Tytułowa matka pragnie udowodnić niewinność swojego syna, któremu zarzuca się morderstwo na podstawie bardzo lichych dowodów. Początek wygląda tak: syna potrąca (lekko) samochód, ale kierowca nie zatrzymuje się, więc syn z pomocą kolegi biegnie za samochodem, zapamiętują rejestrację, wsiadają w samochód, odnajdują zbiega i spuszczają mu łomot (nie, to jeszcze nie jest to morderstwo) – rzadko trafia się film, w którym bohaterowie robią podobne rzeczy. Bardzo mocne otwarcie.
Gatunkowo to kryminał z akcentami dramatycznymi, charakterystyczno humoru Bonga tu niewiele. Cała opowieść jest zwarta, klimatyczna i ponura (na pewno bardziej niż w „Zagadce zbrodni”, z której na dobrą sprawę ostał się tylko podobny w obu filmach portret policji, z tym że w „Matce” policjanci mają rolę tylko epizodyczną – wszystkie inne elementy rozwinięto). Jedno, co mogło przeszkadzać, to postaci matki i jej syna – niemal karykaturalnie nadopiekuńczej starszej kobiety i lekko upośledzonego syna. Jednak na koniec i w tym temacie udało się stworzyć naprawdę ciekawych bohaterów. Szczerze, to chyba nie do końca ogarnąłem tego co się stało na koniec. Nie do końca.
Dobry film, warto zobaczyć!
7/10