Max Payne. Gra kultowa. Trzeba było zrobić o niej film. Podjął się tego John Moore. I spierdolił cały film. Whalberg zamiast Maksa jest kupą drewna. Mona Sax wygląda, jakby była z Chin. Akcji nie ma prawie wcale. Fruwające w powietrzu przerośnięte ptaszki ( walkirie) zamiast straszyć budzą tylko uśmiech zażenowania niwelując atmosferę gry. Niektóre teksty ( np. początkowy) imitują przemyślenia Maxa z gry ( nieudolnie). Fabuła zmieniona. Użycie bullet timu "aż" trzy razy w całym filmie. Może to i lepiej gdyż jego użycie w filmie bez akcji było bezsensowne. Szczyt absurdu: trzy strzały z shotguna po rzuceniu się w tył. Plusem są tylko niektóre lokacje żywcem wyjęte z gry ( Stacja Roscoe Street) Jednym słowem : gniot.
Zgadzam się. Nie obejrzałem nawet tego filmu do końca, bo nie ma w sobie nic, co by mnie zainteresowało. Klimat gry pozostał w grze. Lubię pana Wahlberga, jednak do tej roli kompletnie nie pasuje. Jedna z wielu nieudanych egranizacji kultowych gier...