W sumie gościu miał pomysły, wizję i był kreatywny. Bracia mieli świetny biznes, ale nie umieli go rozprzestrzenić na większą skalę, co skazywało go na powolną stagnację lub właśnie na takiego obrotnego faceta jak Ray.
Ci bracia dali swoje błogosławieństwo Rayowi na rozwój ich biznesu, ale porzucili go, gdy ten próbował spełnić ich marzenia. Mimo swojego talentu w organizowaniu pracy w kuchni, byli biznesowymi ignorantami i najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z tego, ilu przeróbek i kosztów wymaga stworzenie sieci McDonaldsa.
Nic dziwnego, że Ray w końcu musiał pozbyć się ich jak kuli u nogi- każdy by tak zrobił, gdyby miał tyle świetnych pomysłów, a jednocześnie był ograniczany przez ludzi o małych horyzontach.
A pomyśleć że bracia mogli po prostu dogadać się z Rayem i dać mu rozwijać jego skomercjalizowanego McDonaldsa, kiedy sami by sobie dalej spokojnie żyli i prowadzili swój oryginalny bar. Czy oni naprawdę wiedzieli czego chcą?
A nawiązując do tej niby oczywistej zdrady Raya w nazwaniu siebie samego "założycielem McDonaldsa"- tak, on był założycielem, bo McDonalds przez niego przestał być małym barem szybkiej obsługi braci McDonalds, stał się czymś w rodzaju ewenementu- korpo na globalną skalę, ogromnym biznesem, którego wymyślenie przekraczało małe umysły braci.
Przedostatni akapit.
W jaki sposób mieli się niby dogadać? Przecież obie strony tego nie chciały. Bracia chcą aby McDonald's był ich i mają swoją wizję na niego,a Roy po odebraniu im marki zakazuje prowadzić restauracji pod tą nazwą.
Ray odbiera im restaurację, bo jest lepszym biznesmenem i jest faworyzowany przez dobór naturalny, co oczywiście nie daje nam powodu do nazywania go dobrym człowiekiem.
Nie zapominaj też, że bracia zlecili mu misję rozwinięcia sieci McDonalds, którą on wykonał lepiej niż ktokolwiek, a oni rzucali mu kłody pod nogi utrudniając mu wprowadzanie koniecznych zmian.
Jak mogliby się dogadać? Dogadaliby się, gdyby bracia nieco ustąpili i dali wprowadzić do McDonaldsa niezbędne zmiany- jako że tego nie zrobili, doszło do punktu krytycznego w którym Ray wygrał tylko dlatego, że był lepszym biznesmenem i miał dobrego prawnika. End of story.
No właśnie to o czym piszesz było nie do przeskoczenia bo Roy chciał aby było to na jego zasadach. Dobrze to widać jak odwiedza na początku działalności swoich znajomych co sprzedają pod szyldem MC i czepia się, że nie zachowują standardów i to nawet z lepszym dla nich skutkiem (argument jednego, że klienci wolą u niego kurczaki zamiast hamburgerów).
Jeszcze tak dodam bo wydaje mi się, że odbierasz mój wcześniejszy post jakbym uważał, że bracia byli dobrzy, a Roy zły. Otóż nie. Uważam, że takiego podziału na dobrych i złych w relacji Roy - bracia nie ma.
Zgadzam się w pełni z Twoim ostatnim zdaniem- tu trudno oddzielić dobrych od złych.
Patrząc pod kątem biznesu, to Ray był swego rodzaju geniuszem i bracia podcinali mu skrzydła, co mogłoby z nich czynić "tych złych".
Za to kierując się wyłącznie emocjami to oczywiście Ray jest tym złym, bo źle potraktował braci i w ogóle z niego taki karierowicz, bezwzględny biznesmen, no i wierną żonę zdradził- a bracia to porządni ludzie którzy chcą traktować klientów z szacunkiem i sprzedawać im dobry towar. Zwłaszcza ten Mac, który w sumie mnie w kilku scenach nawet rozczulił :P