Co Wy wszyscy widzicie takiego fantastycznego, godnego podziwu w "Matrix'ie"? Efekty specjalne fakt dobre, ale ogólnie to film dla fanatyków "Matrix'a"
;).
Widzę pewne przesłanie,którego pewnie Ty nie dostrzegłeś....To wspaniały film.
;).
Widzę pewne przesłanie,którego pewnie Ty nie dostrzegłeś....To wspaniały film.
matrix
jakie jest to przesłanie? chodzi o cały system? o życie w nim? być może nie zrozumiałem filmu bo hm poprostu nie przypadł mi go gustu
Przesłanie jest jedno, ale może być odebrane na tysiące sposobów....
Jesli nie przypadł Ci do gustu, to nie ma o czym mówić,po co mam Ci opowiadać, jak ja sobie odebrałam ten film....
Natomiast jeśli chcesz lepiej zrozumieć o co chodzi to obejrzyj sobie Animatrixa i to ze dwa razy, a potem trzy części Matrixa po kolei.
w tysiące
Jeżeli w utworze fikcyjnym istnieje PRZESŁANIE, to musi ono być jasne i konkretne. Dlatego tak się nazywa. Wiadomość, informacja, czy też morał, który zawiera w swym utworze autor, jest (czy też powinien być) w miarę oczywisty, a przede wszystkim nie podlegający interpretacji. Te "tysiące sposobów", na które można odebrać Matrix, to nic innego jak interpretacje, z jakimkolwiek "przesłaniem" nic wspólnego nie mające. Poza tym, w Matrix żadnego oczywistego przesłania nie ma, za to jest bardzo dużo uniwersalnych prawd, które można odczytać z filmu, albo i nie - w przypadku wyjałowionego intelektu niektórych widzów. A tych jest od groma.
Zdecyduj się więc; możesz też po prostu stwierdzić, że Matrix ma jedno przesłanie (jakie?) ORAZ że można go [Matrixa] interpretować na tysiące sposobów.
:]
*_*_*
Dla mnie ten film nie ma absolutnie żadnego przesłania, niczego, co byłoby warte zapamiętania czy zatrzymania sięprzy tym na chwilę.
Pierwsza część miała klimat, wnosiła powiew nowości do kina s-f, przedstawiła bardzo ciekawą historię. W części trzeciej są chwyty zebrane z różnych tanich thrillerów: relacje typu twardy dowódca kontra młodociany ambitny żołnierz, zawzięta kobietka w ramach szablonowego kontrastu ze stereotypami - to wszystko już było.
*** Uwaga. Mały SPOJLER. ***
Końcówka coś usiłowała udawać, ale do końca nie wiem co. Nie rozumiem też, dlaczego maszyny nagle miałyby przestać walczyć z wolnymi ludźmi, no i jakim cudem w przyszłości miałyby się zgodzić na zlikwidowanie ludzkich pól.
To tyle. Nic mnie nie zaciekawiło, "przesłania" nie widzę, w zakończeniu całej historii widzę zbyt wiele niejasności.
Dodam, że "Matrix" jest w moich ulubionych filmach. Do fanklubu sequeli się nie wpisuję.
wcale nie tak krótka anegdota, no i zapytanie
Dla mnie ten film również nie ma ABSOLUTNIE ŻADNEGO przesłania - w takim rozumieniu, w jakim to przedstawiłem, chyba inaczej się nie da; ale po tym przecinku, jestem już całkowicie odmiennego zdania...
Krótka anegdota:
Ostatnio pokazałem Reloaded (z własnym tłumaczeniem, bo temu, że 95% widzów widzi niejasności w sequelach, jest po części winna p. Balcerek) bratu mojej kobiety; jest to człowiek o ogromnej wrażliwości na sztukę - dwudziestosiedmioletni czytelnik Schulza, miłośnik Rodina i Klimta, smakosz Mozarta (sugeruję w ten sposób, że jest to osoba, która potrafi dużo zobaczyć, odczuć, lecz jest też lekko snobistyczna). Stwierdziłem, że wobec muru obojętności wokół Reloaded i Revolutions, z którym wciąż się stykam, on (ma ksywę: Dobi) będzie ostatnią osobą, której postaram się te filmy zaprezentować; ostatnią deską ratunku - w poszukiwaniach osoby, z którą mógłbym wejść w dialog na temat Matrix, albo po prostu, z którą mógłbym się dzielić intelektualnym zachwyceniem. ;)
Obejrzał on więc Reloaded, przedwczoraj, o 3 w nocy, po czym obudził mnie, żeby powiedzieć, jak niesamowity jest ten film. Ja na to, że niemożliwe, po pierwszym obejrzeniu nikomu się nie podoba - a przede wszystkim, że niemożliwe jest zrozumieć choć połowę tego co się dzieje, za pierwszym razem; on na to, że skąd, wszystko jest jasne, a film jest wspaniały.
Następnego dnia (wczoraj) zagaduję go więc na temat filmu, schodzimy natychmiast na Architekta. Sonduję Dobiego, co wie, co pamięta, jak zrozumiał pewne rzeczy. Widzę, że nie załapał wielu szczegółów, siadamy przed komputerem, już razem z moją kobietą, oglądamy tę scenę, tłumaczymy ją sobie zdanie po zdaniu, a potem dyskusja...
Dyskutowaliśmy zawzięcie od 15 do 20. Dobi stwierdza, że film ten (mówimy cały czas o Reloaded - o drugiej części) jest prawdziwym dziełem sztuki. Mówi, że nikt nigdy nie stworzył czegoś tak niezwykłego. Mówi, że to niewiarygodne, w jak niesamowity sposób zawarto w nim tyle treści. Ja na to, że wszyscy (no, zdecydowana większość) krytycy bez skrupułów mieszają ten film z błotem, uważając, że to pokaz efektów specjalnych bez żadnej fabuły, odcinanie kuponów od sukcesu pierwszej części, itp. Zaniemówił. Po czym stwierdził [z czym absolutnie się nie zgadzam, jako zwolennik wolności słowa, subiektywizmu i tym podobnych wartości ;], że film ten można traktować jako swoisty test na możliwości intelektualne widza. Cóż, zgadzam się z nim jednak w tym, że NIEZROZUMIAŁE jest, jak może istnieć taka rozbieżność między grupą ludzi, którzy uważają, że w tym filmie NIE MA NIC, a grupą, która uważa, jak wyjątkowy i bogaty intelektualnie jest ten film.
Wszystko to powiedziałem po to, aby zadać ci pytanie - jak to jest możliwe? Ani ja, ani tym bardziej on, nie jesteśmy 16-latkami krzyczącymi WOW! na widok bullet-time. A jednak jesteśmy w tej szczątkowej opozycji. Dlaczego istnieją takie rozbieżności?...
OK, najważniejsza kwestia. Ja osobiście nie widzę w trylogii Matrix żadnych niejasności dotyczących głównej linii fabularnej. Najwyżej parę szczegółów, które nie pełnią żadnej istotnej roli. I znów to samo pytanie: dlaczego ja nie widzę żadnych niejasności, a ty widzisz ich "zbyt wiele"? Na czym to polega?
Jeżeli tylko chcesz, możemy porozmawiać na ten temat (chociaż piszesz, że "nic cię nie zaciekawiło"). Aha, dodam jeszcze, że NIEJASNOŚCI to dla mnie rzeczy niewyjaśnione, nie poruszone, przez co NIEMOŻLIWE jest zrozumienie ekranowych wydarzeń. Takich wg mnie nie ma. Za to "niejasności" co do pewnych postaci czy szczegółów, ale nie mających wpływu na zrozumienie fabuły, będących jedynie niedopowiedzeniami, jest kilka, ale to żaden problem, bo WSZYSTKO zostało poruszone na tyle, aby można było stworzyć pewne własne wyobrażenie o pewnych rzeczach (np. motywacje Architekta, postać Serafina).
Z wyrazami szacunku
väinämöinen
P.S. Wszystkie te schematyzmy z hollywoodzkiego kina wojennego również raziły mnie w Rewolucjach, ale nauczyłem się już traktować je - czyli sekwencję bitwy o Zion - z przymrużeniem oka. :]
_-^(@,@)^-_
Dzięki za tak dokładne przedstawienie twojego stanowiska. Piszesz jednak w głównej mierze o drugiej części, tymczasem trzecia.. jak można chociażby tolerować trzecią część za te mankamenty, te wtórności, których przykłady podałam w poprzednim komentarzu? Jak ty się do tego odnosisz? Czy trzecia podoba ci się w takim samym stopniu?
Pierwsza część "Matrixa" uświadomiła ludziom, że nie wszystko może być takim, jakim się wydaje być, że nie zawsze można wszytko odbierać bezpośrednio i dosłownie, że czasami najtrwalsze rzeczy okazują się być kruche, są ułudą..
Co z tego ostało się w części trzeciej, w której takich spostrzeżeń praktycznie nie ma, a nakręcona została chyba tylko po to, żeby jakieś zakończenie było..
Dalej uważam, że bracia Wachowscy mogli poczekać choćby i z dwadzieścia lat, byleby do tego czasu wpadli na jakiś sensowny pomysł..
Piszesz, że Architekt, że film bogaty intelektualnie. Może jakieś przykłady? Co ci dał ten film?
Pozostaję w opozycji do twojej opozycji :))))
hura, odpowiedź :]
OK, więc po kolei.
REWOLUCJE i ICH MANKAMENTY
Dla mnie rzeczywiście Rewolucje są najsłabszym filmem trylogii, ale tylko dlatego, że fabuła jest podporządkowana całkowicie konkretnej symbolice. Wszystko musi całkowicie współgrać, historia (ta symboliczna, w tle) musi iść swoim krokiem a wydarzenia, które widzimy na ekranie są tego tylko odbiciem. Czyli 'najsłabszy', znaczy najmniej efektowny fabularnie. Ale z drugiej strony -- przepełniony symboliką i najtrudniejszy do zrozumienia. Słowo 'najsłabszy' nie funkcjonuje więc w takim rozumieniu, jak normalnie -- zresztą wydaje mi się, że mówię tak zwyczajnie dlatego, że tak bardzo nie podobała mi się bitwa... ;)
Mankamenty i wtórności, które wymieniasz, odnoszą się bezpośrednio do bitwy, a cała reszta?
Powiem Ci, jakie ja widzę mankamenty w trzeciej części. (O właśnie, Rewolucje są najsłabsze bo po prostu mają WADY. Uważam, że pierwsze dwie części ich nie mają.)
Po pierwsze, Zion był zbyt obcy, odległy, aby można było z nim naprawdę sympatyzować i wzruszać się jego losem. Kid, Mifune, Lock i mało efektowna Rada to bardzo niewiele. Reszta to anonimowy tłum. Nie wiem, czy było to do przejścia, ale niestety odbiło się to właśnie na części trzeciej.
Po drugie, bohaterowie stali się bardziej pionkami w fabule niż postaciami z krwi i kości -- trochę to dziwne stwierdzenie i już nie moje (myślałem tak po pierwszym obejrzeniu), ale w jakimś sensie prawdziwe. To znaczy -- Rewolucje są filmem symbolicznym, najważniejsza w nich jest ta 'historia w tle', nie jest to film do końca o ludziach, ale o świecie i o prawach nim rządzących. Smith i Neo stali się półbogami, praktycznie kierowanymi z zewnątrz. Morfeusz nie powiedział ani nie zrobił nic ciekawego... Można się nieźle sfrustrować -- tak na pierwszy rzut oka... ;)
Podsumowując -- bardzo silne jest w tym filmie wrażenie, że wszystko jest ZDETERMINOWANE, UŁOŻONE. Trzeba to chyba, hm, zaakceptować, żeby móc zacząć się cieszyć tym filmem. ;)
Po trzecie, ale to już mi przeszło: Nie ma w tym filmie niczego naprawdę efektownego, jakiegoś gwałtownego zwrotu akcji, zaskoczenia, nowej prawdy, itp. Na pierwszy rzut oka, oczywiście. To przeszkadza naprawdę wielu wymagającym widzom.
Po czwarte: Ten film mógłby być chyba odrobinę mniej patetyczny...ale w końcu niezwykłe są wydarzenia, które ukazuje. To już kwestia gustu. Na początku strasznie mi to przeszkadzało, teraz już w ogóle się tym nie przejmuję. Mam wrażenie, że nie można było inaczej. Jednak samą bitwę -- można było rozegrać o wiele CIEKAWIEJ. To jest jedyna kwestia, w której -- moim zdaniem -- rzeczywiście zabrakło Wachowskim odrobinę wyobraźni. Ale niewiarygodne wizjonerstwo reszty filmu mi rekompensuje całą tę bitwę. ;)
Uff...
CÓŻ TAKIEGO DAŁ MI TEN FILM...
Wiesz, gwiazdeczka, pierwszy Matrix uświadomił ludziom naprawdę bardzo wiele, myślę że to, o czym tu mówisz, to zdanie oczywiście pewnej grupy ludzi, nie wszystkich...ale nieważne, ja już dawno przestałem porównywać w jakikolwiek sposób jedynkę z sequelami, bo to bez sensu. (Poza tym, ja stoję w bardzo nieuprzywilejowanej pozycji, bo to sequele wyzwoliły we mnie szał intelektualno-interpretacyjny, a jedynkę po prostu uważałem za...fajną ;) Zanim powiem cokolwiek -- pamiętaj, że nie chcę Cię (ani nikogo) do niczego przekonywać, będę po prostu mówił.
Najbardziej zastanawia mnie w całym tym matriksowym zamieszaniu fakt, że tak popularne jest stwierdzenie, że -- na wzór tego, co powiedziałaś -- pierwszy film pokazał nam, "że nie zawsze można odbierać wszystko bezpośrednio i dosłownie", a sequele są czegoś takiego pozbawione. Jednak porównując odrobinę, powiem tak: pierwszy film rzeczywiście uświadamia nam to w swej warstwie moralnej, symbolicznej, intelektualnej. To jeden z fundamentów myśli tego filmu. Wszystko może okazać się ułudą. Nie możemy nigdy odbierać niczego dosłownie, bez namysłu. Sequele zaś mówią o czymś ZUPEŁNIE INNYM, nie kontynuując w wyraźny sposób myśli 'filozoficznej' jedynki; jedynie fabularną... Sequele są jednak ucieleśnieniem FILMÓW, których NIE MOŻNA odbierać dosłownie, bez namysłu.
Co mi dał ten film? Spokój i zrozumienie siebie.
Trylogia Matrix (właściwie to więcej niż trylogia -- Animatrix to integralna część całej zabawy, no i jeszcze ta nieszczęsna gra...) jest najniezwyklejszym przykładem, jak sztuka filmowa może łączyć dziedzictwo myśli wielu kultur i religii oraz wiele współczesnych gałęzi rozrywki w jedną, zwartą, spójną, skomplikowaną fikcyjną opowieść. Wszystko to pod kątem symbolicznym, oczywiście, bo jeżeli próbuje się patrzeć na Matrixy dosłownie...jest się od razu skazanym na porażkę. Ludzie jako baterie? Cywilizacja maszyn nie potrafiąca przebić się przez burze elektromagnetyczne? Zion osiągający taki stopień populacji i technologii 100 lat po "zburzeniu"? To wszystko bzdury. Trzeba gryźć to inaczej.
Ja sam zostałem "oświecony" przez pewną osobę o dużo większej wiedzy niż ja sam, dzięki której wybiłem się na wyższy poziom interpretacyjny. Na przykład, rozumiałem, raczej podświadomie, że Zion i Matrix są ukazane jako przeciwieństwa. Ale po co? Rozumiałem, że w komnacie Architekta, Neo i Architekt są ukazani jako Bóg i Diabeł. Ale po co? Dojrzałem, że nazwa stacji kolejowej, Mobil Ave., to anagram od słowa 'limbo'. I co dalej?
Kończąc już ten potwornie długi wywód, dodam że niemożliwe jest powiedzieć, o czym dokładnie opowiada ten film. W największym skrócie -- o ludzkości transcendującej swe ograniczenia, powracającej do Boga, a wszystko to w świecie przenikniętym hinduistycznym duchem.
Przeczytałem to co napisałem i przepraszam, że wyszło tak ogólnie... Jeżeli w jakikolwiek sposób Cię zainteresowałem, to skomentuj, jeżeli nie, też skomentuj; mówiłaś też o niejasnościach -- wszystko postaram się wyjaśnić, musimy tylko przejść do konkretów, a mi jest, jak widzisz, z tym ciężko. ;)
na razie
väi
gołosłowie
Aby nie pozostać całkowicie gołosłownym, dodam że poczynając od strony 6. tej listy, znaleźć można wiele dyskusji, które prowadziłem z Ajvonką, pjotrusem, niejakim Poszukiwaczem Prawdy (to na 90% był Rednacz ;), czy też takim jednym światakiem, który twierdził, że Neo jest maszyną, czy też programem. Wszystko, co zostało tam napisane, skonstytuowałoby megaesej. Myślę, że można znaleźć tam wiele odpowiedzi...
Myślę, że dyskusje te były całkiem ciekawe i merytorycznie satysfakcjonujące. ;)
zgadzam się w 100%
Zgadzam się z Tobą w stu procentach! Ten film jest do niczego, szkoda, szczególnie, że podobnie jak Ty umieszczam jedynkę wśród moich ulubionych filmów. Prawda jest taka, że dalsze części zrobione zostały tylko dla pieniędzy, po sukcesie części pierwszej bracia mieli ochotę wyciągnąć od fanów "trochę" kasy.
*_*_*
Moja teoria jest inna. Chodziło może nie do końca o kasę, bo wierzę, że nie po to została nakręcona jedynka - skoro miała coś do powiedzenia. W sequelach albo skończyły się pomysły, albo było ich za dużo.. a może to kasa.. w każdym razie nie wyszło.
Kompletnie.
jedynka the best
Do jedynki nie mam kompletnie nic! W tym wypadku nie chodziło o kasę, ale w dwóch pozostałych częściach, to ciężko przekonać mi się do zbyt dużej ilości pomysłów...
ok.
Jesli tak uważasz, nie będę z Toba dyskutować. Mam swoje pewne na ten temat zdanie. Zbyt rozległe by tutaj o nim dyskutować i zbyt osobiste. Dla mnie ten film ma jedno przesłanie bardzo konkretne i oczywiste, które można odebrać na tysiące sposobów. Wszystkie moje przemyślenia rozwinęły się głównie dzięki temu,ż e obejrzałam Animatrixa. To naprawdę niesamowity i poruszający obraz, razem z pozostałymi częściami Matrixa tworzący nierozerwlną jedność..
w słowach w ogóle...
Czemu nie powiesz nic konkretnego? Nikt cię tu przecież nie pobije... Poza tym sam uwielbiam Animatrix, UBÓSTWIAM drugą i doceniam trzecią część -- a że mało tu osób podzielających choć w pewnym stopniu mój pogląd, ciężko jest rozmawiać. Wszyscy są jacyś tacy zacietrzewieni. I nigdy nie argumentują swoich stwierdzeń.
Jeszcze raz więc -- powiesz coś o swoich przemyśleniach? Odczuciach? Opiniach? Ja na przykład uważam, że trylogia opowiada o transcendencji przez człowieka (i ludzkość w ogóle) systemu funkcjonującego na cyklicznej zasadzie hinduistycznej. A to dopiero początek, pierwsze zdanie, bardzo ogólna teza... Też uważam, że w życiu nie byłbym w stanie zawrzeć W SŁOWACH W OGÓLE wszystkiego, co te filmy we mnie wywołały. Ale chcę się tym dzielić. Rozmawiać z innymi, również [a może nawet przede wszystkim] tymi, którzy myślą inaczej. Po co ci cały ogrom twoich przemyśleń, skoro się nimi z nikim nie podzielisz? Po to jest forum internetowe -- to miejsce największej swobody w wyrażaniu własnych myśli.
To jak?