Dla mnie ten film to zwykłe urojenie reżysera, urojenie, które wytłumaczy tylko jemu podobny człowiek, pełen podobnych urojeń, jestem pewien tego, że większość osób, która obejrzała ten film, na pewno po seansie wyjdzie oszołomiona tym, że w tej transcendentalnej chujowiźnie czas dłużył się, rozciągał i torturował każdą przeciągniętą minutą, a chęć wydostania się w połowie seansu z sali kinowej toczyła nierówną walkę z obejrzeniem tego do końca, by móc potem z czystym sumieniem powiedzieć komuś :
"zaklinam Ciebie, jeżeli kochasz życie, są lepsze filmy do obejrzenia"
Mam wrażenie, że ten film to swoiste, wyrafinowane bestialstwo. Nie doszukujmy się sztuki w miejscach, gdzie jej nie ma, nie twórzmy wyjątkowych kategorii dla tego typu filmów, tylko dlatego, że w słownikach wyrazów obcych są takie wyrazy jak "transcendentny", "egzystencjalny" czy "metafizyczny".
Kinematografia jest tak piękną dziedziną sztuki, dlatego, że w dwóch godzinach można streścić historię świata, stworzyć postać, którego odbiorca pokocha albo znienawidzi, stworzyć coś, gdzie w człowieku, choć minimalnie drgną emocje, ale ten film to brutalne zaprzeczenie, tu nie ma nic, są dźwięki, obrazy, ale nie ma historii, nie ma emocji.
Tylko poczucie straconego czasu, którego nikt nie zwróci.
Dla mnie ten film był męczarnią. I absolutnie nie mam nic do wolno prowadzonych filmów czy długich ujęć, ale to co otrzymujemy tutaj... Jedna z ostatnich scen, rozmowa dwóch postaci przy stole, trwa 12 minut z czego ponad 10 z jednego, statycznego ujęcia! Można poczuć się jak w teatrze. Skusiła mnie Tilda, ale tym razem mnie oszukała.
Sami wybieramy, co jest dla nas samych sztuką. Mnie zaintrygowała niezwykła ścieżka dźwiękowa i piękne zdjęcia.
Serio tak trudno jest zrozumieć, że ludziom podobają się inne rzeczy?
Zgadzam się z Tobą. Film jest całkiem niezły. No ale skoro nikogo nie wytłukli kilkuset osób i nie było ostrej jazdy, to film jest beee. Poziom "uznanych" krytyków na filmwebie oscyluje w okolicach miski WC.
Napisane w punkt. Urojenia jakiegos goscia ktory wymyslil, ze przez 2 godziny bedzie pokazywal widoki na miasto czy nature, przedluzal przez kilkanascie sekund ujecie i wytworzy cos nad czym "ludzie z gustem" beda sie zachwycac :) Ten film to brutalna tortura i faktycznie mozna odczuc zal po straconych dwoch godzinach. Ani fabuly, ani dialogow, ani muzyki, ani emocji - doslowna pustka przez caly czas trwania.
Dokładnie. Ewidentnie było widać brak pomysłu na prowadzenie fabuły. Na siłę przedłużanie ujęć, które nic nie wnosiły. Po prosu nuda.
Nie podoba się, to wracaj do Supermana, Avengers, Avatara itp. produkcji. W porównaniu z koszmarną sieczką, na widok której moczycie majtuchy, ten film jest całkiem niezły.
Ten typ komentarzy to żenada i wtórne nudy. Jest też coś pomiędzy Avengersami a filmami takimi jak ten. Mnie się podobał "Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia" tego reżysera, nakręcony w podobnym stylu, za to "Memoria" mnie zmęczyła, przy czym kino takie jak tytuły przez ciebie wymienione to dla mnie tortura od zawsze.
Nie musisz nic więcej dodawać. Już same określenie "żenada" kwalifikuje Cię do ściśle określonej grupy. Nie torturuj się, tylko skup na tym co Tobie się podoba. To jest wolny kraj. A teraz precz.
Urojeń tu akurat żadnych nie ma jest za to ciekawa formalnie i tematycznie zabawa a raczej lekcja o tym jak działają nasze wspomnienia i jak podróżować po nich aby znaleźć to czego szukamy. Jest to zrobione na przykładzie dość fantastycznym bo spotkania z istotą z innej planety, która pozostaje na naszej gdy jej statek odlatuje(ten dźwięk który prześladuje Tilde). Ta istota jest podobna ale jednak odmienna gdyż jej rozumienie a bardziej poznanie wspomnień nie przebiega linearnie jak u nas ale bardziej niczym wertowanie co ważniejszych fragmentów w książce do których można wracać zawsze kiedy jest taka potrzeba. Właśnie spotkanie z tą istotą i pokazanie jak wspomnienia mogą działać są punktem zwrotnym bo dzięki temu główna bohaterka może powrócić do czasu gdy jej siostra jeszcze żyła i powspominać ją. Jest to drogocenna zdolność której ona nie chce stracić ale która nie należy do niej. Sama budowa filmu jest dość torturująca bo wymaga aby w scenie kluczowej do interpretacji całości, pod koniec filmu przypomnieć sobie o jego początku i zaburzonej chronologii i tym jak ona nie postępuje po sobie. Zupełnie jak próba podróżowania po cudzych wspomnieniach. To tylko sucha interpretacja tematu jaki film podejmuje. To czy się podoba czy nie, czy trafia czy pudłuje to już bardzo indywidualna sprawa. Pisanie za to o urojeniach jest w najlepszym wypadku ignoranctwem a bardziej realnie brakiem wykształcenia filmowego(czyli zwyczajnego obycia) o którym raczej nie ma co się chwalić bo to jednak trochę wstyd aby krytykować coś czego nawet nie chcę się danej jednostce zrozumieć.