Literackiego pierwowzoru nie znam, i dobrze, bo czuję że po seansie ból byłby większy. Trailery zapowiadały fajne, odmóżdżające kino: mroczny klimat, dużo akcji i efektów. Niestety mój fotel zrobił się bardzo niewygodny już po 20 minutach. Główny bohater miałki i niezbyt bystry, no po prostu pipa (walhberg szedł chyba w cierpiętnicze zawody z nicolasem cagem). Fabuła przewidywalna od samego początku, nie licząc pobocznych, wybitnie alogicznych wątków. Z tego wszystkiego najbardziej podobały mi się napisy końcowe(ale dotrwanie do nich, to był dopiero max pain). Ech, szkoda...