Jak dla mnie film nie dorównał w żadnym stopniu fabule gry, aktor grający Maxa jak najbardziej odpowiedni, ale te demony, czarny Bravura, gdzie Vladimir, gdzie akcja na statku, gdzie pościg za Gognitim, Alfred Woden czemu to on nie wyjaśnia Maxowi z kim tak naprawdę walczy, i do ciężkiej cholery czemu na końcu ginie BB na dachu, a nie Horn. Nie wiem co miał na myśli reżyser tworząc ten film ale napewno nie robił on tego na podstawie gry bo to co jest zawarte w filmie to może ledwie 35% gry, a reszta to jakieś wymysły i głupoty które zepsuły cały klimat filmu. Po tym jak pograłem sobie w tą kultową grę bardzo zawiodłem się na tym filmie. I jestem przekonany, że nawet ci którzy nie grali w tą gre po obejrzeniu filmu który byłby oparty w minimum 80% na grze byli by napewno pod wrażeniem filmu bo aktorów nie miał złych tylko zły reżyser wziął się za zrobienie tego filmu. Podsumowując wolał bym sobie zagrać 4 razy i ukończyć grę niż oglądnąć jeszcze raz film.
A tak myślałem sobie i stwierdziłem, że reżyser nigdy nie grał w tą grę, a chciał zrobić film na jej podstawie co jest absurdem
Zgadzam się że jest słabo nakręconym filmem ale nie należy porównywać go do gry. Reżyser moim zdaniem dobrze zrobił że odeszedł troche od fabuły gry. Bo co to za film by był w którym znalibyśmy każdy dialog czy scene.Dobra myśl ale złe wykonanie.Film o takiej temetyce powinien być stworzony przez ludzi doświadczonych i troche bardziej obytych w filmach akcji.A pan John Moore to jak sobie dobrze przypominam to dobry film jakikolwiek nakręcił to za linią wroga choć nie powala na kolana.
Ale czy reżyser na pewno odszedł "trochę" od fabuły gry?
Bo cóż, to była jedna z nielicznych gier po prostu idealna i naturalna do sfilmowania. Wszystko było jak na złotej tacy. Nietuzinkowy i niepapierowy bohater, wspaniała intryga, wspaniała akcja... Ba! Pomysłów z tej gry by starczyło wręcz na kilka filmów akcji! (może kiepskich, ale zawsze) Wystarczyło doszlifować dialogi, wybrać najlepsze sceny, usunąć błędy logiczne, uwydatnić tragizm głównego bohatera, płynnie i inteligentnie wszystko połączyć w całość (tu właśnie by się najbardziej przydała kreatywność scenarzystów), wykorzystać potęgę współczesnej techniki filmowej i tak dalej... To nie Doom, Mortal Kombat, Street Fighter czy Dungeon Siege, gdzie rzeczywiście trzeba było wymyślać wszystko zupełnie od początku, a z jakim skutkiem, to już temat na inną dyskusję (które były).
Ale nie, NA SIŁĘ wymyślono sobie zupełnie nowy scenariusz, zupełnie nowego bohatera, zupełnie inny przebieg akcji... Film równie dobrze mógł mieć tytuł np. John Kowalsky, pewnie nie od razu przeciętny widz by skojarzył (o ile w ogóle), że to co widzi ma cokolwiek wspólnego z oryginałem. Ale w imię jakiej idei? To nie była w końcu ekranizacja jakiejś książki, gdzie rzeczywiście trzeba mnóstwo rzeczy zrobić inaczej.
Czy ludzie znający i lubiący tę grę na pewno by się aż tak zawiedli, gdyby scenariusz był bliski fabule gry? Na pewno nie dałoby się ich czymś pozytywnie zaskoczyć? Czy ludzie (większość), którzy nigdy nie widzieli tej gry aż tak bardzo byliby zdegustowani tym faktem?
Moim zdaniem nie.
Co wyszło - wiele już było postów i opinii. Jednak najgorsze jest to, że nie mogę się pozbyć wrażenia, że ten film jest jawną kpiną z dawnych i obecnych miłośników tej gry. Przypadkowo tak wyszło? Specjalnie? Nie będę już wnikał...
Dobra. Nerwy mnie poniosły, ale choć już tyle czasu minęło odkąd widziałem w kinie ten film, wciąż diabli mnie biorą gdy sobie przypomnę moje ówczesne rozczarowanie...
Jako film akcji "Max Payne" jest filmem nawet niezłym, można obejrzeć, wiele jest lepszych, ale i o wiele więcej gorszych gorszych. Ale oceniając film jako ekranizację gry "Max Payne", tu moja ocena jest (jak nietrudno się domyślić) bliska zera.
Reżyser i scenarzysta spartolili samograja jakim była ekranizacja tej gry. Zgadzam się ze wszystkim co jest napisane powyżej. Od siebie dodam tylko, Max Payne był jak dotąd jedyną grą, w której to akcja była dodatkiem do fabuły a nie odwrotnie (jeszcze ten komiksowy sposób opowiadania - po prostu mistrzostwo). Nie wiem jak można było nie zauważyć że ta gra sama jest jak film.
"Od siebie dodam tylko, Max Payne był jak dotąd jedyną grą, w której to akcja była dodatkiem do fabuły a nie odwrotnie "
Litości, nie popadajmy ze skrajności w skrajność...
Pomijając to, zgadzam się z kolegami powyżej. Szkoda gry, szkoda fanów, szkoda potencjału.