To dobrze, że powstają filmy prezentujące odmienne oblicze miłości, tylko czy to musi być aż tak szalenie nudne? Pije tutaj przede wszystkim do scen gdy mamy totalny bezruch, bohaterów nie ma przed kamerą i filmowane jest wnętrze i kamera sobie tak stoi jakby nigdy nic ani takie ujęcie nie wnosi nic do samej treści filmu ani nie jest też czymś wyjątkowym. Tak jak scena gdy Alexander przychodzi z wizytą i ... zostajemy z nim i w sumie nie dzieje się literalnie nic. Chłopak siedzi i się rozgląda i tak mnie np. ciekawiło co dzieje się z głównymi bohaterami ale mniejsza. Sama chemia między Jeanem-Louisem Trintignantem i Emmanuelle Riva jest i jej nie ma. O małżeństwie ze stażem lepiej wypada w moim odczuciu "45 lat" przy "Miłości"