Uwielbiam Lyncha, uwielbiam Miasteczko Twin Peaks pierwszy, drugi, trzeci sezon. Dopiero teraz obejrzałem film. Źle mi się to oglądało, czułem jakby między mną, a tym filmem stała gruba, szklana ściana. Natomiast oczarowała mnie Sheryl Lee. W serialu jako nieboszczka nie miała okazji pokazać pełnego wachlarza swoich umiejętności, w filmie wykreowała pełnokrwistą, dramatyczną postać. Przejmująca kreacja. I ta ostatnia scena z aniołem, chyba jedna z najlepszych scen w karierze Lyncha. Dobrze było zobaczeć ukojenie na twarzy Laury.