Nowy film Zwicka zręcznie wymyka się oklepanemu obrazowi o dwójce zakochanych, wyznających sobie miłość trzymając się za rączki, którzy będą żyć „długo i szczęśliwie”. A przynajmniej taką ma ambicję. Niespełnioną trzeba dodać, choć to też zawsze coś…
Problem z tym, że Zwick sam pogrążył swój film łapiąc kilka srok za ogon. Mamy więc komediową zgrywę, gdzie żarty muszą być „cool” (są kiepskie), mamy typowy romantyzm (typowy, mdły kicz), portret środowiska farmaceutycznego lat 90 (tu już lepiej) oraz całkiem poważny dramat z nieuleczalną chorobą w tle. Gdy film uderza w dramatyczne tony staje się godny uwagi.
Wtedy to opowieść o seksualnym zauroczeniu przeradza się w coś głębszego i prawdziwego – gdzie okazuje się, że seks markował problemy, o których nikt nie chciał rozmawiać, gdzie każda ze stron ucieka od trudnych decyzji.
Tylko odwagi zabrakło, by pójść dalej i odciąć się od natrętnego schematu. Niestety tani romantyzm znowu wygrał…
Moja ocena - 4/10