Poniżej oczekiwań, dlatego bo nie czuło się tego klimatu co się czuło czytając książkę. Nie wiem czy to gra aktorska, czy co, ale mnie nie poruszył. Na dodatek beznadziejnie pokazane starzenie się, aktorzy dalej przypominali młodych tylko, że z siwymi włosami (nawet ta siwizna nie była tak do końca przekonująca) - a przecież przemijanie to jedna z głównych fabuł książki, nie licząc oczywiście niezależnej miłości.
Jednym zdaniem: film nakręcony trochę na siłę. Niestety :(
A ja sobie tłumaczę nieprzekonywującą charakteryzację tak: prawdziwej miłości nie ima się czas - nie starzeje się w taki sam sposób, w jaki to robią zwykli śmiertelnicy. Czas jest dla niej nieistotny... więc nie ma znaczenia, na ile lat wyglądają bohaterowie ;)
Marqueza znam tylko ze "Stu lat samotności", więc będę bronić filmu "Miłość w czasach zarazy" nie jako adaptacji książki (czy zadowalająca jest w ogóle możliwa?..), ale jako miłego dla oka obrazu, który wnosi, moim zdaniem, coś nowego do obrazu miłości obecnego we współczesnym kinie.
Bo cóż tu mamy? Dobrą kreację Bardema. Właśnie miłe dla oka obrazy i scenografię z adekwatnie "wtopioną" muzyką. Historię miłosną, która, przy odrobinie czytania między wierszami, stanie się opowieścią o miłości w ogóle. Miłości tak różnej od powszechnych miłostek papierowych bohaterek do szarych bohaterów.
Jak dla mnie mocne 7/10 :)
Pozwolę sobie zgodzić się z Miliną. Piękny wizualnie i nieźle utrzymujący poziom wzruszenia jakie odczuwałem czytając książkę. Dobrze dobrano aktorów (nawet kochanki Florentino były świetnie zgrane z powieściowymi). Co do wad to wiele wątków spłycone... Szczególnie brakowało mi ukazania skomplikowanych relacji pomiędzy Ferminą i Juvenalem. No ale ekranizacje mają to do siebie że wszystkim nie dogodzą. Ja spodziewałem się czegoś kiepskiego po komentarzach tymczasem otrzymałem dobry film i pomimo braku Marquezowskiej magii nie zawiodłem się.
7/10
Fakt, dobrze zagral Bardem (jego partnerka troche slabiej) w miedzyczasie krecil chyba "....kraj dla starych ludzi". Oczywiscie dwie jakze odmienne role ;) - czapa z glowy!
Ale mnie osobiscie nie zdenerwowalo, ale wrecz wk...lo, zatrudnienie niejakiej Shakiry jako "waty" dzwiekowej. Swoim wyciem i dziwnym falsetem buduje taki romantyzm, jaki panowal chyba tylko podczas budowania drugiej Japonii w l. 80 w PRL'u :( Dramat!!:(