Ten film to kompletne nieporozumienie, jeśli chcieli coś takiego stworzyć to mogli przynajmniej nie nazywać tego filmu "Max Payne" i mówić że jest on na podstawie kultowej już gry bo to obraza dla dzieła Rockstar'u. Jedyne co gra i film mają ze sobą wspólnego to tytuł, imiona bohaterów i szczątkowe nawiązania do fabuły oryginału. Powiem więcej nawet gdyby film nie był "pozorowanie" oparty na grze to i tak byłby mierny...Kilka ciekawych scen, nic poza tym...Mieć przepis na hit i tak to spieprzyć echh Hollywood...
5/10
Spodziewałem się krwistego mięska, a dostałem gumowy pierożek.
Niesamowicie "grzeczny" film. Ciekawe, czy Uwe Boll lepiej zrealizowałby
Max Payne'a?
Tu nawet nie chodzi o rozlew krwi ale o istotne przeinaczenie faktów. Szczerze mówiąc w niektórych momentach zastanawiałem się czy nie oglądam "dzieła" Boll'a ;]
Jestem świeżo po emisji i muszę stwierdzić ze się zawiodłem, przy okazji nie dawno powróciłem do gry, i to może dlatego ten film aż tak mnie raził ogromną liczbą baboli... W grze Max miał córeczkę, zaś w filmie synka, kolor Valkiri się nie zgadzał - w grze zielona, w filmie niebieska. Czarnoskóry Barvura, który w grze był biały, Jack Lupino - w grze gruby i biały, w filmie szczupły wysportowany Latynos. I najgorsze jest to że (tu mogą niektórzy uznać to za spoiler) Nicole Horne przeżyła. Co to do cholery ma być? BB który w grze ginie mniej więcej w połowie, we filmie przedstawiony jest jako główny szef całego zamieszania..
Przez pierwsze 40 minut film nudził jak cholera, nie pomogły nawet sceny strzelanin i bullet time, którego było bardzo mało (2-3 sceny). Jeżeli nie grałeś w grę, film może się podobać. Jeżeli jesteś fanem Maxa - zawiedziesz się. Daję 4.