Kiedy dawno temu przeczytałam Marqueza byłam przekonana, że mam przed sobą jedną z najpiękniejszych historii o miłości. Tym bardziej nie mogłam doczekać się filmu, choć zdawałam sobie sprawę, że nie odda atmosfery języka pisarza. Bardem oczywiście cudowny (kolejne role przekonują mnie, że byłby w stanie zagrać psa baskervillów) jednak ogólnie - zawód. Dlatego, że nie odczułam (a co dopiero widzowie, którzy nie czytali książki) jego czekania i cierpienia (Florentina, nie psa). Raziła mnie również kiepska charakteryzacja bohaterów, która nie pozwalała się skupić na tym co najważniejsze. Oby tylko nikt się nie zabierał za 100 lat samotności...