Na wstępie zaznaczam, że słynnej powieści Márqueza nie czytałem.
Niemniej jednak film jest naprawdę słabiutki. Wynudziłem się okropnie przez te ponad dwie godziny. Podobne historie w kinie już były, tylko, że ciekawsze. Właściwie to nie ma tu na czym oka zawiesić. Kolejne naiwne bzdury o pięknej miłości, bez polotu, bez stylu. Od początku wiadomo o co chodzi i jak się skończy, a bohaterowie w ogóle mnie nie obchodzili, a to oznacza film zdecydowanie nieudany. I jeszcze jedno - zawsze mnie rozwala, jak w filmach, w których bohaterami nie są Amerykanie/Brytyjczycy mówi się po angielsku :P
Jednak ekranizacja czwartej części "Harry'ego Pottera" to aktualnie szczyt możliwości pana Newella. "Cztery wesela..." były już tak dawno temu...