Mgła

The Mist
2007
5,8 233 tys. ocen
5,8 10 1 232663
5,5 29 krytyków
Mgła
powrót do forum filmu Mgła

Na "Mgłę" czekałem długo. Darabont tworząc "Skazanych na Shawshank" i "Zieloną Milę" udowodnił, że istnieją jednak ludzie, którzy są w stanie przenieść na ekran magię opowiadań i powieści Stephena Kinga.
W obu przypadkach powstały filmy wybitne. Jedne z najlepszych obrazów lat 90. "Skazanych na Shawshank" uważam nawet za arcydzieło. Klimat dwóch filmów, tajemnicze COŚ sprawiło, że wybaczyłem reżyserowi pewne uproszczenia w fabule, hollywodzkie chwyty. Najnowsze "dzieło" Darabonta było zaś moim największym "filmowym rozczarowaniem".

Kiedy czytałem przed paroma laty opowiadanie Kinga pomyślałem sobie: "och jaki świetny film można by z tego zrobić". Stephen to,według mnie, najbardziej utalentowany pisarz jaki kiedykolwiek przyszedł na świat. Może jego pomysłów nie da się zaliczyć do literackiej awangardy, a krytycy nie potrafią doszukać się w jego utworach głębi Oskara Wilde'a , ale sam STYL, którym się posługuje jest świadectwem geniuszu i prawdziwego talentu. Z jego pomocą jest w stanie stworzyć najbardziej klimatyczną opowieść z jaką Czytelnik może się spotkać.
"Mgła" nie jest najlepszym opowiadaniem Kinga, ale z pewnością czytając ją każdy człowiek z wyobraźnią jest w stanie nieźle się zabawić. Ten obrzydliwie wspaniały klimat, który sam autor określił jako "apokaliptyczny", poczucie odrealnienia i szaleństwo, świetnie poprowadzona akcja budująca napięcie... Darabont miał gotowy pomysł i odpowiednie środki. Stworzenie kolejnej wyśmienitej ekranizacji wydawało się oczywiste. Zbyt oczywiste.

Film zaczyna się nieźle. Burza, wredny sąsiad, mały synek, tajemnicza mgła nad jeziorem. Zwykły, niewinny wypad do miasteczka po zakupy. Powoli Darabont buduje klimat. Nadejście mgły nad mały supermarket to jedna z nielicznych udanych w tym filmie scen. Krzyki, zamieszanie, ludzkie zdziwienie, kiedy do sklepu wpada zakrwawiony mężczyzna oznajmiający, że we mgle "coś jest". Znakomite są sceny wyjścia z supermarketu kolejnych osób. Scena z matką małych dzieci można uznać wręcz za wielką. Szkoda, że potem wszystko zaczyna się psuć.
W tym filmie powinien liczyć się przede wszystkim klimat. Duszna, ponura atmosfera, izolacja od świata zdrowego rozsądku. Zamiast tego Darabont serwuje nam przypominające metalowe zabawki potwory. Ociekające śluzem, obrzydliwie różowe, wielkie macki kałamarnicy, które znam z opowiadania zostały zastąpione skrzyżowaniem dżdżownicy z paszczą rekina. Latające prehistoryczne osy, zmutowane pterodaktyle wyglądają zabawnie. To samo spotkało pająki, ogromnego, obrzydliwego homara, czy te nieszczęsne pterodaktyle i żałosne prehistoryczne osy. Tutaj efekty specjalnie nie powinny odgrywać głównej roli. Liczyłem jednak na to, że twórcom uda się odtworzyć obrzydliwość stworów w sposób bardziej "plastyczny".
Wkrótce jednak dowiadujemy się, że to nie efekty specjalne, nie klimat, a antyreligijna rozprawa jest tutaj na pierwszym planie. Darabont ukazuje do czego może doprowadzić religijny fanatyzm... Alleluja! Nie chce mi się wnikać w szczegóły. Zamieszczono już tutaj recenzję, która porusza ten problem. Nie znajdziemy w opowiadaniu Kinga żenującej sceny z prehistoryczną osą i Panią Carmody. Żaden biedny żołnierzyk nie zostaje złożony w ofierze wielkiemu homarowi... Tam problem fanatyzmu religijnego, który rodzi się w chwilach największego dramatu zdrowego rozsądku ludzi uwięzionych w sklepie jest bardziej subtelny i buduje tylko nastrój grozy i szaleństwa, a nie zaś CAŁKOWICIE GO ZASTĘPUJE.
Darabont popełnił również błąd umieszczając w filmie wspomnianego wcześniej trzeciego żołnierzyka, który wyjaśnia wszystkich jak doszło do powstania tej tajemniczej mgły. Bohaterowie Kinga do końca nie wiedzą czym w rzeczywistości zajmowali się ludzie z projektu Grot Strzały. Aura tajemnicy tak charakterystyczna dla pisarza w filmie zostaje zastąpiona nie budzącym wątpliwości faktem, iż to otwarcie drogi do innego wymiaru jest źródłem nieszczęścia wszystkich mieszkańców Long Lake... Mam nadzieje, że byłeś pyszny Trzeci Żołnierzyku. Zamiast tajemnicy mamy kontynuację Half Life'u.
Wreszcie słynne zakończenie... Kiedy skończyłem oglądać film nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy też płakać. Z przeciętnego filmu grozy Darabont potrafił zrobić na koniec najgorszą szmirę jaką widziałem. Facet ma jednak talent... To co w opowiadaniu było najlepsze zostało zastąpione wielkim gównem.
Kiedy czytam ostatni fragment opowieści mam wrażenie, że Darabont zrobił to czego King najbardziej nie chciał. Dał jasną odpowiedź na pytanie, co stało się z głównymi bohaterami. To, że wszyscy zginęli minutę przed szczęśliwym zakończeniem jedynie mnie rozśmieszyło i nie ma dla mnie znaczenia. Aktorzy się nie postarali, a ich postaci zostały za to ukarane. Szkoda tylko, że Thomasa Jane'a nie przejechał jeszcze czołg.

"Znawcy" kina zarzucają "dzieciom neostrady", że nie potrafią zrozumieć tego filmu, że nie zrozumieli tego "arcydzieła", nie rozgryźli jego symboliki. Problem w tym, że ową symbolikę i ukrytą głębie można przypisać do KAŻDEGO filmu. Potrzebujemy tylko wyobraźni, poczucia humoru i sporego przymrużenia oka... Boski Rambo to symbol walki o godność człowieka, Gadający Kot to symbol zwycięstwa ludzkiej wyobraźni, drzewo w filmie "Miś" to symbol spokoju i stoicyzmu... Ja jednak wole doszukiwać się głębi w "Czasie Apokalipsy", "Barton Fink'u", "American Beauty", czy w prawdziwym arcydziele Darabonta "Skazanych na Shawshank".
Ten film powinien mieć klimat, aktorzy powinni budować nastrój szaleństwa, a cała duszna atmosfera przytłaczać widza. Zamiast tego mamy... zaraz wróć... nie mamy klimatu, aktorstwo kuleje, a widza przytłacza jedynie miernota tego filmu.

Political_Floyd

Choc nie ze wszystkim co napisales sie zgadzam, to musze powiedziec, powyzszy tekst jest naprawde dobry.
Gratuluje.

Political_Floyd

Mierny to jest ten tekst.
Problem w tym, że chciałeś filmu identycznego jak książka. Po co?
Ja jakoś nie widziałbym sensu by iść do kina na wierną kopię tego, co było mi dane przeczytać. By zobaczyć to co już przeczytałem? Pfff... Fajna logika. Gdyby film był nakręcony tak jak Ty tego chcesz, 90% ludzi, którzy mieli okazję przeczytać wydarzenia zawarte w filmie nie poszłoby go zobaczyć wiedząc, że jest on wierną kopią książki.
Po drugie nie widzę nic złego w wytłumaczeniu widzowi co się tak na prawdę stało. Nie czytałem tej konkretnej książki więc do filmu mogłem podejść jak do czegoś świeżego, bez oczekiwań i nadziei. Wszystko wyjaśnia się dopiero w końcowych minutach - Na to czekałem. Chciałem wiedzieć o się stało i jak dla mnie to mogłyby to być nawet sen głównego bohatera, ale do cholery - CHCĘ wiedzieć i nie widzę żadnego powodu, by mi tego nie wyjaśnić.
Rzeczy, które wypadają dobrze na kartkach papieru nie zawsze są dobrym elementem do pokazania w filmie.
Nastoju szaleństwa jak dla mnie było w filmie wystarczająco dużo. Klimat też był. Prawda jest taka, że jeździsz po filmie tylko dlatego, że miałeś w głowie inny jego obraz, a po starciu rzeczywistością stwierdziłeś to co oczywiste - Książka lepsza. Pff... W całym moim życiu TYLKO RAZ spotkałem się z sytuacją w której film DORÓWNYWAŁ książce i prawdopodobnie drugiego takiego momentu już nigdy nie uświadczę. Dlaczego? Z prostej przyczyny - książka to NIE FILM. Samo założenie, by spodziewać się po filmie wszystkiego co było zawarte w słowach pisanych jest nie na miejscu. Możesz oczekiwać KILKU elementów, ale nie całości. Film trwa jakieś dwie godziny i musi być w nim zawarte wiele elementów takich jak akcja, dialogi (które przybliżają widza do postaci i wyjaśniają pewne fakty) czy klimat... Wszystko to musi być poprzeplatane tak, by widz się nie nudził. W książce autor ma MNÓSTWO kartek na budowanie klimatu, charakteru głównych postaci i wszystkiego tego, co trzeba zamieścić w DWÓCH godzinach ekranizacji. Gdyby dzieło Kinga miało długość scenariusza, który musiał się zmieścić w !!!2 godzinach!!! z pewnością dużo trudniej byłoby zamieścić tą całą "fantastyczność" jego tworu. Ba! Trudniej... To niemożliwe!
Film jest bardzo dobry. Po coraz durniejszych kontynuacjach Piły i jej naśladowcach, ten film jest jednym z lepszych horrorów jakie można zobaczyć. Koniec pieśni.

ocenił(a) film na 7
TheMadHatter

No i BRAWO! Zgadzam się zdecydowanie z Tobą! Jeśli ktoś chce pole do wyobraźni niech sięgnie po książkę.. Tam może puścić wodze i płynąć z nurtem opowieści ale ale ale - ilu czytelników tyle wyobrażeń!! Czy nikt o tym nie pomyślał??!! To co Tobie może wydawać się genialne w Skazanych (BTW - żeby nie było również uważam ten film za genialny ale nie dlatego, że ładnie odzwierciedla książkę!!) dla kogoś innego będzie szmirą i odwrotnie... Jakiś czas temu moja koleżanka zapytała mnie czy zgłupiałam (??), tylko dlatego, że przyznałam się iż Mgła niezmiernie mi się podobała... Gdy idę do kina na ekranizację książki to nie spodziewam się KOPII, czekam na różnice, a dlaczegóż by nie??!! Nie przeszkadza mi to, że komuś film się nie podobał, przecież każdy ma do tego prawo! Ale jeśli argumentuje to niezgodnością z książką no to już ręce mi opadają!!!

Petera Jacksona powinno się w takim razie zlinczować za WŁADCĘ PIERŚCIENI.. Oj tam to było wiele niezgodności z Tolkienem :D Jak kocham książkę tak również jestem fanką filmu! BO JEST DOBRY!!!

TheMadHatter

Nawet nie chcę mi się za bardzo ciebie obrażać. Po tym mocnym początku, w którym wytknąłeś mi mierność oraz skrytykowałeś logikę jaką się posłużyłem oczekiwałem, że napiszesz zaraz prawdziwe dzieło na marę Sokratesa i pokażesz mi jak powinienem myśleć. Niestety troszkę mnie rozczarowałeś swoją "pieśnią"

Nie oczekiwałem wiernej kopii opowiadania. Darabont przyzwyczaił mnie już do tego, że czasem lubi pewne rzeczy pozmieniać. Jednak wciąż liczyłem na to, że tak jak w przypadku "Skazanych na Shawshank" i "Zielonej Mili" uda mu się stworzyć na ekranie podobny klimat. Sądzę, że gdyby film zostałby nakręcony jeszcze raz tak, jak tego oczekiwałem to niezależnie od tego, czy czytało się opowiadanie wszyscy jednogłośnie stwierdziliby, że obraz Darabonta jest wielkim nieporozumieniem. Kiedy ktoś decyduje się na ekranizację obojętnie jakiej książki powinien zdawać sobie sprawę z tego, że nie zależy zbytnio przesadzać we wprowadzaniu zmian. Myślałem, że Darabont nakręcił "Mgłę" Stephena Kinga. Gdy poszedłem do kina dostałem kaleką wersję znanej mi historii, która okazała się klapą i rozczarowaniem nie dlatego, że nie pokrywała się w 100% z fabułą opowiadania i moimi własnymi wyobrażeniami, ale dlatego, że reżyser przesadził w ilości wprowadzonych, bezsensownych zmian. Uważam, że w tym filmie Darabont próbował przerosnąć samego Kinga i dlatego poniósł spektakularną klęskę.

Błagam was. Zaczyna boleć mnie głowa kiedy ktoś dyskutuje ze mną o zakończeniu tego filmu nie przeczytawszy opowiadania. To co u Kinga zawsze jest toksycznie dobre tutaj zastąpione zostało czystym kabaretem. Darabont albo nie doczytał pierwowzoru do końca, albo miał w dupie to, że Stephen uznał pojawienie się Gwardii Narodowej za nieodpowiednie i głupie. Oczywiście pojawieniu się dzielnych żołnierzy towarzyszy tragedia głównego bohatera, któremu współczuje. Boże jak ja chciałem, żeby ten czołg go przejechał... Gdyby Darabont zakończył film w momencie, w którym Drayton wysiada z samochodu i czeka na pewną śmierć sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Ale zamiast smakowitego finału każdy Wierny Czytelnik otrzymał farsę. Ci, którzy nie czytają książek mogą być zachwyceni to fakt. Ignorancja i niewiedza bywa czasem słodka.

"Mgła" rzeczywiście dobrze wypadła tylko na kartkach papieru. Ale nie jest to bynajmniej, tak jak twierdzisz, winą "jedynie dwóch godzin" ekranizacji. Rzeczywiście scenariusz nie pomieści wszystkich elementów książki czy opowiadania, ale sprawny scenarzysta jest w stanie zachować Klimat literackiego pierwowzoru, bo w przypadku twórczości Kinga to Klimat jest najważniejszy. Problem tkwi w tym, że zamiast pozwolić napisać scenariusz Kingowi, który najlepiej wie co można bezkarnie zmienić, a czego nie można ruszać, Darabont sam wziął się za pióro. Co z tego wyszło pisałem wcześniej. I mylisz się sądząc, że w trakcie dwóch godzin nie dało się połączyć wszystkich niezbędnych elementów w jedną spójną całość. "Mgła" to króciutkie, proste opowiadanie(i nie żadne dzieło tylko porządna dawka rozrywki), a nie "potężna" powieść taka jak na przykład "Bastion". Więc muszę cię zmartwić, bo stworzenie bardzo dobrego scenariusza wcale nie było niemożliwe, wręcz przeciwnie, było znacznie łatwiejszym zadaniem niż napisanie "nowej" filmowej historii do potrzeb ekranizacji "Zielonej Mili".

Jednak abstrahując od fabuły i wszystkich "genialnych" zmian, które jak mniemam według ciebie miały (ja niestety nie mogę wciąż tego pojąć)uprościć historię, dostosowując ją do potrzeb kina oraz sprawić aby widz się nie nudził (tylko był rozczarowany i wkurzony), nie można zapomnieć o słabej grze większości aktorów, pewnych idiotycznych scenach i kulejących efektach specjalnych. Rozumiem, że w horrorach nie tanie efekciarstwo powinno budować grozę, ale "Mgła" typowym horrorem nie jest i dziwie się tak jak spora część widzów, dlaczego dysponując takim budżetem nie stać było ekipy filmowej na stworzenie czegoś bardziej prawdziwego i przerażającego.

Jeszcze parę słów do "drogiej" Emilii. Jeżeli masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem to okaż mi chociaż trochę litości i oszczędź zdań typu: "Ale jeśli argumentuje to niezgodnością z książką no to już ręce mi opadają!!!". Mnie ręce opadają kiedy coś takiego czytam...

I na koniec perełka, istny strumień bezlitosnej logiki w wykonaniu DarqaM'a:

"książka to NIE FILM"

Twoja niezrównana retoryka zaraz mnie zabije...

Mimo wszystko dobrze jest się dowiedzieć przed śmiercią, że książka to nie film. Chociaż nie wiem w czym ma to zmienić moją opinię na temat najnowszej produkcji Darabonta. "Mgła" nawet w kompletnym oderwaniu od opowiadania i z punku widzenia typowego ignoranta twórczości Kinga nadal pozostaje dennym filmem.



ocenił(a) film na 4
Political_Floyd

No i to rozumiem. Wreszcie czytam pierwszy rzetelny komentarz dotyczący tego filmu (a właściwie 2 komentarze :)).
Political Floyd zgadzam sie z Tobą całkowicie.
Poza tym bardzo cieszę się, że uczciwie wytknąłeś wady (i zalety)"Mgły" i potrafiłeś konstruktywnie odpowiedzieć na krytykę innych.
Fajnie, że są tu jeszcze takie osoby bo już teksty w stylu "film był genialny i superambitny a kto myśli inaczej ten go nie zrozumiał i niech wraca do przedszkola" już mnie osobiście osłabiają.
Można obalić czyjeś argumenty kulturalnie i nie obrażając tej osoby i Ty tak zrobiłeś. Szacun.

Gratuluję obu tekstów i dobrego gustu filmowego.

ocenił(a) film na 7
Political_Floyd

Kurczę! Bardzo Cię przepraszam jeśli mój tekst Cię obraził.. nie rozumiem jednak skąd wzięło się tak dużo jadu w Twej wypowiedzi (nie chodzi mi oczywiście, że obrażałeś kogokolwiek!!).. Mnie się film podobał i napisałam to, może troszkę za bardzo upraszczając wypowiedź i sprowadzając ją do wytkniętego mi przez Ciebie (prawdopodibnie słusznie)zdania >>Ale jeśli argumentuje to niezgodnością z książką no to już ręce mi opadają!!!<< Jednocześnie ja nie próbowałam Cię przekonywać do zmiany Twej opinii o filmie, bo to sensu zbyt wielkiego nie ma, co?! ;) Nie wydaje mi się do końca słuszne podejście Twoje, w którym (przynajmniej ja to tak odczytuję) próbujesz do tego filmu na siłę zniechęcić.. Nie znoszę niepotrzebnych kłótni na takich forach i wystrzegam się tego jak... komentowania ekranizacji, gdy książki wcześniej nie czytałam :D Dlatego, mimo że jako "droga" (??) Emila czuję się lekko urażona stwierdzeniem, że mam problemy z czytaniem ze zrozumieniem, to proponuję nie obrzucać się więcej (nawet malutkim :)) mięsem :P
Pozdrawiam sedecznie!!