Daję 3/10.

1. Słaba gra aktorska. Nie znalazłem ani jednej osoby, która wkładałby w swoją role choć odrobinę emocji (chyba, że takie były role do odegrania). Wszystko to było tak zimne, jak poimprezowa kaszanka. Wahlberg był totalnie nieobecny w tym filmie. Ja rozumiem, że mu żona zginęła i się chłopak mści, ale jedyny moment, w którym poczułem jakąś formę dramatycznych emocji, to reminiscencja, w której koleś stał na środku pokoju i się wpatrywał w ciało żony.
2. Muzyka! Od filmu akcji tego kalibru oczekiwałbym jakiejś muzyki, a jedyne, co słyszałem, to jakieś popierdywania z gry na nintendo. Już w Quake'u II był lepszy podkład.
3. Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę na irytujące dźwięki w tle. Albo padał snieg, albo deszcz, albo z rury kapało, albo para z kanału, skrobanie, warkot silnika... Dosłowanie zamiast muzyki zaserwowano mi municypialno-przyrodniczą kakofonię, która zagłuszała cały film. I dla uprzedzenia ataków, z moim sprzętem audio wsio git.
4. Fabuła cierpiętniczo prostolinijna. Ja wiem, że ciężko o oryginalną fabułę, ale jest wiele filmów, w których z banału da się zrobić dzieło. Tutaj był tylko banał.

Generalnie zawiodłem się straszliwie.