Trudna sytuacja w której nie chciałbym się znaleźć. Facet pod wpływem jakiejś niesamowitej weny, niesamowitego natchnienia, napisał dzieło życia. Napisał coś doskonałego, w czym niczego nie powinno się zmieniać. Coś, o czym wiedział, że nigdy nie byłby w stanie odtworzyć słowo w słowo.
Z drugiej strony dopiero co odzyskał żonę, która wyszła z depresji i traumy po utracie córeczki. Zgubiła maszynopis, nawet go nie przeczytawszy. To musiało boleć pisarza. Z jednej strony nie mógł nie zareagować, bo to tak jakby żona uderzyła go w rękę siekierą, odcinając trzy palce, a on machnął by na to ręką, pogłaskał żonę po głowie i powiedział, że wszystko jest w porządku. Żona zadała mu - choć nieświadomie - potężny cios.
Jednak zważywszy na okoliczności, powinien potraktować ją łagodniej, bo z jednej strony stracił dwa tygodnie pracy, a z drugiej strony odyzskał żonę, która była strzępkiem człowieka po śmierci ich dziecka. Nie było to jednak takie proste, bo on również stracił córeczkę i jego sposobem na wyjście z ciężkiego stanu psychicznego było napisanie tej książki. Jako starzec sam mówił, że "te słowa go wyzwoliły".
Najbardziej podoba mi się ten cytat z filmu: "Moja tragedia polegała na tym, że kochałem słowa, bardziej niż kobietę, która mnie natchnęła".
Szukałem krótkiego filmu (ok. 1,5h) przed pójściem spać. Ten film zdecydowanie przerósł moje oczekiwania. 8/10