Nie rozumiem, zupelnie nie rozumiem wszechogarniajacego zachwytu na miloscia pomiedzy
dwojka bohaterow.
Miloscia, ktorej ja po prostu nie dostrzegam.
Czy to tak niezwykle, ze zdrowy zwiazek, po 50-tu wspolnie przezytych latach nie konczy sie
wyrzuceniem partnera na przyslowiowy smietnik, kiedy nadejda ciezkie chwile?
Przeciez nie byla to nawet opieka dlugotrwala, wieloletnia - raczej kilku tygodniowa.
Niemal zaraz po udarze rezyser filmu dal nam do zrozumienia - poprzez sasiada wyrazajacego
aprobate dla pana starszego - ze o to stalo sie cos niezwyklego! W obliczu tragedii tak bliskiej
osoby nie odcial sie, a uznal, ze sprobuje pomoc. Dlaczego wszystkim,lub niemal wszystkim
wydaje sie, ze to cos niesamowitego?