Ogólnie zrobili z tego zbyt wielką bajkę i bujdę na kółkach. Gra Max Payne opierała się na wręcz "teatralnych" dialogach, pełnych patosu i przenośni. W filmie Max wygłasza jeden, może dwa monologi, które wprost nie umywają się do tych z gry. Akcja w filmie stoi, zupełnie inaczej niż miało to miejsce w grze. Bullet Time został przedstawiony raz i to w komicznej scenie. Kolejnym kolosalnym minusem jest wycięcie wielu postaci istotnych dla fabuły a wklejenie jakichś półśmiesznych osóbek. Jack Lupino używa hiszpańskiego... hmmm no proszę, a Lupino brzmi bardziej po włosku. Poza tym był apokaliptycznie niepodobny do szaleńca z gry. Angelo Punchinello, Vinnie Gognitti, bracia Finito czy bardzo ważny dla fabuły gry Alfred Woden w ogóle nie pojawiają się w filmie. Film powinien być prawdziwy do bólu, bo taka była fabuła w grze. Żadnych demonów, czy świrowania pawiana. A tego ostatniego w filmie było istne multum. Zupełnie się zawiodłem na każdym z elementów tego filmu. Rozumiem, że film to nie gra, ale skoro powstaje w oparciu o grę to powinno się użyć przynajmniej najlepszych pomysłów i rozwiązań z gry, a nie z nich zrezygnować kosztem lipnej tandety z Tesco.