ktoś tego filmu nie rozumie to musi mieć niskie IQ...
Tylko ja nie wiem co tu jest do rozumienia i jakaż to ponadprzeciętna inteligencja jest potrzebna do oglądania jak jedni ludzie znęcają się nad innymi.
Łatwo zrozumieć osobę, którą zwyczajnie film nie kręcił. Nie zapominajmy, że nie jest to przyjemna historia rodzinna, karateki przebranego za różową baletnice z plamą nutelli na policzku, tylko jest to dość mocny film. Filmy ociekający, że tak się wyrazę, torturami na biednej kobiecie, wykonywanymi przez bezlitosnych mięśniaków, czy przez szalone, już normalnej obudowy, baby, które nie czują się winne, nie jest im żal, cholera wie gdzie u nich podziała się ta wrażliwość, empatia to tych wszystkich skrzywdzonych kobiet. Same albowiem są kobietami. I my jako kobiety, przeżywamy jeszcze bardziej widząc tyle bólu, zwłaszcza jeśli ofiarą jest kobieta. Dlatego nie dziwi mnie fakt, że tyle osób nie cierpi tego typu produkcji.
Film jest prosty i dla wąskiej publiki. Teksty typu: "masz niskie iq, dlatego nie lubisz bo nie zrozumiałeś" pisze ciemnota, durni ludzie. Nie ma co się tym przejmować.
Dzięki za wsparcie, Kobieto:)
Ja się tym nie przejmuję (w sensie - nie biorę tego do siebie) co ci ludzie wypisują o cudzym IQ itd. (choć ten poziom dyskusji trochę mnie rozwala) tylko chcę jasno wyrazić swoje zdanie na temat właśnie takich filmów.
Myślę, że bardzo trafnie ujęłaś istotę "Martyrs".
To ciekawe, że możemy się na ten temat dogadać mimo tak rozbieżnej oceny przedmiotu naszej rozmowy:)
"Dzięki za wsparcie, Kobieto"
Taaa, nick na to nie wskazuje. Szkoda, że nie ma możliwości zmiany nicka, choć ten jeden raz...
Przepraszam, ale jestem skrajnym laikiem jeśli chodzi o dodatkowe możliwości portalu, zatem zaproszenie, które dostałem bardzo mi pochlebia, ale niestety nie do końca wiem z czym to się wiąże, ani jaka jest ścieżka postępowania w takich sytuacjach.
klikasz, że przyjmujesz zaproszenie i masz znajomego:) Albo, że nie przyjmujesz i nie masz:)
Pozwolę sobie odpowiedzieć w tym miejscu zbiorczo na kilka spraw
"Owszem nie należy bo nie musi. Wystarczy, że padnie zdanie "Najbrutalniejszy francuski film ostatniej dekady" czy coś w tym stylu i już będzie miał oddane grono fanów. Bo ludzie tego szukają. Warto by się dowiedzieć czego ludzie szukają oglądając takie filmy.
Bo wiadomo o co chodzi ludziom, którzy je produkują. O pieniądze."
Słusznie. Ale nie do końca.
Wróćmy do anegdotki z Luwrem. Potężna część malarskich aktów tworzona była na zamówienie. Aby uciec przed zarzutem pornografii malarz wkomponowywał goliznę w scenę mitologiczną. Dzięki temu mieszek miał cięższy o garść monet, a klient mógł nacieszyć oczy tym, o co mu chodziło. Czyż nie jest to klasyczny przykład twórczości pretekstowej, lub też hydraulicznej? Mimo, iż obrazy bez wątpienia należą do tego nurtu, to jednak wiszą tam gdzie wiszą i cieszą się zasłużoną renomą.
Czy odkrywszy pazerną naturę malarzy mamy ruszyć z pochodniami na Luwr i spalić te wszystkie bezecne malunki?
Czasem tylko malarz robił z kupca przysłowiowego "wariata" i tworzył coś zupełnie rozbieżnego z oczekiwaniami np:
"(...) pewien lord, straszny sknera, obstalował u Hogartha ścienne malowidło: wędrówkę Izraelitów, których goni faraon, przez Morze Czerwone. Hogarth wycenił robotę na sto gwinei, lecz arystokrata parsknął:
— Twoja bazgranina nie jest warta więcej niż dwadzieścia!
Hogarth odrzekł:
— Mam kłopoty finansowe, dlatego przyjmę tego dwudziestaka, pod warunkiem, że zostanie wypłacony z góry.
Lord zapłacił i zatarł ręce, kontent, iż tak łatwo ocyganił malarza. Nazajutrz dzieło było gotowe. Lord ujrzał ścianę czerwoną od brzegu do brzegu.
— Co to jest? — spytał.
— To jest Morze Czerwone, milordzie — wyjaśnił twórca czerwonej ściany.
— A gdzie faraon? Gdzie armia egipska?
— Utonęła. Wszyscy utonęli, jak mówi Pismo.
— A gdzie Żydzi?
— Żydzi, milordzie, zdążyli już szczęśliwie przejść na drugą stronę morza."
Ale z całą pewnością była to jego ostatnia robota u tegoż klienta.
"Pojawiają się głosy, że ten film to alegoria (tak ja rozumiem wypowiedzi tych zwolenników filmu) systemu totalitarnego. Niektórzy nawet sugerują, że jeśli ktoś tego filmu nie rozumie to musi mieć niskie IQ..."
Obawiam się, że połączyłaś tutaj kilka rzeczy w jedną dziwną całość:
1) Zdaje się, że tylko ja twierdzę, iż w filmie są nawiązania do systemu totalitarnego, nie twierdzę za to, że jak ktoś filmu nie rozumie, to musi mieć niskie IQ
2) Zdarzają się opinie o niskim IQ, ale one nie idą w parze z nawiązaniami do totalitaryzmu.
Generalnie argumenty typu: nie rozumiesz, bo masz za małe IQ itp, ewidentnie maskują brak argumentacji. Po prostu komuś się coś podoba, ale nie potrafi tego logicznie wyjaśnić, więc stwierdza, że nie ma o czym gadać, bo oponent jest za głupi i kropka. Dość skuteczny, ale również prymitywny sposób.
Bywam również na forum "Dystryktu", gdzie jestem w dokładnie odwrotnej sytuacji: każdy mówi, że jest to dzieło z przesłaniem, że to film dla inteligentnych itp itd. Zatem bez trudu potrafię wczuć się w Twoją rolę, bo dla mnie "Dystrykt", to discopolowy film z pozorowaną głębią, robiony na zasadzie "dla każdego coś miłego". Aby być w zgodzie z sobą nie stosuję chwytów z którymi tam się spotykam, bo wydają mi się nędzne.
Natomiast co do zrozumienia: http://www.wykop.pl/ramka/106329/co-widzisz-na-tym-obrazku/
Pierwsze skojarzenie co do treści obrazka jest dość oczywiste, ale pokaż ten obrazek dziecku, a usłyszysz, że widzi delfiny. Jak już kiedyś wspominałem - nie interesuje mnie, czy moja opinia co do motywów reżysera jest trafna. Ważne jest to, jak ja odbieram ten film. A odbieram przez pryzmat nabytych doświadczeń (co oczywiście nie znaczy, że mam obozowe doświadczenia, podobnie jak nastolatek bez praktycznych doświadczeń łóżkowych również prawidłowo rozpozna na obrazku parkę, a nie delfiny). Ponieważ mam na koncie trochę książek historycznych, więc mam takie skojarzenia, a nie inne. Poza tym analizowałem już kiedyś dość szczegółowo końcówkę filmu (więc nie chcę tego robić ponownie) i z analizy wyszło mi, że zachowanie szefowej sekciarzy jest całkowicie idiotyczne. Pozwoliłem sobie założyć, że reżyser jednak idiotą nie jest, zatem cały ten idiotyzm sytuacji jest zabiegiem celowym i ma na celu skompromitowanie hasła pt "cel uświęca środki". Bo właśnie w ten sposób sekciarze usiłują usprawiedliwić swoje działanie.
"Ludzie zawsze prowadzili wojny i będą je prowadzić - robią to od zawsze - głównie dla zysku nie dla idei. Czy to, że parę osób obejrzy parę brutalnych scen w "Martyrs" ma zapobiec tej strasznej, ogólnoświatowej sytuacji?"
Czy napis na papierosach "Palenie zabija" zlikwiduje nałóg? Czy numer telefonu, pod który może zadzwonić palacz, aby ku przestrodze posłuchać makabrycznego charkotu nałogowca wypleni tytoń? Jako wieloletni palacz z pełną odpowiedzialnością mogę odpowiedzieć, że nie. Ale może choć kilka osób dzięki temu nie zacznie palić i to już będzie sukces.
Jeśli poczułeś się przeze mnie zmieszany z tymi co tam piszczą o tym niskim IQ to sori, ale nie miałam tego na celu.
Odróżniam ludzi, którzy mają argumenty od tych, którzy ich nie mają, jeśli wszystko wsadziłam do jednego worka to w ferworze dyskusji.
Co nie zmienia faktu, że przydawanie "Martyrs" jakichś głębszych treści do mnie nie trafia.
Natomiast niestety mam pewną teorię dot. ukrytych treści w "Dystrykcie"...
:)
"Jeśli poczułeś się przeze mnie zmieszany z tymi co tam piszczą o tym niskim IQ to sori, ale nie miałam tego na celu."
Bez przesady:)
"Odróżniam ludzi, którzy mają argumenty od tych, którzy ich nie mają, jeśli wszystko wsadziłam do jednego worka to w ferworze dyskusji. "
Uwaga z mojej strony nie była pretensją, tylko sprostowaniem.
"Co nie zmienia faktu, że przydawanie "Martyrs" jakichś głębszych treści do mnie nie trafia."
Film jest kontrowersyjny, dlatego jeśli komuś się nie podoba, to podchodzę do tego z pełnym zrozumieniem. Aczkolwiek ja tam dogrzebałem się kilku głębszych treści:)
"Natomiast niestety mam pewną teorię dot. ukrytych treści w "Dystrykcie"..."
... Treści w "Dystrykcie" nie są ukryte. One są wytłuszczone i maksymalnie wyeksponowane. To co mnie tam irytuje, to opinia, że fabuła jest genialna, a nawet ultrarealistyczna.
Genialna fabuła razi na okrągło potwornymi nonsensami. Co ciekawe nonsensy można było łatwo usunąć, likwidując fantastyczne tło i koncentrując się na meritum. Tylko kto by to wtedy oglądał? Zgaduję, że 99% zagorzałych fanów, którzy teraz tak ochoczo szermują "przesłaniem" nawet nie wiedziałoby co to za film, gdyby wyciąć kosmitów, strzelaniny i bluzgi. Dlatego pojawia się pytanie: czy to jest tzw film kultowy dlatego, że są tam ukryte treści, czy dlatego, że ukryte treści nie przeszkadzają koncentrować się na typowej Rambo-rozwałce?
To "Dystrykt" jest filmem kultowym? Nie wiedziałam:) Ja bym się w jego ocenie tak daleko nie posunęła. Kultowy to jest np. "Easy Rider"... Ale "Dystrykt"? Według mnie to film całkiem dobry. Nie znam się na podróżach kosmicznych, nie doszukiwałam się niedociągnięć natury merytorycznej i w ogóle uważam, że forma tego filmu jest potraktowana bardzo umownie. Podobało mi się, że film w sposób lekki, niezobowiązujący i umowny - traktuje o poważnych sprawach (a wierz mi - nie jestem wielbicielką pościgów i strzelanek). Podobał mi się tchórzliwy i konformistyczny antybohater, który w komiksowy i niewiarygodny (umowny) sposób staje nagle po stronie uciśnionych "krewetek".
Trafia do mnie takie ujęcie tematu, nie przeszkadza mi tutaj fantastyka i czasem wolę się nad czymś zastanowić przy "lekkim" filmie fantasy niż przy realistycznym filmie o gettach, które faktycznie istnieją.
Ale ogólnie jakoś bym się nad tym całym "Dystryktem" nie spalała.
Ostatnio mam problem z wątkiem fantastycznym w "Melancholii" von Triera - był mi on całkowicie niepotrzebny. Wolałabym obejrzeć kameralną historię o dziewczynie chorej na depresję (byle to nie była Kirsten Dunst) i jej relacjach z rodziną. A tak "Melancholia" mnie nie uwiodła, no nie uwiodła mnie:)
A żeby było na temat to wrócę na chwilkę do "Martyrs":
czy ten film podobał Ci się dlatego, że są tam ukryte treści, czy dlatego, że ukryte treści nie przeszkadzają koncentrować się na typowych smakowitych torturkach?:)
Z pozdrowieniami...
"To "Dystrykt" jest filmem kultowym? Nie wiedziałam:) Ja bym się w jego ocenie tak daleko nie posunęła. Kultowy to jest np. "Easy Rider"... Ale "Dystrykt"?"
Nawet nie próbuj chwalić się tą skandaliczną niewiedzą przy fanach. Określenia typu: "najlepszy film s-f" są żelaznym i niepodważalnym dogmatem.
"Według mnie to film całkiem dobry. Nie znam się na podróżach kosmicznych, nie doszukiwałam się niedociągnięć natury merytorycznej i w ogóle uważam, że forma tego filmu jest potraktowana bardzo umownie."
W tym przypadku nie musisz znać się na podróżach kosmicznych. Przykładowy problem: mija 20 lat od lądowania, a obcy handlują bronią. Pytanie zasadnicze - skąd ją mają? Tutaj najczęściej pada odpowiedź - przemycili ze statku podczas ewakuacji. No właśnie.
Teraz zbiór faktów:
- Krewetki były chore i osłabione;
- Transportowane były najprawdopodobniej helikopterami, co mocno ogranicza ilość przewożonych (odpada przemyt w tłumie);
- Broń była dość duża (trudna do ukrycia) i oczywiście wzbudzała niesłychane zainteresowanie ludzi
- Krewetki nie używały broni, zatem można śmiało powiedzieć, że po prostu nie była im potrzebna (Krewetki były agresywne, ale demonstrowały wyłącznie agresję fizyczną, bez użycia broni).
Teraz ponownie pytanie - skąd miały broń, do tego w ilości wystarczającej na 20 lat handlu i po co zabierały tę broń? Na handel?
Jedyna możliwość: ludzie przetransportowali obcych, a potem oddali im ten cały arsenał, by potem znów go poszukiwać.
Ewentualnie (jak mnie kiedyś śmiertelnie poważnie pewien jegomość przekonywał) - ludzie oddali obcym lasery, bo się ich bali. A potem przestali się bać i odbierali. I już.
A czemu czepiam się tej broni, zamiast potraktować ją umownie? Wystarczy spojrzeć na fabułę (najlepszą, ultrarealistyczną, genialną, zjawiskową, nowatorską). Bez tego elementu fabuła przestaje istnieć, bo druga połowa filmu obfituje w nieustającą kanonadę. Gdyby zabrać laserowe pukawki, to Wikus z kumplem strzelaliby z papierowych torebek, co stanowiłoby humorystyczny dysonans w zestawieniu z ważkim przesłaniem.
"Podobało mi się, że film w sposób lekki, niezobowiązujący i umowny - traktuje o poważnych sprawach (a wierz mi - nie jestem wielbicielką pościgów i strzelanek). Podobał mi się tchórzliwy i konformistyczny antybohater, który w komiksowy i niewiarygodny (umowny) sposób staje nagle po stronie uciśnionych "krewetek"."
Ów tchórzliwy i konformistyczny bohater, przy całej swojej ciamajdowatości zachował jednak całkiem typową skuteczność zabójcy, charakterystyczną dla herosów komiksowych. Właściwie różni go od nich tylko bardziej wyrazista mimika twarzy i na dobrą sprawę, tak prawdopodobnie wyglądałby Charlie Chaplin w roli Supermena.
"Trafia do mnie takie ujęcie tematu, nie przeszkadza mi tutaj fantastyka i czasem wolę się nad czymś zastanowić przy "lekkim" filmie fantasy niż przy realistycznym filmie o gettach, które faktycznie istnieją."
Owszem, ale wymagam jednak elementarnego poszanowania dla logiki. Kompletny bezsens może panować w Transformers, bo tam liczy się przede wszystkim wartka akcja i nikt tego nigdy nie ukrywał. Filmowi z aspiracjami poprzeczkę stawiam wyżej. Zatem jeśli reżyser chce przedstawić statek kosmiczny jako olbrzymie sanie zaprzężone w mechaniczne renifery, to proszę bardzo (to wchodzi w zakres fantastyki). Ale jeśli reżyser twierdzi, że ludzie najpierw oddali całą zbrojownię, a potem zaczęli znów ją odbierać, to w sumie jest to też fantastyka, ale na pewno nie naukowa. Bo jak wygląda statek obcych to ja doprawdy nie wiem - być może są to sanie, za to doskonale wiem, że żadnemu obcemu w takiej sytuacji ludzkość nie pozostawiłaby nawet scyzoryka, a zwłaszcza wtedy, gdyby się bała.
"A żeby było na temat to wrócę na chwilkę do "Martyrs":
czy ten film podobał Ci się dlatego, że są tam ukryte treści, czy dlatego, że ukryte treści nie przeszkadzają koncentrować się na typowych smakowitych torturkach?:)"
Z filmem jest jak z puzzlami. Otrzymujesz obraz + historię. Do tego dopasowujesz resztę puzzli gdzieś po drodze zebranych, a to z innych filmów, czy książek, lub z obserwacji własnych. Efekty bywają różne.
Dla Ciebie "Martyrs" to chaotyczny zbiór krwawych klocków, z których nie da się ułożyć spójnej całości. W oczywisty sposób nie masz ochoty układać tych puzzli, bo i po co? W równie oczywisty sposób negujesz, że w ogóle da się coś z tego ułożyć i stwierdzasz, że pozostaje tylko bezładne połączenie, oraz kontemplacja krwistych bryzgów, czyli zajęcie dla osobników o skłonnościach do podejrzanych rozrywek.
Ja mam brakujące klocki, które sklejają się w pasującą całość, tworząc czytelniejszy obraz.
Puzzel nr 1: "Ponad ludzką miarę: Wspomnienia operowanych w Ravensbrück". Jako małolat z bodaj 10 wiosnami na karku zabrałem się za tę książkę i zrobiła na mnie potężne wrażenie. Są tam wspomnienia kobiet na których robiono doświadczenia pseudomedyczne. Klimat lustrzany do martyrsowskiego. Klika zbrodniarzy z obłąkanym celem, kobiety w sytuacji całkowicie beznadziejnej, oraz relacja między nimi: rasa nadludzi - rasa podludzi, gdzie nadludzie mogą znęcać się bezkarnie nad więźniarkami. Dla małolata to nie jest łatwa lektura (zresztą pewnie dla nikogo nie jest), bo małolat osłonięty kordonem ochronnym przez rodziców niekonieczni musi mieć styczność z całym złem tego świata. A tu nagle zetknięcie z beznamiętnym bestialstwem łotrów, którym się wydaje, że mają prawo robić rzeczy straszne. Ten klocek odwzorowuje szaleńców z sekty, którzy sobie coś roją i wprowadzają rojenia w życie cudzym kosztem
Puzzel nr 2: "Specnaz" Wiktora Suworowa - książka o siłach specjalnych Wielkiego Brata ze Wschodu, pokazująca jak poprzez pewne systematyczne treningi zabić w człowieku empatię, nie czyniąc go jednocześnie sadystą. Przepis jest prosty - należy wymęczyć delikwenta fizycznie treningami, a potem poderwać go ze snu i kazać mu się czołgać poprzez lej wypełniony krwią i wnętrznościami (zwierzęcymi, ale nie o to chodzi, chodzi o przyzwyczajenie do krwi). Można kazać mu tępym narzędziem rozcinać ciężarną kotkę, która rzecz jasna broni się kłami i pazurami. Nie będę brnął dalej w drastyczne szczegóły, ale jeszcze raz podkreślę, że nie chodzi o stworzenie sadysty, tylko osobnika, który rutynowo, bez emocji, bez wahania i bez wyrzutów sumienia wykonuje krwawą robotę. Ten klocek odwzorowuje rodzinę, która szczęśliwie zamieszkuje dom, a w wyznaczonych porach schodzi do piwnicy, aby katować dziewczynę.
Puzzel nr 3: ogólny - totalitaryzm. Jak ktoś słusznie powiedział - najbardziej trzeba się strzec tych, którzy wzniośle twierdzą, że chcą coś zrobić dla dobra ludzkości, bo prawie na pewno będą chcieli to robić cudzym kosztem. W efekcie zawsze jest przerażająca droga ku owemu "dobru" usłana trupami, a na końcu okazuje się, że sternik uwielbia sterować, ale nie wie dokąd. Ten klocek odwzorowuje szefową sekty, która w końcówce zrobiła prawidłowo, tylko niestety o wiele za późno.
Oczywiście nie każdy musi posiadać odpowiednie części układanki (spieszę wyjaśnić, że nie ma to nic wspólnego z IQ, tylko z innym doborem lektur) i wtedy cała teoria, którą zbudowałem powyżej rozsypuje się jak domek z kart, po wyciągnięciu trzech elementów z dolnych kondygnacji. Dlatego zawsze twierdziłem, że nie jest to film dla wszystkich.
PS
Nie oglądałem "Melancholii", ale wnioskuję, że nie jesteś nią zachwycona. Zatem warto się za nią zabrać, czy nie?
Przyjmuję do wiadomości istnienie Twoich Trzech Fundamentalnych Klocków. Ale ja "Martyrs" nie kupuję mimo, że moja edukacja nie skończyła się na "Ani z Zielonego Wzgórza" i bajkach Disneya.
Skojarzenia można mieć różne i napisałeś o swoich. Mi się to wszystko kojarzyło jedynie z metodami przesłuchań, które są stosowane od lat w każdym systemie totalitarnym. Wiem, że ludzie się torturują, ale nie chcę tego oglądać. Wystarczy, że posłucham np. co mają do powiedzenia ludzie, którym udało się uciec z tzw. "obozów pracy" w Korei Północnej i już mi się kompletnie odechciewa patrzeć na jakiekolwiek tortury - prawdziwe czy fikcyjne.
Wolę jak mi reżyser opowiada o swoich przemyśleniach w trochę mniej dosłowny sposób (wspominałam już w którymś wcześniejszym poście o "1984" i "Kynodontas").
Co do "Melancholii" to faktycznie peanów na temat tego filmu ode mnie nie usłyszysz, ale niewątpliwie jest to dobry film, dość sprawnie zrobiony, przyzwoity rzekłabym, ale widziałam o wiele lepsze filmy von Triera (z ostatnich chociażby "Antychryst", który zrobił na mnie wielkie wrażenie). Bardzo wyraźne odniesienia do Kubricka się pojawiają w "Melancholii" i nie wiem jeszcze czy to dialog von Triera z mistrzem czy część konceptu pt. "wszystko już było i próby wymyślenia czegoś nowego nie mają sensu" czy jedno i drugie. Na forum "Melancholii" w każdym razie już krążą opinie, że jak ktoś różnych tych trzecich den (tajemniczo nikt oczywiście nie pisze co to mają być te ukryte treści) w "Melancholii" nie łapie to jakoby nie może się poszczycić zbyt wysokim IQ:)
Swoją drogą ja nie wiem czemu teraz filmy nie mogą być po prostu o czymś tylko muszą posiadać chociaż ze dwa dna i traktuje się je co najmniej jak dzieła sztuki konceptualnej...
Generalnie jak to u von Triera - "ja o czymś opowiedziałem, a ty się człowieku męcz i główkuj - cokolwiek ci przyjdzie do głowy jest prawdą lub fałszem":)
Główne role - dla mnie słabe (Dunst miała według mnie tylko 2 dobre sceny, w tym jedna trwająca kilka sekund), Gainsbourg nijaka.
Świetne role drugoplanowe - Charlotte Rampling - klasa!, Stellan jak zwykle, John Hurt - niezły, nieoczekiwanie dobry Kiefer Sutherland, młody Skarsgard - rola warta uwagi. Dla nich warto film zobaczyć.
Pozdrawiam:)
Powiem w ten sposób - zmiana opinii u kogoś kto ma tę opinię w dość mocny sposób wyrobioną jest bardzo trudna. Dlatego nigdy nie liczyłem, że nagle zmienisz zdanie. Chodziło mi jedynie o to, abyś dopuściła do świadomości, iż nie jest to bezsensowny gniot. Jeśli mi się udało to świetnie, jeśli nie, to też nie tragedia. W końcu gdyby wszyscy się ze sobą zgadzali byłoby okropnie nudno:)
"Melancholię" obejrzę, choć ostatnio w ogóle zaniedbałem kino pogrążając się w malkontenckim przekonaniu, że scenariuszami zajęli się spece od efektów specjalnych, co mnie mocno do filmów zniechęciło. Być może odtrutką będzie właśnie taki niejednoznaczny obraz, gdzie można dzielić włos na czworo. A jeśli nie... No cóż, właśnie sprawiłem sobie czytnik e-booków, dzięki któremu mam wreszcie dojście do elektronicznych publikacji o całe niebo wygodniejsze od czytania przy pomocy monitora.
Pozdrawiam również
Nie wiem czy chodzi o to, żeby się nawzajem do czegoś przekonywać. Mi zależy na jakiejś wymianie myśli.
Przyznaję, że po dyskusji z Tobą i z I_Am_Dexter_Morgan przyjmuję do wiadomości, że ktoś inny może zobaczyć w "Martyrs" coś więcej niż ja, choć dla mnie taka ilość przemocy dyskwalifikuje film i gdy oglądam tak bardzo brutalne sceny nie jestem w stanie doszukiwać się we filmie tych naszych sławetnych "ukrytych treści":)
A poza tym jak rzekłeś nie wszyscy muszą się ze sobą zgadzać. Przecież nie chcemy się nudzić...:)
Gdy mam ochotę pogrążać się w malkontenckich przekonaniach to sięgam po to co już widziałam - niektóre filmy nigdy mi się nie znudzą.
A jakiś czas temu miałam np. fazę na filmy grozy z lat 50-tych i 60-tych - były to smakowite kąski i okazało się, że większość zrimejkowano w paskudny sposób po 1990 r.
Horrory z lat 70-tych i 80-tych mogę oglądać i oglądać:)
Z resztą jest tak wiele rzeczy, których jeszcze nie widziałam.
Ja na razie kupuję książki z kartkami i w okładkach, ale gdy ostatnio poczytałam prozę Białoszewskiego to nic mi jakoś nie smakuje i od tego czasu mam czytelniczą przerwę...:)
Czyli filmy z okresu 50-80, co wcale nie dziwi, zważywszy, że w renomowanych listach rankingujących filmy, pozycje z lat 90 i późniejsze, są równie częste jak kwiat paproci. I prawdę mówiąc z czystym sumieniem się z tym werdyktem zgadzam. Choć czasem podróże sentymentalne kończą się jednym wielkim nieporozumieniem. W końcówce lat siedemdziesiątych w polskiej telewizji leciał co dwa tygodnie (albo rzadziej, już nie pamiętam) serial pt Kosmos 1999. Wtedy uważałem, że jest to dzieło wybitne, intrygujące i kompletne. Ostatnio wpadło mi w ręce kilka odcinków, więc byłem cały w skowronkach kiedy jeden z nich włączyłem. No cóż, mój zapał stygł w iście ekspresowym tempie w miarę kolejnych minut. I tylko z szacunku dla niegdysiejszych zachwytów, nie wyłączyłem tego po 10 minutach:) Szkoda. Lepiej było myśleć, że kiedyś to był cudowny serial, który nie miał sobie równych w dziedzinie fantastyki:) Podobnie było z radziecką wersją "Trzech muszkieterów", która była nakręcona w konwencji musicalu. Parafrazując Cezara: Zamówiłem, zakupiłem i szybko wyłączyłem. Choć cały czas planuję, że będę dzielny i zrobię kiedyś jeszcze jedno podejście. Na szczęście są też klasyki, które w pełni usprawiedliwiają powiedzenie: "stara miłość nie rdzewieje".
Książki tradycyjne są bezkonkurencyjne, ale mają kilka wad:
- objętość - czytnik z 32 gigową kartą mieści bez trudu całą bibliotekę, za to dla wersji papierowych niedawno musiałem zmniejszyć prześwity między półkami, aby regał był pojemniejszy.
- zużycie - książki papierowe mają tendencję do niszczenia się, zwłaszcza jeśli są w miękkich okładkach. E-book takich numerów nie robi.
- dostępność - kiedyś kupiłem "Dzieci Arbatu" Rybakowa, po jakimś czasie wyszła kontynuacja "35 i później", którą też kupiłem. I to doznałem głębokiego zawodu, bo wszystko akcja zamarła jakby w połowie. Brakowało kontynuacji, o którą aż sie prosiło. O istnieniu kontynuację dowiedziałem się zupełnie przypadkowo, myszkując po Allegro. I oczywiście kupiłem. Ale w dalszym ciągu końcówka nie była satysfakcjonująca. No i zupełnie niedawno spadła na mnie niespodziewana wiadomość, że jest jeszcze jedna część: "Proch i pył", tym razem ostatnia. Książka jest bez problemu dostępna w formie elektronicznej, dużo gorzej jest z wersją papierową. Wydana 15 lat temu i nie doczekała się wznowień, bo autor zmarł i tak do końca nie wiadomo, kto ze spadkobierców dysponuje teraz prawami do książki. Na Allegro bardzo rzadko dostępna, rzecz jasna po skandalicznej cenie. Trudno, też kupiłem. I teraz też bym pewnie kupił, ale jednak skorzystam z czytnika, bo jak patrzę na tą rachityczną, klejoną okładkę, to aż strach to z półki zdejmować.
Białoszewski? Zgaduję, że Miron. Z obywatelem Mironem okoliczność miałem w liceum, kiedy był obowiązkowy. I obawiam się, że mnie zmęczył. Rozumiem, że krótkie, rzeczowe zdania mają swoja wymowę i wartość, ale zbiór kilkunastu jednowyrazowych zdań pod rząd, to stanowczo przekracza moją cierpliwość. Dlatego rozstaliśmy się z Białoszewskim pokojowo, aczkolwiek bez sympatii i nie umawialiśmy się na następne spotkanie.
Ponieważ ciężko mi odgadnąć, czy masz czytelniczą abstynencję dlatego, że Białoszewski zrobił literaturze antyreklamę, czy też dlatego, że wytyczył niedostępny dla innych poziom, dlatego na wszelki wypadek wyrażę ubolewanie, że z Mironem przyjaźń mi się nie ułożyła:)
No, tak - ku mojemu głębokiemu niezadowoleniu e-booki naprawdę wypierają z rynku książkę papierową.
Nie wyobrażam sobie mojego domu bez biblioteki. Przyzwyczaiłam się czy co... To teraz mam mieć na specjalnej półeczce jeden czytnik e-booków?:)
Co do Mirona to ja się z nim bardzo zaprzyjaźniłam choć nie jako z poetą tylko prozatorem:) "Donosy rzeczywistości" i już pośmiertnie wydane "Chamowo" bardzo przybliżają postać Białoszewskiego właśnie jako człowieka. I literatura jest to przednia. I poczucie humoru niebanalne.
Natomiast kontakt mój z Rybakowem był jak dotąd raczej żaden. Ale może się kiedyś skuszę...
Anegdota o Baudelair'ze wyśmienita:)
Ale jeśli już mówimy o Auschwitz. Jeśli ktoś się interesował trochę ciemną stroną człowieka i tym co jedni ludzie potrafią zrobić drugim (z bardziej lub mniej praktycznych powodów) - na pewno przestudiował trochę materiałów na temat II wojny światowej i min. obozów koncentracyjnych.
Czy jeśliby powstał film fabularny (z resztą podobno Uwe Boll zabrał się za temat - nie wiem z jakim skutkiem i chyba nie chcę wiedzieć) pokazujący naturalistycznie co się działo w obozach koncentracyjnych, skupiający się tylko i wyłącznie na niewyobrażalnym okrucieństwie - obejrzałbyś go pocieszając się tym, że ma on drugie dno bo opowiada o systemie totalitarnym i o tym co jedni ludzie mogą zrobić innym?
Ja bym takiego filmu nie chciała oglądać bo to co już wiem mi wystarczy. Wolałabym obejrzeć "Pasażerkę" Munka bo to jest film o czymś, zrobiony przez ludzi, którzy wiedzieli o czym chcą opowiedzieć.
Jeśli ktoś chce obejrzeć alegorię systemu totalitarnego niech sięgnie po "Kieł" Lanthimosa czy "1984" Radforda.
Nie wiem jaka idea przyświecała Laugierowi, ale jeśli faktycznie chciał coś powiedzieć o totalitaryzmie i o sprawianiu cierpienia innym dla bezsensownej idei, to ukazywanie tego poprzez katowanie jakiejś dziewczyny przez jakiegoś osiłka - dla mnie kompletnie mija się z celem.
Ludzie zawsze prowadzili wojny i będą je prowadzić - robią to od zawsze - głównie dla zysku nie dla idei. Czy to, że parę osób obejrzy parę brutalnych scen w "Martyrs" ma zapobiec tej strasznej, ogólnoświatowej sytuacji?
Ten film był świetny, nie rozumiem o co ci chodzi, skoro nie lubisz tego typu filmów, to po co oglądałaś???
bo nie wiedziałam, że będzie aż tak brutalny? Widać, że nie czytacie tego, co się pisze, a sam początek posta, bo prosiłam o nie pisanie w wątku....
Ktoś wyżej chyba ma za dużo wolnego czasu, że pisze takie ściany tekstu.
FIlm jest brutalny i mocny, to nie podlega wątpliwości.
Słusznie ostrzegasz, niektórzy mogą nie chcieć oglądać ;)
No nie powiem, film przekazuje grom drastycznej treści na pewno nie powinien trafić w ręce dzieci które są najbardziej narażone na jakieś lite ślady w mózgu. Francuskie kino grozy tak już ma chociaż by Frontière(s) z wątkiem kanibalizmu o nie co słabszym przekazie drastyczności ale i tego nie brakuje. Martyrs jest mistrzem w pokazaniu prawdziwego cierpienia, bólu.