Ci, którzy wylewają tu kubły fekaliów pod adresem tego filmu, robią to wyłącznie z przyzwyczajenia do jakości produktów marki Asylum, bo filmu w całości na pewno nie obejrzeli.
Jeśli z przymrużeniem oka spojrzymy na tradycyjną dla Asylum niskobudżetowość produkcji i fabularną łatwość globalnych koncepcji, uosabianą przez dwugwiazdkowego admirała, dowodzącego siłami morskimi z ramienia ONZ, to damy sobie szansę, aby docenić walory filmu.
Sama opowieść jest wciągająca, a trójka pozytywnych bohaterów, czyli charyzmatyczna agentka, pierdołowaty analityk i niezłomna naukowiec, budzi sympatię i sprawia, że chce się im kibicować.
Jest dużo absurdów, ale nie zapędzajmy się w słusznym gniewie - olbrzymia masa filmów z naprawdę pokaźnym budżetem, zawiera ich często nie mniej, a żenują tym silniej, im więcej kasy poszło na produkcję.
Tutaj wszystko odbyło się w myśl przysłowia "rubelka zarobić, a cnoty nie stracić". Bez przepłacania stworzono wartki film powiedzmy science i powiedzmy fiction, z całkiem sprawną grą aktorską przynajmniej części obsady. Można się pośmiać i trochę zatroskać o losy bohaterów i ratowanego przez nich świata.
Rozrywka niedroga, lekka i niezobowiązująca intelektualnie. To trochę tak, jak z disco polo - raz na jakiś czas można podrygać nóżką.
A na tle innych produkcji tej wytwórni, to jest naprawdę udany film.