słabiutko. musze ze wstydem przyznać, że to był pierwszy film lyncha jaki obejrzałam i po prostu nie udało mu się mnie zachwycić. w pewnym momencie zaczęłam się już nudzić - coś w stylu - "byleby dotrwać do końca".
mimo małego wynudzenia cieszę się, że go obejrzałam, bo po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że może aż taki zły nie był i obejrzę jeszcze kilka filmów Lyncha : )
A oglądałeś wcześniej serial? Jeżeli nie to nie ma się co dziwić, że film Ciebie nie oczarował. Żeby dobrze pojąć film nalezy mieć za sobą serial.
Ja oglądałem serial i filmowi daje naciagane 5/10. Na dobrą sprawę nic specjalnie ten film do serialu nowego nie dodaje. Tak jakby dokręcić ze dwa odcinki więcej. Co więcej film ten trochę psuje wyobrażenie owianych w pewien sposób aurą tajemnicy wydarzeń z przed akcji toczacej się w serialu (który swoją drogą też żadną rewelacją nie jest 6/10). Największe wady TP:OKZM? Sztuczna do bólu postać Laury, mało spójna fabuła, wiele zdarzeń zupełnie pozbawionych związków przyczynowo skutkowych, tragicznie wyreżyserowana sekwencja scen: spotkanie z Jamesem - domek w lesie - zabójstwo Laury.
To film przede wszystkim dla fanów Twin Peaks, ale uważam że i bez tego kontekstu jest bardzo dobry. Wcale nie wyjaśnia wszystkich kwestii, które nie zostały rozwiązane w serialu, lecz wprowadza kilka nowych, które mogą być interpretowane na wiele sposobów (np. pierscień albo sprawa agenta Jeffriesa). Oczywiście musi on trochę psuć nasze wyobrażenia dotyczące śmierci Laury Palmer, ale przecież takie było główne założenie filmu: oprzeć fabułę na pokazaniu, kto zabił Laurę. Z tym że dla mnie nie jest to film kryminalny, w którym najważniejszym wątkiem jest rozwiązanie zagadki zabójstwa młodej dziewczyny, ale fascynująca łamigłówka pełna odniesień do serialu, ale także do odniesień kulturowych (np. wszystkie wątki związane z "Red Room" i ludźmi z innego świata). Argument o braku związków przyczynowo-skutkowych i mało spójnej fabule (rozumiem że jedno ma być konsekwencją drugiego?) jest dla mnie zupełnie nietrafiony, gdyż po pierwsze film ten nawiązuje bezpośrednio do serialu, w którym świat rzeczywisty jest przeplatany ze światem odrealnionym, w którym nie istnieją żadne ramy czasoprzestrzenne, a po drugie jest to film Davida Lyncha, a nie Sylvestra Stallone (z całym szacunkiem dla Stallone'a który zagrał w paru fajnych filmach). Jeśli ktoś nie oglądał wcześniej serialu, albo tym bardziej żadnego filmu Lyncha, to może czuć się zawiedzony że zobaczył "dziwny film", a nie trzymający w napięciu thriller (ja tak miałem, dopóki nie zacząłem oglądać serialu). Co do aktorstwa - mi się podobało, było sporo postaci z serialu które lubię, ale ja tam nie znam się dobrze na technice grania, niech inni to oceniają i krytykują. Ja patrzę na filmy w kontekście całościowym i kulturowym, interesują mnie filmy które są jak otwarta księga, filmy w których widz sam zadaje sobie wiele pytań i sam może udzielać na nie wiele odpowiedzi. Takim filmem jest dla mnie FWWM. A tak poza tym, to jeden z najbardziej przerażających filmów które widziałem w swoim życiu, szczególnie sceny z BOB-em...