Jako kinooperator ogladam filmy przedpremierowo by sprawdzic czy wszystko z kopia jest ok, ten film to drugi w mojej juz wieloletniej przygodzie z kinem ktorego, nie bylem w stanie obejrzec. Po godzinie wyszedlem z tzw przegladu bo nie bylem w stanie tego zdzierzyc - katastrofa. Juz pierwsze 8 minut pseudo artystycznego wstepu daje w kosc a nastepna godzina sprawila ze chcialem wydrapac sobie oczy. Moze calosc ma jakis sens ja nie wytrzymalem. Panna mloda (Dunst) z zaburzeniami psychicznymi szczajaca w suknie na wlasnym weselu i rznaca sie z przypadkowym gosciem a nie z mezem w noc poslubna to troche za duzo groteski jak dla mnie. Ogolnie wrogom nie polecam tego gniota - choc nie widzialem calosci i NIE CHCE
Bo to kolejny głupi ......nie rozumiejący prostych zależności. Nie miał szczęścia chłopak i urodził się bez mózgu.
Naprawdę takie durnowate komentarze mogą irytować. Nazywać gniotem film, którego się nie zrozumiało i nawet NIE OGLĄDNĘŁO DO KOŃCA i jeszcze wypisywać w internecie opinie, które mogą skrzywić spjorzenie na ten film innym? Film może nie przypaść do gustu, tak jak zresztą każdy, ale bez przesady! Aż szkoda, że praca kogoś takiego ma związek z kinem, ale cóż...
dobrze piszesz człowieku!! tylko, że Ty miałeś o tyle dobrze, że za obejrzenie tego syfu nie musiałeś płacić, a wręcz Tobie płacili :D ten film to największe nieporozumienie ostatnich lat! pozdrawiam autora ;)
przeżyłaś kiedyś jakąś tragedię? bliski odszedł bez pożegnania, okazując się najdalszą z możliwych osób? byłaś sama, wiedząc, że wszyscy dokoła mają ochotę wydrapać ci oczy? zdarzyło ci się zrobić coś głupiego? czy zawiodła cię najbardziej racjonalna osoba, na którą mogłaś liczyć?
odpowiedź jest prosta i jednoznaczna - nie.
brak jakiejkolwiek styczności z osobami chorymi, ludzką tragedią, czy dziecięcą naiwnością, nie przymusza cię do wytrwałego siedzenia na dupie, w kinowym fotelu, czekając na koniec filmu - wystarczy wyjść.
prawda, każdy może mieć własne zdanie - w zupełności zgadzam się z tym faktem. drugą stroną medalu jest zrozumienie, na które niestety nieczęsto mogę się zdobyć w takich wypadkach, więc i teraz. może ty spróbujesz?
to była historia pewnego człowieka. każdy z nas go zna, ale nie jest tego świadomy. ba, śmiem twierdzić, że każdy nim jest. możesz się nie zgadzać. na to już nic nie poradzę.
- bądź co bądź - powiem to samo, co marudzącej i dziko rechoczącej w trakcie filmu czwórce psiapsiółek, dla których cisza na koniec seansu była po to, by obrobić tyłek nieobecnym - "pożyczony narzeczony" to zdecydowanie lepsza pozycja. czyż nie?
I właśnie z tego powodu boję się obejrzeć Melancholii. Odbieram Triera jako człowieka pogążonego w depresji, takie przynajmniej odnosze wrażenie, wyciąga z człowieka najgorsze lęki. Ten pierwszy akapit już mniej więcej zobrazował mi czego oczekiwac, na pewno wyląduję w kinie, potrzeba tylko przygotować się psychicznie bo wiem, ze Melancholia obudzi największe lęki - strach przed śmiercią. BTW. czy micronesia pochodzi od państwa na oceanie spokojnym ?
to nie jest film dla rozrywki, to po prostu jedna wielka metafora. jeśli ktoś choć raz w życiu poznał cierpienie, to wtedy zrozumie o co chodzi. to nie jest film z jakąś tam fabułą, wątkiem romansu itp itd. to jest po prostu jedna wielka metafora. ponad to ważne są przekazywane obrazy i symbole w tym filmie.. pojawia się nawet motyw sądu ostatecznego hieronima boscha! każdy szczegol jest dopracowany. przynajmniej ja to tak widzę. jest to historia o człowieku gnębionym depresją. nie jest to ani film katastroficzny ani rozrywkowy.. po prostu symboliczny :) zgadzam sie z Kolbe. melancholia ma nie tylko znaczenie slownikowe ale w tym momencie jest tutaj uosobieniem smierci. lek przed smiercia. a moze jedyny ratunek dla niektorych zdreczonych zyciem ludzi. jest to film, ktory zmusza do refleksji.
zapomnialam dodac, ze moze faktycznie film jest troche przydlugi, ale jak tylko zaczyna sie czesc pt. claire to juz naprawde trzyma w fotelu do konca!
Okazuje się, że potrafię rozmawiać o filmach których jeszcze nie oglądałem, po prostu staram się oswoić z myślą tego co mnie czeka na sali kinowej, konfrontacja z własnymi lękami. To co najbardziej mnie uderzyło podczas promocji Melancholii to sesja zdjęciowa Larsa, który pojawia się na zdjeciach... z klepsydrą, wydaje mi się, że jest to dostateczna informacja obrazująca nowe dzieło. Przypomniał mi się tym samym cytat ze zwiastunu, kiedy jedna z sióstry mówi coś w styu "cieszcie sie wszyscy póki macie jeszcze czas (albo póki możecie)". Mogę już teraz wnioskować, że Lars nakazuje się cieszyć z życia póki jest na to czas, że depresja odbiera najlepsze lata życia a koniec jest rychły dla każdego, nikt z tego nie wyjdzie cało.
Panicstricken, podpisuję się, dodam tylko, że jest to, jak dla mnie, najbardziej dojrzały film w dorobku Triera.
Pozdrawiam.
wiesz, myślę, że tak nie jest. po przespaniu się z tym wszystkim - film daje takie, nieco chore, ale poczucie bezpieczeństwa. pokazuje, że w każdym momencie możemy się pozbierać i dać sprostać wszystkim problemom. prawie wszystkim. bo to zawsze ten gorszy czas - już zaraz mają przyjść dobre lata. chyba, że natrze na nas planeta. to już co innego.
nie ma się czego bać. sama nie chciałam od początku iść na ten film, gdyż ostatnimi czasy ledwie wiążę koniec z końcem - w znaczeniu psychicznym. nie jest tak depresyjny, jak się o nim mówi.
sam film warto jest obejrzeć, nawet jedynie dla muzyki. czysta poezja.
dostarcza nam przemyśleń - jak przystało na dobry film, nie jest tylko po to, by się pośmiać. nie mówię oczywiście, że śmiech to coś złego, że śmieszny film nie może być dobry - to dwie różne rzeczy.
co jak co, ale melancholię szczerze polecę, zwłaszcza osobom, które potrzebują oderwania od codzienności.
- tak, sfederowane stany mikronezji, ze stolicą w palau, jeśli się nie mylę - na oceanie spokojnym.
Czyli mogę spokojnie rozwiać swoje obawy co do Melancholii. Von Trier w większości podaje na koniec jakiś lek na swoje problemy, podpalenie Dogville czy triumfalne opuszczenie lasu w Antychryście, koniec świata hymmm, w sumie też jest takim lekarstwem, prędzej czy później, może nie planeta ale każdy dostanie swój własny - prywatny. Osobiście Von Trier jest w top 3 moich reżyserów i tylko za garstke jego twórczośc, wygląda na to, że dzielimy po prostu podobne lęki, kto wie, może w kńcu i ja coś sensownego nakręce :) W każdym razie, weekend nadszedł, trzeba szukać seansu. Dzięki za zobrazowanie, brakowało mi tego katalizatora, niestety ciężko tutaj o szczery/wartościowy tekst.
Apropo Mikronezji, pytam, bo kilka dni temu prowadziłem na jednym forum dyskusję nt. inteligencji/wiedzy polskich przedsiębiorców starej daty - zobrazowałem to mniej więcej w taki sposób, że pewnie 9/10 z nich nie ma nawet pojęcia gdzie leży Mikronezja :)
myślę, że życie jest za krótkie, by czegokolwiek się bać, co dopiero filmu, tak więc - miłego seansu.
- zabawne. żyjemy w czasach, w których procent amerykanów jest święcie przekonanych, że europa to państwo, za to drugi - że paryż to kraj, stąd trudno się dziwić, że wiedza ogólna stopniowo zanika. a co do geografii - nóż otwiera mi się w kieszeni, kiedy widzę, jak kaleczona jest ta dziedzina nauki...
Na pewno sie wybiorę i na pewno skrobnę conieco na jego temat. A co do geografii cz.2, swego czasu dostałem zjebke, ze przecież kto chodzi studiowac turystykę, że to kierunek dla byle kogo, nie było to moje powłanie, ale taka wiedza też jest potrzebna i w sumie gdzyby nie geografia to pewnie do tej pory bylibyśmy w centrum układu słonecznego :) Pozdrawiam
Jak ktoś chce oglądać ten film tylko dla muzyki to ja się jednak radzę wybrać do opery, nie do kina... A co do kaleczenia geografii. Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że nóż mi się otwiera jak widzę postępowanie niektórych z komputerami i ich niewiedzę w dziedzinie informatyki, no bo jak można, przecież to takie banalne... Ale nie wymagajmy od wszystkch wszystkiego. Każdy ma jakąś swoją dziedzinę w której się lubuje i niech tak pozostanie. Nie czuję się ograniczona tylko dlatego, że nie wiem gdzie leży Mikronezja. Co mi da ta wiedza? Osobiście nic. @Kolbe - to raczej astronomia...
może kocham filmy von Triera dlatego, że w mojej głowie jest ból i śmietnik...?
btw, micronesia, podpisuję się pod Twoim postem, jak diabli.
No i prosze, wyrazilem swoja opinie o filmie, na forum dotyczacym tego filmu, na portalu filmowym i dlatego ze film do mnie nie dotarl - ci madrzy, czuli i tolerancyjni internauci zwyzywali mnie czy wrecz wyjechali z bluzgami. Filmu nie dalem rady obejrzec w calosci i nie widze w tym nic zlego, moglem ale nie chcialem bo tak mnie odrzucil. Nie podobalo mi sie wszystko muzyka, sposob krecenia(z reki) glowne bohaterki o fabule nie wspominajac. Sa gusta i gusciki i kazdy ma prawo napisac o swoich odczuciach po obejrzeniu, badz probie jak w moim wypadku. Beda tacy ktorzy beda sie zachwycac i tacy jak ja ktorzy uwazaja to za ostatni shit - tylko ja nie obrazam tych ktorym sie podobal ten film. Inne filmy tiera tez raczej nie zasluguja mym zdaniem na polecanie komukolwiek np: Antychryst - pseudo artystyczny oblesno pornos - ale sa tacy ktorym podoba sie wycinanie lechtaczki nozyczkami i widza w tym glebie - ja nie
<Spoiler>
Ja do ok. 90 minuty prawie przysypiałam. Nie nastawiałam się na kino akcji, ale tam naprawdę nic się nie działo. Za długo trwało to przyjęcie weselne, było nudne. Daje 4/10 dlatego, że ileś tam minut przed końcem film się rozkręcił oraz + za scenę końcową.
W odpowiedzi na któryś post z góry i opinie na innych forach- nie zgadzam się jednak z tym, że jakbym miała tragedię to film bym zrozumiała. Nie widzę związku. Miałam styczność z tragedią. Ale jak podoba mi się film gangsterski to znaczy, że jestem w gangu i wiem jak to wygląda? :)
Ale film miał się prawo podobać na pewno komuś. Jednym podoba się Avatar, drugim Piraci z Karaibów a trzecim Melancholia.
To jest art-house.
Jak ktoś idzie na film von Triera szukając napięcia czy akcji to niech się nie dziwi że jest pózniej zawiedziony.
Przypomina mi to ludzi którzy oglądają "Solaris" lub "Stalker" Tarkowskiego oczekiwując kina SF.
A wystarczyło tylko zobaczyć choćby w trailerach co von Trier kręcił wcześniej.
Przecież napisałam, że nie nastawiałam się na kino akcji !! To, że nie ma akcji nie ma nic wspólnego z tym, że fabuła nie wciąga, bynajmniej mnie nie wciągnęła.
Antychryst mi się podobał.
Heheh... No to mnie panie zaskoczyły. W pierwszej cześci według was nic się nie działo? To macie chyba zdolność skupienia uwagi na poziomie muszki owocowej. Ślub który zamieniał się spektakularną katastrofę, okazy rodzinnych kreatur, a wy twierdzicie że nuda.
jej, w końcu nie jestem tu sama...
obie "części" filmu były odrębne - jedna z nich opisywała uśpioną wariatkę, druga zaś chorą perfekcjonistkę. co do tragedii...
nie, może było to źle ujęte - nie trzeba rozumieć tego filmu, po przeżyciu tragedii. myślę, że nikt z nas nie zrozumie go w pełni tak, jak autor. problem polega na tym, że z własnych przeżyć można coś wynieść, i/lub użalać się nad sobą, czy śmiać się ze wszystkiego i obracać śmierć w żart.
tak samo jest z filmem - zabawne jest to, że z bohaterami można się utożsamić, wiedząc, że w każdym z nas, jest coś z psychopaty, depresanta, czy minimalisty.
cały film to gra słów, jak ktoś ładni ujął - wielka metafora, na którą spoglądając pobieżnie, możemy odnieść wrażenie, że to kolejny "gniot", ale wgłębiając się w nią - do czego zmusza część publiczności autor - dojrzymy drugie dno. i wszystkim tego życzę.
w zasadzie jako, że jego to praca za pewne musiał obejrzeć to do końca, a jeżeli nie.. to cóż nie mówię, też nie lubię jak ktoś ocenia coś jeżeli nie obejrzał do końca, ale ogólnie nie powinniście go obrażać "bez mózgu" - bo co nie zobaczył tego co Ty, czy ktoś inny, bez sensu.. powiedział co myśli... mamy różne zdania i dobrze. nie każdy musi odbierać to za arcydzieło. a użytkownik moim zdaniem wypowiedział się normalnie, bo bywali użytkownicy którzy "wyzywali" filmy. Więc dlatego uważam to za nie w porządku. osobiście dopiero szykuję się do obejrzenia.
Po części rozumiem założyciela tematu....przez pierwszą godzinę nie wiedziałam co ze sobą zrobić....możliwe, że jest to sztuka...ba...na pewno jest to wspaniałe dzieło ...ale poprzez muzykę, nierówności w filmie, zachowanie głównej bohaterki człowiek na prawdę jest tym zmęczony....Podobała mi się natomiast 2 część...charakter bohaterów jest lepiej ukazany, do tego wspaniały motyw planety wędrowca...a w końcu genialne zobrazowanie zderzenia planet. Nie obejrzałabym jednak tego filmu jeszcze raz....
Bardzo fajnie ze temat zalozony przez moja skromna osobe wywoluje tyle kontrowersji. Jedni zwyzywali mnie od bezmozgiego yeti inni dosc elokwentnie wypowiadaja sie na temat tego filmu. W moim przypadku z filmem jest jak z ksiazka albo cos wciaga albo jest nie do zniesienia - i taka moim zdaniem jest Melancholia. Zauwazylem wiele nawiazan do np malarstwa - kadry z poczatku filmu i pewne jest ze Lars chcial stworzyc wielkie dzielo, jednak mnie w zaden sposob nie przekonuje. Pierwsza czesc filmu to przerysowana z kiepskiej bajki groteska, dla wielu cos wspanialego a dla mnie nie. Lubie dramaty i kino ambitne badz offowe, uwielbiam historie na faktach - bo zycie mym zdaniem pisze najlepsze scenariusze. Ocenilem film tak nisko gdyz nie bylem w stanie go obejrzec w calosci po kilku minutach wolalem wtf i kolejna godzina tylko mnie utwierdzila w tym przekonaniu. Zreszta podobnie bylo kilka lat temu z Rewersem, cala masa ludzi byla zachwycona ja bylem zniesmaczony. Drugiej czesci filmu nie zamierzam obejrzec - nie moj gust i styl, co nie znaczy ze jestem glupszy, badz mniej czuly. Prawda jest taka ze jest to film dla bardzo ograniczonej liczby odbiorcow, fanow Von Tiera, ja zdecydowanie nim nie jestem, pewne jest tez to iz by wytrzymac do konca trzeba miec mocne nerwy a to nie jest moja mocna strona, raczej impulsywny ze mnie czlek. I na koniec cos co podnosi mnie troche na duchu, w mym osadzie nie jestem osamotniony, gdy na seans przychodzi 40 osob to w wiekszosci przypadkow polowa wychodzi w trakcie filmu i rzadaja zwrotu pieniedzy, wiem bo jak pisalem pracuje w kinie. Pozdrawiam wszystkich forumowiczow tych chamskich tez.
Ten film porusza i faktycznie z trudem przeszedłem niektóre sceny. Nie byłem przygotowany na ten seans. Nie wiedzieć czemu, czytając twoją opinię ogarnia mnie współczucie Tobie,że go (nie zrozumiałeś) tak odebrałeś/aś. Może jeszcze nie pora dla Ciebie. Jestem pewien, że nie ocenił/a byś go tak odważnie gdybyś zdobył/a się na to co ja, uważnie oglądając go właśnie do końca. Być może przemieszczasz się z masą która chłonie podaną papkę kina rozrywki bo dedukując taka jest twoja rola. A chciałem pisać o braku dojrzałości.... ale jak najbardziej, pełen szacun.
Nie zrozumialem bo nie obejrzalem do konca, dalem rade tylko obejrzec pierwsza czesc i to nie w calosci, jak pisalem wczesniej film tak daje w kosc ze moim zdaniem jest nie do obejrzenia. Jest to ciagla walka widza z samym soba by nie zniszczyc czegos dookola, dlatego taka moja opinia. Film powinien byc w calosci dobry. I przepraszam mnie nie porusza panna mloda walaca w zbroje czy pieprzaca sie z nieznajomym kolesiem. Nie naleze do masy ktora zachwyca sie debilnymi polskimi komediami czy hoolywodzka papka. I nadal twierdze ze jest to film dla ograniczonej liczby widzow - pseudo artystyczny gniot dla ludzikow co i w robieniu kupy widza cos wiekszego i fascynujacego. Tak to odbieram i zdania nie zmienie - kino oblesne i chore stad 1/10.
współczuję że wykonujesz zawód którego nienawidzisz. I pomyśleć że tak wielu ludzi kochających kino chciałoby się z tobą zamienic. Ale to potwierdza fakt że życie bywa złośliwe. Proponuję żebyś poszukał sobie pracy w innym zawodzie albo przynajmniej przeniósł się do jakiegoś kina popcornowego
Tu sie mylisz bardzo lubie moja prace i wykonuje juz dosc dlugo ten zawod - przestaje lubic kinooperatorstwo gdy z racji pracy musze ogladac filmy pokroju Melancholii. Pracuje w multipleksie - wiec pewnie jest to dla ciebie kino popcornowe, zawsze mamy na skladzie conajmniej kilkanascie tytulow, czasem ponad dwadziescia i wiekszosc to filmy kiepskie ale mimo wszystko dajace sie obejrzec. Melancholia dla mnie jest drugim filmem z ktorego musialem wyjsc z przegladu bo po prostu nie dalem rady, widzialem wiele zlych filmow ale na tym naprawde chcialem sobie wydlubac oczy - stad ten temat
ok. kumam, że można chcieć sobie wydłubać oczy na filmie w kinie, ostatnio tak miałem na Social Network, ale nie rozumiem dlaczego na tym filmie. Rozumiem, ze ktoś może nie lubić von triera, ale obiektywnie patrząc to jest film dobry. Nawet jeśli nie lubi się tego filmu bo po prostu nie lubi się takiego kina to nie rozumiem po co ten wątek.
Szkoda, że w kinie nie pracują ludzie, którzy naprawdę kochają kino. Ja bym chętnie to robiła.
Każdy ma prawo do własnej opinii, ale profesjonalnym kinooperatorem to Ty nie jesteś. Zresztą glogi ujął to o wiele lepiej.
Kinooperatorstwo polega na wyswietlaniu filmow w jak najlepszej jakosci, dbaniu o ostrosc obrazu, dobry dzwiek i cala mase innych rzeczy - o ktorych ludzie nie maja pojecia. Gust i to ze jakis film mi sie nie podoba nie ma nic wspolnego z profesjonalizmem, nie oznacza to tez ze nie kocham kina. Ludzie zastanowcie sie troche. Pytanie po co ten post tez jest beznadziejne, po co ludzie pisza ze film im sie spodobal w takim razie - to moja wlasna ocena i odczucia po probie obejrzenia tego "arcydziela" mozecie sie z tym zgadzac lub nie i tyle, a nie wchodzic w moje kwalifikacje czy prawic ze jestem bezmozgiem i naprawde gdyby wiekszosc ludzi wykonywala swoj zawod tak jak ja uwierzcie mi zyloby sie nam lepiej.
Tak przy okazji glogi napisal cos o obiektywizmie i o tym ze tez mial ochote wydlubac sobie oczy na Social Network - tylko ten film zgarnal okolo 100 najrozniejszych nagrod w tym 3 oscary i 4 zlote globy - czy to daje mi powod bym mogl ublizac jego osobie, zwymyslac jego gust filmowy i nazwac bezmozgim debilem - odpowiedz brzmi nie, bo to jego sprawa i moze sobie pisac co uwaza. To jest forum filmowe stworzony by kazdy mogl napisac cos o filmie ktory wlasnie obejrzal. A teraz spadam stad bo nie chce mi sie pisac z ludzmi ktorzy tego nie potrafia zrozumiec. Przykre w jak ograniczonym spoleczenstwie zyjemy.
mam wrażenie, że ty mnie nie rozumiesz. chociaż to akurat częste kiedy ludzie porozumiewają się na różnego rodzaju forach itp
Nie ma ci za złe że nie lubisz tego filmu. Przywaliłem się do ciebie bo zjechałeś bardzo ostro ten film, wspominając jednocześnie o swoim zawodzie, ale nie podałeś ani jednego, konkretnego powodu.
napisałeś coś jedynie o scenie kiedy dunst wylała się na polu golfowym.
Powyżej napisałeś że żyjemy w ograniczonym społeczeństwie. Ale to ty sam się ograniczasz skoro ta scena tak bardzo cię zmiażdżyła. Czy tylko dlatego że wydała ci się niesmaczna, szokująca czy jeszcze jakaś inna? A może miała coś symbolizować, albo przybliżyć nam stan w jakim znajduje się bohaterka.
już tak jest że w kinie artystycznym, autorskim, rożni twórcy próbują nam pewne rzeczy sugerować, tak żebyśmy sami spróbowali je zinterpretować. chcą zebyśmy trochę sie zastanowili nad tematem poruszanym w kinie. Stąd niektóre zabiegi mogą szokować i prowokować, szczególnie do myślenia.
Aha, i te nagrody, o których wspomniałeś to akurat dla mnie najmniej miarodajne ze wszystkich możliwych. Już sam fakt że w drodze do Oscara Chicago wygrało chociażby z takim filmem jak Godziny powoduje we mnie lekką niestrawność
"Jako kinooperator ogladam filmy przedpremierowo by sprawdzic czy wszystko z kopia jest ok, ten film to drugi w mojej juz wieloletniej przygodzie z kinem ktorego, nie bylem w stanie obejrzec." Czyli nie obejrzałeś do końca, bo Twój gust Ci na to nie pozwolił. Teraz sam argumentujesz, że profesjonalizm nie ma nic wspólnego z gustem. A gdyby w końcówce filmu był jakiś defekt na taśmie etc.?
Nikt, kto kocha kino nie powie, cytuję Ciebie :
"Ogolnie wrogom nie polecam tego gniota - choc nie widzialem calosci i NIE CHCE"
BEZDYSKUSYJNIE.
dajcie spokój, film jest ciężki i trzeba się na niego nastawić. Poszłam bez specjalnego nastawienia do kina i żałuję, bo ledwo wysiedziałam, ciężar przesłania po prostu przygniata. Nie ma gdzie uciec od tej beznadziei, która się tylko pogłębia i pogłębia. Na pewno gdybym wiedziała co mnie czeka i chciała tego, w pełni świadomie decydując się na seans to mój odbiór byłby inny. Jednak w rzeczywistości film zmiażdżył mi resztę dnia. To nic dziwnego, że ktoś oglądający to w ramach pracy tak zareagował. Czy wy jesteście gotowi obejrzeć ten film w każdym momencie, na zawołanie i poczuć się ok? Za mocne kino żeby oglądać z rozpędu i tyle. Kiedy idzie się na to z takim a nie innym nastawieniem to można rozkminiać metafory, ale kiedy idzie się tak po prostu, to dokładnie - oczy wydłubać. Film bardzo specyficzny i tyle.
racja, ale chyba nikt nie idzie na von Triera z myślą że nawpierdziela się nachos i ubawi po pachy
Glogi, nigdy nie byłem w multiplexsie, nie wpierdzielałem nachos i nie wypiłem hektolitrów coli, ale na następny film von Triera chyba się tam przejdę ubawić po pachy. Bo jak tu się nie śmiać na jego filmach, w Melancholii ostatnia scena to niezła komedia, w Antychryście znowu prawie, że padłem jak lisek przemówił ludzkim głosem i powiedział: CHAOS.
Niestety te 2 ostatnie filmy są jak balon, poprawnie zrobione, zagrane, ale wieje od nich banałem, pustka. Może ciekawe obrazy dla lacanistów czy freudystów.
bo nie rozumiesz symboliki w tych filmach. Dla ciebie lisek w Antychryście to po prostu gadające zwierzę. Dlaczego w kinie wszystko musi być dla was takie dosłowne. Ze jak jest gadający lisek to już przegięcie? przecież Faun w Labiryncie Fauna tez był nierzeczywisty. A biegające enty, trole, hobbici i elfy we Władcy pierścieni to przejaw kina realistycznego? Miażdży mnie wasz brak wyobraźni. nie wiem po ile macie lat ale zalatuje to strasznym próchnem.
Tak przegięcie, takie samo jakby wyskoczyła zamiast liska Britney Spears i zaśpiewała Oops I Did It Again, ale pewnie i to byś jakoś symbolicznie ugryzł. Ja się nie czepiam wszystkich "nierealistycznych" scen, tylko tej jednej, która wyszła pokracznie, nie była niezbędna. Czy ty nie możesz zrozumieć, że ta scena psuje cały klimat filmu, a klimat to jedyne co jako tako broni ten film.
Reszty filmów, które wymieniłeś nie widziałem. Od tego baśniowego badziewia trzymam się daleko.
Temat próchna pominę, młody, wykształcony człowieczku z dużego miasta.
Film, faktycznie, totalnie beznadziejny. Filmów o weselu zamieniającym się w koszmar już trochę było. To nie jest film z tego gatunku. Żeby opisać rozpad więzi rodzinnych potzeba aż końca świata? Przecież to grafomania czystej wody - Bergman, Bunuel, Allen, Almodovar obywali się dotąd bez tego... Podobała mi sie "Europa", "Królestwo", "Dogville", "Manderley" - ale to jakiś koszmar. Film o niczym i dla nikogo. A co do tragedii - jak ktoś z was, mądrale (nie wyłączając reżysera tego kiczowatego śmiecia), zmieniał przez kwartał pampersy własnej rodzicielce, a później przeżył Jej odejście, to możemy pogadać. A tak - to gęba na kłódkę, "spece od tragedii" w jedwabiach i koronkach...
Junkier, pojechałeś po bandzie z rodzicielką. Idąc twoją "logiką" to ile ty filmów wyreżyserowałeś żeby krytykować von Triera? Prezydentem USA też nie byłeś więc też nie masz prawa ich krytykować itd.
Co do filmu, a bardziej oceniania, proponuje przed seansem "zapomnieć" kto go zrobił, jakie były recenzje itp. Wtedy można się na spokojnie zastanowić czy film był rzeczywiście ciężki, o czym był, czy stawiał jakieś pytania, odpowiedzi. Większość jednak wybiera podejście bezrefleksyjne np. von Trier=ciężki, pojechany albo von Trier=nie rozumiem, ale musi być dobry bo Trier.
Po niczym nie pojechałem - dostosowałem się tylko do logiki tutejszych lemingów, ujadających chórem na jednego czy drugiego zdrowomyślącego forumowicza: "nie przeżyłeś tragedii, nie miałeś depresji, więc nie masz prawa odrzucać filmu von Triera, bo to film o tragedii, a von Trier ma permanentną depresję". Na film poszedłem wiedząc doskonale, że von Trier zrobił kilka filmów, które mi się podobały, i kilka, które mnie rozczarowały - dlatego nie byłem nastawiony ani na "tak", ani na "nie". Poszedłem kompletnie zobiektywizowany - i natknąłem się na szambo, udające perfumerię. Na nic, udające coś. Na pustkę myślową, udającą głębię. A cmokanie "estetów" nad tym zerem przypomina mi fragment eseju Bolesława Micińskiego sprzed wojny: "Jak się "Wiadomości Literackie" dowiedzą, że w ciężkim więzieniu na Świętym Krzyżu jakiś skazaniec robi witraże z wyciskanych wszy, to będą nad tym cmokać z zachwytu, jakie to nowoczesne, jakie oryginalne, jakie ciekawe - a dla mnie to jest po prostu obrzydliwe". Więc dla mnie film o niczym i dla nikogo jest filmem o niczym i dla nikogo. I cmokacze mi nie wmówią, że jest inaczej - bo za dużo filmów w życiu widziałem, żeby nie umieć odróżnić ziarna od plew. Polecam druzgocącą krytykę (jak dla mnie zresztą - biorącą nazbyt serio ten gniot) z ust prof. Zbigniewa Mikołejki:
http://www.polskieradio.pl/8/402/Artykul/381878,Profesor-Mikolejko-Trier-dokonal -wyboru-stanal-poza-dobrem-i-zlem
To nie jest krytyka jakości artystycznej, tylko krytyka wyboru języka artystycznego wyrazu, zresztą zupełnie chybiona, biorąc pod uwagę to, co dla XX wiecznej refleksji nad kulturą było kluczowe...Powodzenia w życiu z życzeniowym tomizmem.
Swoją drogą Zdrowomyślący forumowicz ma prawo oceniać czegoś z czym się w pełni nie zapoznał, brawo. (mi to śmierdzi dyletantyzmem)
Nie chcę Cię obrażać ,ale naprawdę ciężko mi zrozumieć jak ktoś może uważać ten film za gniot. Dla mnie był po prostu genialny. Melancholia Justine ,lęk przed życiem i jej spokojne oddanie się w ramiona śmierci podczas ,gdy ,,dojrzała'' i normalna Claire panikuje jak dziecko. Ilu z nas zna to dojmujące cierpienie , strach czy wrażenie ,że lepiej umrzeć niż żyć? Myślę ,że te osoby zrozumieją ,,Melancholię''. Dla mnie była pewnym oczyszczeniem - tego się po tym filmie spodziewałam ,i to dostałam.
Ilu z nas zna to dojmujące cierpienie , strach czy wrażenie ,że lepiej umrzeć niż żyć?
Ale jakie cierpienie?! Poprzewracane zwoje w głowie wydumanej, tłustej, nażartej burżujki, mającej fajną rodzinę, świetną pracę, pieniądze, przystojnego i kochającego narzeczonego... Amatorów cierpienia zapraszam w każdy piątek o 18.00 do dowolnego hospicjum - tam zobaczycie PRAWDZIWE cierpienie. A filmów (lepszych i genialnych) na temat tego, czy lepiej umrzeć czy żyć są dziesiątki tysięcy: proponuję zacząć od "Samotnego mężczyzny", "Domu chłopców", "Sali samobójców", "Labiryntu fauna", "Sierocińca", "Życia wewnętrznego", "Dnia świra", "Poza światem", "Wywiadu z wampirem", "W stronę morza", "Niebieskiego", "Motyla i skafandra", "Godzin", "Całego tego zgiełku", "Czyż nie dobija się koni?"... A przede wszystkim dużo "Hamleta", jak najwięcej "Hamleta", w olbrzymich ilościach... Z literatury zalecam zresztą głównie nieśmiertelną klasykę: "Mizantropa", "Fausta", "Cierpienia młodego Wertera", "Heddę Gabler", "Sonatę widm"...