PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=610244}

Miłość

Amour
2012
7,7 49 tys. ocen
7,7 10 1 48928
8,1 72 krytyków
Miłość
powrót do forum filmu Miłość

Byłem wczoraj na NMF. Miłość znalazła się między bardzo dobry Argo i trochę w stylu Coelho, ale ciekawym, Życiem Pi. Po 30 minutach przezgrzytania zębami nad kompletnie
nieistotnymi, nudnym, realistycznymi dla francuskich staruszków, z którymi nikt nie chce się spotykać i rozmawiać, dialogami, wyszedłem z kina i poszedł do nocnego po setkę
gorzkiej, czego NIGDY nie robię, bo mnie szlag nie nagły, ale postępujący, trafił. To nie jest piękna historia. To po prostu zwykła życiowa opowieść o wylewie. Nie muszę takich
rzeczy oglądać w kinie, żeby widzieć co się dzieje z ludźmi, którzy mają wylew, demencję, raka czy inna powszechną przewlekłą chorobę zabierającą jakość życie. Nie chce
takich rzeczy przeżywać w życiu, więc dlaczego mam chcieć w kinie.
Ten film byłby dobry, nawet bardzo dobry, gdyby był 15-minutowym krótko-metrażem, ale przez 2 godziny żaden normalny człowiek nie jest w stanie tego przetrwać. Spójrzmy na
fakty: 1/3 ludzi wyszła, a 2/3 poszły spać.

ocenił(a) film na 2
supergrabek

Totalnie się zgadzam. Niby życiowy, ale potwornie nudny. A i w życiu też nie widziałem tylu wychodzących ludzi podczas seansu :)

ocenił(a) film na 8
ss306811

To nie jest wlasciwy film dla młodych osób, pozbawionych jeszcze bagazu pewnych doswiadczen. Tacy ludzie stanowili przytlaczajaca wiekszosc na NMF.

Ja chcialbym wlaczc ten film swoim rodzicom bo oni mogliby znalezli w nim odniesienia do wlasnych przezyc. Uwazam ze dzieki temu byliby duzo lepsza widownia dla "Miłości".

ocenił(a) film na 1
1ceber1

Dziękuje, że nazywasz mnie młodym człowiekiem. Niestety posiadam bagaż doświadczeń związanu z codzienną opieką nad umierającym bliskimi. Ściślej nad umierającymi na raka jelita grubego z przerzutami do mózgu oraz na starość z postepująca demenecją. E obu p

użytkownik usunięty
supergrabek

Nie oceniaj filmu jeśli wychodzisz po 30 minutach. Ja również uważam, że był nudny, z tą różnicą, że obejrzałam do końca i wydaje mi się, że było to celowe. Idealne zobrazowanie życia staruszków. Dwie, trzy sceny gdzie cokolwiek się dzieje, ale są kluczowe. Dobry film może być totalnie nudny i nie musi być to być 'piękna historia', jeśli potrafi coś uświadomić.

ocenił(a) film na 1

Wróciłem na scenę, jak żonkę dzadziuś udusił i wiesz co? Wiem co się działo przez 80 minut podczas, których mnie nie było. Reżyser, który znęca się nad wdziem przeciągając sceny typu opcinanie kwiatów z 2 sekund, po których wiadomo o co chodzi, do 3 minut, nie umie robić filmów. Potem oglądają to pseudointelektualiści z Canne podniecają się jakie to artystyczne, że babcia sie zsikła do łózka i dają temu palmy, a potem to samo robią pseudointelektualiści z Hollywood. Film, który jest nudny to ZŁY FILM. To, że ktoś robi to celowo świadczy o tym, że nie nadaję się na filmowaca jeszcze bardziej ,niż ktoś, kto robi to niechący. Ciekawy film, nie musi byc piekny, ale musi mieć wartość i musi byc dobrą opowieścią. Tutaj nie było opowieści, nie było pointy, nie był miłości i nie był porzadnego scenarzysty, ani reżysera.

użytkownik usunięty
supergrabek

Ja nie liczę na to, że wszystkie filmy będą pokazywać takie piękne opowieści o staruszkach, którzy umierają z uśmiechem na twarzy w rytmie disco

ocenił(a) film na 1

"Ciekawy film, nie musi byc piekny, ale musi mieć wartość i musi byc dobrą opowieścią." - czy tutaj jest słowo o happyendzie, szczęściu i umieraniu z uśmiechem? Pisałem o dobrej opowieści, nie o szczęśliwości. Dyskutujesz z tezą, którą sam mi przypisujesz, a której nie ma w moim poście. Takie coś nazywa się błądem logicznym "słomianego człowieka" lub sofizmatem roszeżenia.
Da się zrobić dobry przygnębiający film - ot na przykład "Requiem dla snu".

użytkownik usunięty
supergrabek

Ok, umierają w rytmie disco po uprzednim szaleństwie życia typu imprezy, narkotyki, blablabla. Requiem, w którym ciągle się coś dzieje - chociażby porównując kwestię efektów dźwiękowych. W Requiem dla mnie było ich aż nadto i już pomijam, że mnie irytowały, ale zdaję sobie sprawę, że to też było celowe. W Miłości z kolei jest taka irytująca cisza. Praktycznie nie dzieje się nic, a jednak wiele opinii wskazuje na to, że jakoś na nich wpłynął. Będąc w kinie ze znajomą, po filmie zapłakana powiedziała, że nienawidzi mnie za ten film i żałuje, że go obejrzała. Jak widać, zadziałał. Dla mnie to właśnie jest fenomenem - ciągnie się, jest nudny, a jednak wzbudza tyle emocji i słyszy się, że jest przerażający. Swoją drogą nie porównywałabym tych dwóch filmów, bo to są całkiem inne kategorie życia i inne zamysły.

ocenił(a) film na 1

Jasne, że to inne fimy i Requiem jest "głośno przygnębiające". Przykład dotyczył nie oceny "Miłości", ale absurdalności i niecelnośc twojego komentarza do mojej wypowiedzi.
Nie ma w "Miłości" nic wyjątkowego. Sam mógłbym napisać życiowy scenariusz z lepszymi dialogami o umieraniu na demencje, o tym jak straszna jest starość, o opiece domowej, o niedołężności,i o powolnym umieraniu nie tylko ciała, ale i umysłu. Nie musiałbym nawet do tego celu zabijać jednego z głównych bohaterów ani kazać swoim bohaterom ścinać kwiatki przez 3 minuty, czy gonić po domu gołębia.
Reżyser nie potrafił pokazać więzi między bohaterami i zbudować "emojonalnego pomostu" do widza. Bohaterowie byli nudni, sztuczni i w najmniejszym stopniu się z nimi nie zidentyfikowałem. Nie był w tym filmie miłości. To był tylko i wyłacznie epatowanie opieką nad osobą niedołeżną. Nic więcej. Jeśli chodziło o wywołanie obrzydzenia, to sensowniej było zrobić dokument o domu starców. Tam przynajmniej emocje i wrażenia byłyby prawdziwe.
Głównym grzechem twórców nie jest nawet to, że nie potrafili pokazać emocji i skupiają się na epatowaniu obrzydzeniem. Głównym grzechem jest niemiłosierne i bezsensowne przeciąganie scen. Haneke po prostu nie ma pojęcia kiedy skończyć. To nie był materiał na więcej niż 15-20 minut filmu.

supergrabek

Również byłem na tym filmie na NMFie i zgadzam się, że po pierwsze to nie był obraz odpowiedni dla maratonu filmowego, a po drugie - film się niemiłosiernie dłużył. Nie jestem znawcą kina, ani znawcą tego reżysera, ale w żaden sposób nie rozumiałem celowości przeciągania ok 80% scen. Nie widzę drugiego dna tego filmu, tzn. rozumiem - starość, demencja, opieka, przywiązanie, a na koniec taka, a nie inna decyzja, ale takie problemy dotyczą dosyć znacznej części społeczeństwa, pośrednio lub bezpośrednio. Co w tym takiego odkrywczego, co uświadamiającego? Jedynie główna bohaterka 'przewidziała' jak to się potoczy i próbowała popełnić samobójstwo zawczasu. To na pewno nie jest film, który obejrzany na dużym ekranie będzie mieć jakąkolwiek przewagę nad "wersją domową". Widz się po prostu męczy i czeka wreszcie aż nadejdzie scena z początku filmu.

ocenił(a) film na 8
Sponger

Film rzeczywiście chwilami był nudny, ale myśle że to było zamierzone-widz miał poczuć jakim koszmarem jest taka wegetacja. Pomyśl jak musi dłużyć się czas człowiekowi który nie tylko nie może się ruszać ale nie może nawet czytać czy rozmawiac-nic już nie może. Dla kogoś takiego to czas który dłuży mu się pewnie w nieskończoność jest gorszy chyba od fizycznego bólu czy świadomości swego niedołęstwa. Wydaje mi się że to przeciąganie scen, ta "nuda"w filmie miała pomóc widzowi wczuć się w taki stan-na mnie w każdym razie to zadziałało. Ale jeśli ktos nie obejrzał całego filmu to na pewno nie mógł go poczuć. Przyznam jednak że film jest tak przygnębiający że wyjście w połowie filmu jest uzasadnione. Film jest bardzo dobry ale ciężki i dołujący.

ocenił(a) film na 8
supergrabek

" Film, który jest nudny to ZŁY FILM". Możliwe, ale nie dla każdego taki był. Ja się w ogóle nie nudziłam na " Miłości". Kuzynka, z którą oglądałam film, tak samo (ona przez większość filmu płakała). Dla mnie to, że ta produkcja była prosta, spokojna, miała długie sceny, a nie nużyła i mniej lub bardziej poruszała, pokazało, że rezyser przyłożył się do pracy.

ocenił(a) film na 1
siljesol

Wiesz, obecnie nienawidzę tego filmu w dużej części dlatego, że nie chciałem go odlądać, chciało mi się spać, a czekałem na 'Życie Pi". W innym przypadku po 10 minutach bym to wyłaczył i zapomniał. To jedna sprawa.
Druga jest taka, że ten film odebrałem jako płytki, w jakimś sensie obraźliwy dla ludzi walczących z wylewem, wbrew tytułowi płaski emocjonalnie. Sam przeżyłem opiekę nad umierającymi osobami i nie czułem w tym filmie prawdy o tym, jak to jest.

ocenił(a) film na 8
supergrabek

Ja nikogo w taki sposób chorego jak bohaterka nie znałam, wiec na pewno inaczej podchodzę do tego filmu.
To, że małżeństwo nie okazywało dużo emocji lub były one subtelne nie było dla mnie niczym złym, bo przyjęłam to jako takie odzwierciedlenie charakteru postaci. Widziałam ich uczucie na ekranie. Kochali się, ale nie byli wylewni. Drobne gestu, spojrzenia, troska Georges o Anne, nie odsyłanie jej do szpitala pokazywały miłość. Jego omamy też świadczyły o tym, że była dla niego najważniejsza.
Jego czyn mnie zszokował, dał powód do myślenia co sama bym zrobiła i dlatego nie uważam, żeby "Amour" było jakoś szczególnie bezwartościowe, rezyser nie ocenił zachowania staruszka. Sami mamy to zrobić. Dla jednych będzie kimś okrutnym, dla innych słabeuszem, a jeszcze innych łaskawym mężem.

"nie czułem w tym filmie prawdy o tym, jak to jest." Chodzi o to jak Georges, w jego mniemaniu, ulżył żonie? Nie każdy przecież jest silny. Trudno w filmie niedokumentalnym znaleźć całkowitą prawdę o czymkolwiek.


Nawet jak się nudzę na filmie to go od razu nie skreślam. Tak stało się z "Drzewem życia". Oglądanie mnie wymęczyło (chciało mi się spać), ale po skończeniu byłam zadowolona, że obejrzałam. To taki dla mnie bardzo tzw. artystyczny film.

Warto było czekać na "Zycie Pi"?

ocenił(a) film na 1
siljesol

"nie czułem w tym filmie prawdy o tym, jak to jest." Chodzi o to jak Georges, w jego mniemaniu, ulżył żonie? Nie każdy przecież jest silny. Trudno w filmie niedokumentalnym znaleźć całkowitą prawdę o czymkolwiek. - Nie potrafię ci nawet tego wyjasnić.
Specjalnie napisałem "nie czułem", bo to było wrażenie po filmie, a nie coś konkretnego. Nie czułem tej więzi, o której mówisz między nimi i nie czułem więzi z nimi. Może problemem jest to, że nie ma jakichś przebitek z ich wcześniejszego życia, albo, że nie mamy wglądy w to, co mysli bohater? Dla mnie ten film jest bez sensu koncepcyjnie - ultrarealizm nieciekawych bohaterów. Na prawde albo zgarnąć to w 20 min shorta albo zrobić dokument. Samo robienie takiego dwugodzinnego czegoś wydaje mi się jakieś... durne.

W "Życiu Pi" tygrys w 3D byl bardzo fajny, nadmiar fantazji mnie zaczał drażnić, a przewrotne zakończenie, nadało temu drażnieniu fantastycznością sens. Mówię o drażnie, bo mimo, że opowieść jest niespotykana wydaje się przez większą część czasu mniej więcej realistyczna, a potem wrzucono sceny kompletnie odbiegające od rzeczywistości i odbrałem to jako dosonans. Był to zabieg celowy, który przy pointcie nabiera pełnego sensu.

ocenił(a) film na 8
supergrabek

"jakichś przebitek z ich wcześniejszego życia, albo, że nie mamy wglądy w to, co mysli bohater" - takie rzeczy na pewno przysłużyły by się filmowi
"Samo robienie takiego dwugodzinnego czegoś wydaje mi się jakieś... durne". Trudno :), co kto lubi.


Sceny na dziwacznej wyspie w "Życiu Pi" spowodowały, że nie mamy złudzeń, która wersja była prawdziwa. Jednak ja jako marzycielski widz wolę naiwnie wierzyć w wersje z tygrysem.

użytkownik usunięty
supergrabek

supergrabek, nie ma sensu aż tak irytować się czymś co została aż tak głupio zrobione... Szkoda żołądka:)
zwłaszcza biorąc pod uwagę, wcześniejsze "dzieła" tego reżysera; wydaje mi się, że intencje Pana reżysera najlepiej podsumowuje zdanie: "Potem oglądają to pseudointelektualiści z Canne podniecają się jakie to artystyczne, że babcia sie zsikła do łózka i dają temu palmy, a potem to samo robią pseudointelektualiści z Hollywood"
Taki właśnie ten film miał być, głupie epatowanie brzydotą, które miało zszokować ludzi, żyjących w świecie w którym nie ma na nią miejsca;

ocenił(a) film na 10

I pseudointelektualiści z Londynu (2 BAFTy), i z Paryża (5 Cezarów), i ze Sztokholmu (Złoty Żuk - "szwedzki Oscar"), i z Warszawy (Orzeł), i w sumie z całej Europy (4 Eurpejskie Nagrody Filmowe), i w sumie z całego świata (ocena 7,9 na imdb), wraz z niżej podpisanym. Cały pieprzony (wszech)świat pseudointelektualistów... Dzięki za uświadomienie, o Wielki Niepseudo.

użytkownik usunięty
Sqrchybyk

To, że coś znajduje aprobatę u szerokiego grona odbiorców jakoś nieszczególnie mnie przekonuje:))
Ale oczywiście, że każdy ma prawo do swojej opinii, więc nie musisz się za mną zgadzać;)

ocenił(a) film na 10

Proszę bardzo, ale przyznasz, iż rzadko zdarza się by film tak ciężki w odbiorze i "niemasowy", nad którym rozpływają się krytycy miał aż tak wysoką ocenę od widzów. No i rzadko zdarza się film, który AŻ tyle różnych nagród trzaska.

ocenił(a) film na 10

Chyba mówisz o innym filmie. Zdaje się, że "Miłość" nie jest nawet w pierwszym tysiącu najbardziej dochodowych filmów. Uznanie krytyki mierzy się nagrodami, uznanie mas boxofficem :P.

ocenił(a) film na 1
Sqrchybyk

Jakbym tego filmu nie oglądał, powiedziałby "wow, to musze zobaczyć, bo ponagradzany i bardzo wysoko oceniony", a niestety już jestem po i to "dzieło" leży na półce wiekopomnych wytworów artystycznych takich jak "Merda d'artisa" (czytaj gówno w puszcze).
Jeśli beznadziejny film jest wychwalany przez "znawców" i film okazuje się gówniany, to znaczy, że opinia tych "znawców" jest gówno warta.
To szczyt bezczelności, żety takie szmatławe badziewie miało niemal taką samą ocenę na IMDb jak "Touching the void" (Czekając na Joe), który jest majstersztykiem zaglądania w ludzką naturę.

ocenił(a) film na 10
supergrabek

I każda opinia, z którą się nie zgadzasz, staje się automatycznie gówno warta, zaś jej autor gówno się zna (tudzież jest "znawcą")? Bo to że film jest gówniany, to TYLKO twoja opinia, nic więcej, prawda? Ciekawe masz podejście, nie powiem...

ocenił(a) film na 1
Sqrchybyk

Widziałeś kiedyś "obietywną opinię" o filmie, albo w ogóle o sztuce? To, że np. Picassa uznaje się za wielkiego malarz jest wynikiem opinii środowiska entuzjastów malarstwa. W logice byłby to błąd argumentum ad populum. To chyba dość jasno wskazuje, że oczywiście, to jest OPINIA, coś subiektywnego. Nie powołuję się przecież na psychologię sztuki.
Względ mojej oceny, jeśli mi się coś nie podoba, to może to mi się nie podobać w stopniu - "mi się nie podoba, ale rozumiem, że innym może, bo ma takie a takie wartości", albo jak w przypadku tego filmu - "to jest absolutna szmira i nie jestem w stanie na żadnym poziomie intelektualnym czy emocjonalnym zrozumieć, jak komuś się to może podobać". Jeśli mam głębokie przekonanie, że gówno w puszcze czy na taśmie filmowej, to nadal gówno, a nie dzieło artystyczne, to skłania mnie do podejrzeń, że pozytywnie oceniający mają w tej sytuacji potrzebe hipsterskiego lansu na bycie awangardowymi, a taki lans jest dla mnie "pseudointelektualny", bo intelektualista ceni przede wszystkim prawdę, a nie lans. Antykonformizm jest formą konformizmu.

ocenił(a) film na 10
supergrabek

Pierwszy akapit - zgadzam się całkowicie i sam wiele razy rozmaitym ludziskom to tłumaczyłem. Niestety ten nader radykalny ton twoich wcześniejszych wypowiedzi kazał mi przypuszczać, że tej "oczywistej oczywistości" sam nie rozumiesz.
Drugi akapit - ech... Ja nie rozumiem jak można w tym filmie nie zauważyć choćby świetnego aktorstwa, które samo z siebie sprawia, że film nie może być uznany za kompletną szmirę. No ale widać można tego nie dostrzec... Nie rozumiem też (naprawdę) jak komuś mogą podobać się np. piosenki Behemotha. Naprawdę NIC w nich nie widzę (czy raczej nie słyszę) - w ich tekstach sensu nie wyczuwam, a muzyka przypomina mi odgłosy robót drogowych. Ale nie odczuwam potrzeby by fanów takiej muzyki uważać za głupszych czy pozbawionych gustu. To mi, panie, leczeniem jakichś kompleksów pachnie. Zapewniam, że twoje "głębokie przekonanie" jest błędne, bo mnie ten film naprawdę poruszył, choć dopiero za drugim razem (za pierwszym chyba nie byłem w nastroju) i jednak mniej niż poprzednie filmy Hanekego. Hipsterem chyba nie jestem, bo jakże mógłbym np. Bondy albo SW lubić... Zresztą dla hipsterów Haneke stał się zbyt mainstreamowy w momencie zdobycia pierwszego wyróżnienia w Cannes. Prawdziwi hipsterzy zachwycają się takimi "dziełami":
http://www.filmweb.pl/film/Begotten-1990-111423

ocenił(a) film na 1
Sqrchybyk

Zdaje sobie sprawę, że moja ocena nie jest obiektywna. Ten film trafił do mnie w bardzo złym momencie i ja go całkiem dosłownie nienawidzę i to nie za historie, ale za jego niestrawność - kompletne zanudzanie. Dobra gra aktorska nic nie pomaga, jeżeli gra się benadziejną rolę z beznadziejnymi dialogami. Swoją drogą Behemota nie trawię. W ogóle zaskoczyłeś mnie, że oni mają teksty. ;)
Masz pełne prawo do własnej oceny i chyba też nie mienisz się zawodowym "znawcą filmowym", a to ich nazwałem pseudointelektualistami. Oni się prezentują jako specjaliści, krytycy od kinematografii, ludzie mający prawo przyznawać nagrody, a ty tego przecież nie. Właściwie nie wiem czemu się zbulwersowałeś. Jako ot zwykły oglądacz masz prawo mieć inny niż ja gust lub nie mieć go w ogóle.
Może jakbym ten shit obejrzał 30 razy to bym go docenił, żeby nie musieć go oglądac kolejny raz.

PS. Co zabawne sam mówisz, że musiałeś sobie wmówić.. znaczy zrozumieć, że to dzieło i udała ci się ta sztuka dopiero za drugim razem. ;)

ocenił(a) film na 10
supergrabek

Teksty jak najbardziej mają, niektórzy nawet twierdzą, że mądre. Cóż, dla mnie to stek "bezsensizmów".
Nie zbulwersowałem się, to za mocne określenie. Jak już pisałem niżej, irytuje mnie robienie z siebie mądrzejszego niż wszyscy którzy inaczej oceniają dany film. A wybacz, tak jednak ten nieszczęsny tekst zabrzmiał. Bo skoro znawcę (a przynajmniej człeka za takiego uważanego) klasyfikujesz jako półgłówka dlatego, że się oceną jednego filmu z tobą rozminął, to gwoli konsekwencji ktoś kto filmy ocenia jako amator tym bardziej powinien być głupi, nie? I nie chodzi o to, że amator "ma prawo", chodzi o jakiś elementarny szacuneczek dla inaczej myślących. Tylko tyle.
Co do PS - niczego sobie nie wmawiałem... Za pierwszym razem (chyba) po prostu nie byłem w nastroju - zdarza się. Podobnie miałem jakiś czas temu ze "Szpiegiem" - w kinie usnąłem, za to gdy potem postanowiłem dać mu drugą szansę gdy w TV leciał zachwycił mnie. Nigdy ci się coś podobnego nie zdarzyło? Jeśli zaś o samą "Miłość" chodzi, to może zaważył tez fakt, że to ciut "normalniejszy" film niż poprzednie dzieła Hanekego i czego innego się spodziewałem. Natomiast gdy wiedziałem już jaki ten film jest... Podobny problem miałem po pierwszym obejrzeniu "Róży" Smarzowskiego.

ocenił(a) film na 1
Sqrchybyk

PS: Oczywiście twój gust, twoja sprawa i to subiektywna. Jak czujesz się urażony, to mi przykro. W ramach przeprosin mogę dla ciebie zrobić wiekopomne artystyczne, wysoko intelektualistyczne dzieło w postaci zapętlonego do 10 godzin filmik na yt o babci, która kiwa się na krzesełku i szyje szalik na drutach.

ocenił(a) film na 10
supergrabek

Urażony się nie czuję, bo to poniżej mojej godności by czuć się urażonym czymś tak dziecinnym jak ten tekst o pseudointelektualistach... Jedynie zirytowany jestem, bo niezmiennie irytuje mnie gdy ktoś wszystkich mających inne zdanie (i to w kwestii tak błahej jak ocena filmu) klasyfikuje jako głupszych od siebie. W sumie powinienem był dawno się przyzwyczaić, bo to to zjawisko nagminne na tym portalu, ale jakoś nie mogę. Co do ostatniego zdania - nakręć taki filmik i wrzuć go na YT. Serio mówię. Wiele razy już czytałem podobne zapowiedzi i, jak na razie, ani jedna nie została zrealizowana. Najwyraźniej słowa ich autorów były gówno warte, tak ja te opinie "znawców" wychwalających "Miłość"... Pokaż, że twoje słowa takie nie są. Czekam na link.

ocenił(a) film na 1
Sqrchybyk

Zrobiłem ci gif-a, w ten sposób nie będziesz musiał się ograniczać do jedynych 10 godzin: http://imgflip.com/i/r735

ocenił(a) film na 10
supergrabek

Przydałby się jednak dźwięk, bo tak to zbyt pseudoartystyczne nawet dla takiego pseudointelektualisty jak ja ;P

ocenił(a) film na 1
Sqrchybyk

Film niemy jest bardziej awanagardowy... :)

ocenił(a) film na 9
supergrabek

To właśnie Twój poziom i tyle w temacie.
Żegnam

supergrabek

Faktycznie "opcinanie" kwiatków to przesada.

Poza tym muszę przyznać, że strasznie cenię takich krytyków jak Ty. Wpadłeś, oglądałeś coś innego, potem Cię znudził początek w tym filmie, więc wyskoczyłeś na setkę gorzkiej, wróciłeś i doskonale wiedziałeś co się działo przez 80 minut. Brawo. Myślę, że reżyser przeczytawszy Twój post mógłby się załamać, więc lepiej nie tłumacz ich na języki obce.

ocenił(a) film na 1
cubic_2

Ja z kolei uwielbiam komentatorów, którzy piszą posty typu "jesteś głupi i nie masz racji, bo popełniłeś błąd ortograficzny (albo pięć), a w kwestii merytorycznej, to nie mam nic do powiedzenia". No cóż, sofistyka z Twojej strony - argumentum ad personam.

Po tym "dziele" widać, że reżysera nie obchodzą tacy widzowie jak ja. Maili do niego pisać nie będę. Oglądać jego filmów też nie zamierzam - ani całych, ani minimalnej ich części.

supergrabek

Bardzo rzadko wytykam robienie błędów ortograficznych, bo samemu też mi się to zdarza. Ale "opcinannie" to już faktycznie przesada.

Co do argumentów ad personam to takie faktycznie miały być, bo chciałem pokazać Twoje prostactwo w podejściu do tego filmu. To tak jakbyś poszedł na Baczyńskiego i napisał coś w stylu:

"Od początku zaczęli jakieś wiersze czytać nie wiadomo po co? Skoczyłem więc na trzy piwa. Jak wróciłem to czytali wiersz, pewnie ten sam. Nie po to do kina chodzę, żeby wiersze mi ktoś czytał!!"

Podobnie zachowałeś się z filmem Miłość. Wystarczy zerknąć na opis, żeby wiedzieć, że film jest w tematyce ciężki. Ja czekałem kilka tygodni na spokojny wieczór, w którym oprócz pustej rozrywki, będę miał siłę na dawkę mocniejszych emocji.

Chyba, że poszedłeś (jak wielu) na film oskarowy i to wszystko co o nim wiedziałeś. Wtedy faktycznie można się zawieść.

ocenił(a) film na 1
cubic_2

Tak na dobrą sprawę poszedłem bardziej na trzy pozostałe filmy niż na "Miłość". Przekrojowo patrząc na ten NMF, było on najlepszym, na jakim byłem.
"Opcinania" bronić nie zamierzam. Jak siebie przeczytałem i stwierdziłem, że nie mogę tego edytować, to mi witki opadły i generalnie dziwiłem się, że wcześniej ktoś mi nie napisał "Wróć do podstawówki polskiego się uczyć".
Tematyka nie jest dla mnie problemem. Powiedzmy szczerze, że film jest poniekąd podobny do "Million Dollar Baby" Eastwooda co najmniej w kwestii pointy. Moja krytyka nie dotyczy głównego wątku jako takiego. Pisałem to już parę razy wyżej. Ten film jest kiepski, ponieważ:
1. Sceny są sztucznie i niepotrzebnie wydłużone powodując u odbiorcy nudę.
2. Brakuje elementów pozwalających wczuć się w bohaterów. Przez cały film pozostają dla widza obcy.
3. Dialogi są nudne i mało wnoszą do filmu. Nie pomagają również zajrzeć bohaterom w psyche.
4. Jedyne emocje jakie wywołuje, to obrzydzenie wywołane epatowaniem starością, niedołężnościa i codziennością osoby niepełnosprawnej.
Moje życiowe historie i historie w podobny deseń, jakie przeżyli moi znajomi, są ciekawsze, niosą więcej do przemyślenia i bardziej angażują emocjonalnie niż "Miłość". Jeśli w głowie po obejrzeniu części filmu mam ciekawsze i więcej warte filozoficznie opowieści niż ta prezentowana w filmie, to dla mnie świadczy o tym, że film jest zły.

supergrabek

Chyba, że chodziło Ci o to, że dresy siedzą na murku i "opcinają" świnie, wtedy wszystko się zgadza :)

Spoko.

Tym razem napisałeś argumenty, więc łatwiej mi z Tobą dyskutować, nie atakując Ciebie jako osoby. Robi się miło.

Moim zdaniem "Million Dollar Baby" to jednak zupełnie inny film, chociaż w podobnej tematyce. Inne formy wyrazu, inna historia, inne emocjonalne tło. Ciężko te filmy nawet porównywać.

Ja mam wrażenie, że wszystkie wyrazy artystyczne, których reżyser użył, Ty zbyt szybko nazwałeś wadami. No bo na przykład wydłużanie scen i montaż, a raczej jego brak, bo niektóre sceny są wręcz męcząco jednoujęciowe, to moim zdaniem próba pokazania normalnego życia. Bez skrótów, trików, pięknych ujęć, taki trochę teatr telewizji. Jak dla mnie ten zabieg ma odrzeć film z formy, żeby bardziej zwrócić uwagę na treść. Ale może być to faktycznie nużące i męczące.

Co do innych Twoich odczuć to cóż, są to Twoje odczucia, a o gustach i ... odczuciach się nie dyskutuje.

Nie mogę się tylko zgodzić z Twoim zarzutem o "obrzydliwym epatowaniu starością, niedołężnościa i codziennością osoby niepełnosprawnej". Tutaj moim zdaniem jest zupełnie odwrotnie. Jest taka scena (nie wiem czy przypadkiem w tym czasie byłeś na sali ;) w której głównej bohaterce zdarza się pierwszy raz nietrzymanie moczu. Jest to scena bardzo subtelna, w której na pierwszy plan rzuca się ogromny wstyd Anny i nie ma w tej scenie nic obrzydliwego.

Ja nie jestem filmem zachwycony, ale doceniam i treść i formy wyrazu, chociaż przyznaję, że łatwy to film nie jest i naprawdę trzeba mieć "fazę" na takie kino.

ocenił(a) film na 1
cubic_2

Na ironię zakrawa dla mnie to, że więcej niż całym tym filmem można wyrazić jednym zdjęciem z NZOZ-u Caritasu czy domu opieki.
Po tej próbce dorobku Haneke'ego uważam go za nadęte beztalencie silące się na przegadaną pseudo-sztukę i choć sam nie potrafię właściwe zdefiniować czym sztuka jest, to odczuwam, że "Miłość" do tej kategorii nie należy.
Sztuka popularna, która wysokich lotów z zasady nie jest, przynajmniej ma tyle wewnętrznej plastikowej uczciwości, że "sztuki wyższej" nie udaje.
Jeżeli miałbym jednym zdaniem podsumować, to co myślę o "Miłości", powiedziałbym: "Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmy".

supergrabek

Masz prawo mieć swoje zdanie, a ja mam prawo się z Tobą nie zgodzić, co niniejszym czynię :)

ocenił(a) film na 1

Przepraszam za literówki. Jak myślę o tym filmie, to się wkurzam i oto efekt.

ocenił(a) film na 3
supergrabek

Zajebisty film na nocy maraton, az sie chcialo zostac w tym kinie!!!! Też byłam na NMF, byłam na randce, a oni mi puscili ten bezsensowny francuski melodramat. Dobrze, ze moj partner ma zreczne rece.

ocenił(a) film na 9
Vermusia

mówi się zręczne paluszki :)

ocenił(a) film na 2
supergrabek

supergrabek, muszę się zgodzić z każdym Twoim zdaniem.
Za pierwszym podejściem zasnęłam po 20 minutach, za drugim - około 50. minuty doczekałam się sceny, gdzie coś się dzieje (to było wtedy, gdy Anne spadła z łóżka). Próbowałam obejrzeć trochę więcej, bo jeśli ma taką wysoką ocenę, musi coś nieść, ale nie dałam rady. Skoro mówisz, że z tej wielkiej "Miłości" on ją zabija, chyba obejrzę samą końcówkę.

ocenił(a) film na 3
supergrabek

Film nie dla wszystkich,ja wytrzymałem 30 min o to i tak za dużo,NUDNY STRASZNIE,chyba,że ktoś lubi oglądać prze 2 h staruszków.

ocenił(a) film na 3
supergrabek

Obejrzałem do końca i absolutnie odradzam zabieranie się kogokolwiek za ten film. ja oglądałem w dwóch podejściach. Strasznie nudny... Masakra. W sumie typowo francuskie kino

ocenił(a) film na 9
supergrabek

Wiedziałam, że takich komentarzy będzie pełno i o tym jaki on nudny, denny etc.
Kino nie dla wszystkich, po prostu i dlatego jest takie wyjątkowe :)

ocenił(a) film na 1
agapoem

Jedyną wartością tego filmu jest to, że ludzie potrzebujący czuć się "awangardą", mogą głośno o nim mówić "kino nie dla wszystkich" podkreślając swoją, modnie hipsterską, wyjątkowość i niepowtarzalność.

ocenił(a) film na 9
supergrabek

Skoro tak uważasz, to Twoje prawo ale zawsze, na komentarze typu mi się nie podoba więc to bzdet, będę reagować.
Nie, nie mam potrzeby czuć się jakąś awangardą ale w odróżnieniu od Ciebie np. gdy jakiś film uważam za dno, to nie mam potrzeby rozpisywania się o tym.
Po prostu najzwyczajniej w świecie uważam, że może dla mnie to dno ale komuś tam się podoba i ok.
Nie muszę tego rozumieć, zgadzać się z tym itd. Wystarczy odrobina szacunku dla czyiś gustów.
Nie podoba się, to go omijaj szerokim łukiem, a nie rozpisuj swoje mądrości.

ocenił(a) film na 10
agapoem

całkowicie się zgadzam z agapoem i popieram. Fantastyczny film.