„Między wierszami” to film, który próbuje opowiedzieć o skomplikowanej relacji między twórczością a własnością intelektualną, a także o cenie, jaką płaci się za sukces. Pomysł wyjściowy – pisarz przypadkowo wchodzący w posiadanie genialnego manuskryptu i publikujący go jako własne dzieło, ma duży potencjał dramatyczny. Niestety, potencjał ten nie zostaje do końca wykorzystany.
Film jest poprawnie zrealizowany, zdjęcia są estetyczne, muzyka nienachalna, a obsada solidna. Bradley Cooper jako Rory wypada wiarygodnie, choć jego postać nie otrzymuje zbyt wiele przestrzeni do rozwoju. Dennis Quaid w roli narratora również radzi sobie dobrze, jednak jego wątek wydaje się urwany i nie do końca uzasadniony. Jeremy Irons wnosi klasę, jak zwykle, ale jego rola sprowadza się głównie do retrospektywnego monologu.
Największym mankamentem filmu jest jego konstrukcja narracyjna , fabuła oparta na historii w historii (a nawet historii w historii w historii) zamiast intrygować, momentami zwyczajnie nuży. Twórcy zdają się bardziej zainteresowani metafikcją i zabawą formą niż budowaniem emocjonalnej więzi z widzem. Przez to trudno zaangażować się w losy bohaterów, film pozostawia wrażenie dystansu, jakby opowiadał coś ważnego, ale nie potrafił sprawić, żeby naprawdę nas to obchodziło.
„Między wierszami” to dzieło ambitne. To nie jest zły film, jednak brak mu głębi i odwagi, by poruszyć bardziej kontrowersyjne czy dramatyczne aspekty opowiadanej historii. W efekcie otrzymujemy kino eleganckie, lecz letnie , film, który zostaje w pamięci na chwilę, ale nie wywołuje większych emocji.
6/10 – za ciekawy pomysł i poprawne wykonanie, ale ze stratą punktów za niedopracowaną dramaturgię i powierzchowne potraktowanie tematu