Pierwsze skojarzenie w zasadzie już po kilkunastu minutach jest takie, że to będzie dobry film i taki rzeczywiście był, choć dobry to za mało powiedziane. To film z gwiazdorską obsadą, nie tylko na papierze. Clift i Taylor tworzą tutaj duet doskonały, elektryzujący tak męską, jak i żeńską część widowni. Duet, który jest zderzeniem i barwnym kontrastem dla nieco apatycznej z perspektywy czasu znajomości George'a z Alice. Taylor mnie zachwyciła świeżością i jednocześnie dojrzałością gry w tak młodym wieku, można powiedzieć, że ten film rozpoczął jej wiekopomną karierę, zaś znakomity scenariusz filmu wydatnie jej w tym dopomógł. Drugi plan bardzo dobry, film aktorsko bez zgrzytów. Dobra muzyka, ciekawe tło przemysłowo-mieszczańskiego pleneru całej historii i jej rozwój na modłę realizowania się tragicznego losu sprawiają, że słowo dramat brzmi tutaj wyjątkowo trafnie. Jest to dwie godziny dobrego kina, momentami zaskakującego i zmuszającego do refleksji, np. scena końcowego pocałunku czy spotkania George'a z matką. Ode mnie 8,5/10.