Taki pozytywny film. Wszystko kończy się dobrze, choć czasem fajne są takie filmy, kiedy coś się nie udaje. Jednak jest pewna nieścisłość - kobieta ledwo weszła nad Zielony Staw, chodziła w pantoflach po górach, a potem nagle spuszczają ją na linie do osoby potrzebującej pomocy? No średnio to widzę :) A co by było, gdyby ten ratownik jednak nie pojechał za tą panią nad morze? Tzn. gdyby nie pojechał, to ona by z niego zrezygnowała i by z nim nie była, ale jak pojechał, to nagle wszystko jej się odmieniło? Częsty motyw w filmach. W życiu prędzej jest tak, że jak pojedziesz, to skończysz jak ten klękający na plaży gamoń z serduszkami :)