Pierwsza część "Millennium", filmu nakręconego na podstawie pierwszego tomu sławnej trylogii stworzonej przez szwedzkiego
pisarza Stiega Larssona, to opowieść o tajemniczym zniknięciu szesnastoletniej dziewczyny, które miało miejsce czterdzieści
lat temu. Jest to sprawa wyjątkowo zagadkowa, wydawać by się mogło niemożliwa do rozwiązania, bo dostępnych w niej
dowodów jest jak na lekarstwo i dotyczy potężnej, wielopokoleniowej rodziny Vangerów. Rodziny wewnętrznie skłóconej, którą
scala jedynie posiadana przez nią firma, ale która pilnie strzeże swoich tajemnic. Na prośbę jednego z jej członków,
zagadkową sprawą zajmie się od nowa dziennikarz śledczy Mikael Blomkvist. Facet, który nie ma nic do stracenia, ponieważ za
pół roku trafi do więzienia by odsiedzieć trzymiesięczny wyrok za przegrany proces za zniesławienie prezesa jednej z
potężniejszych firm, o której napisał niedawno artykuł, odsłaniający jego nielegalną działalność. „Millennium” to film składający
się z dwóch przeplatających się wątków, które teoretycznie nie mają wiele ze sobą wspólnego. W jednym z nich obserwujemy
właśnie Blomkvista, dziennikarza gazety Millenium do której pisywał, który opuszcza Sztokholm i przeprowadza się na malutką
wyspę Hedeby, na której mieszka rodzina Vangerów, by z bliska móc prowadzić swoje śledztwo. Drugi to historia młodej
dziewczyny - Lisbeth Salander, boleśnie doświadczonej przez życie, której dzieciństwo (oględnie powiedziawszy) nie należało
do najszczęśliwszych, i która przez czyny popełnione w przeszłości jest pod nadzorem kuratora. Udało jej sie zaczepić w
wielkiej firmie, w której pracuje jako research, zdobywając na zlecenie informacje, których nie da się wydobyć. Ta nietypowa
para w końcu się spotka i zacznie ze sobą współpracować, dążąc do rozwiązania tajemniczej sprawy zniknięcia dziewczyny...
Szwedzi, jak chyba żaden inny naród, potrafią realizować fantastyczne kryminały. Poważne, chłodne, przepełnione niezwykłą
atmosferą, jedyne w swoim rodzaju. Filmy zadziwiająco prawdziwe, normalne, ludzkie, które w dobitny sposób, bez
niepotrzebnego efekciarstwa, bez owijania w bawełnę opowiadają często brutalne, mocne historie. I takie też jest "Millennium:
Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet". To fantastyczny, mroczny kryminał, który choć trwa prawie dwie i pół godziny przyciąga do
ekranu i ani przez chwilę nie pozwala się nudzić. To film świetnie nakręcony, taki który chłonie się od pierwszej chwili, który
wciąga w wykreowany przez siebie świat i nie wypuszcza z niego aż do samego zakończenia. To kino zimne, ale nie wyzbyte
emocji, proste ale w żadnym wypadku nie nudne czy prostackie. Chwilami smutne, chwilami strasznie wymęczające
psychicznie, czasem naprawdę wzruszające. To film w którym choć z pozoru nie wiele się dzieje, bo prowadzone przez
bohaterów śledztwo posuwa się bardzo wolno, perfekcyjnie trzyma w napięciu, interesuje i intryguje coraz bardziej z każdą
kolejną minutą, z każdą nową informacją zdobytą przez bohaterów. Film, który chwilami mrozi krew w żyłach, bo pokazuje
zwykłych ludzi posuwających się do okropnych czynów, ludzi, którym brak jakichkolwiek moralnych hamulców. Obraz
przepełniony ciemnym, ponurym klimatem, świetnie budowanym przez ponure zdjęcia Erica Kressa i spokojną muzykę Jacoba
Grotha.
"Millennium" jest filmem wciągającym nie tylko ze względu na świetny klimat i miejsce swego pochodzenia, ale również
dlatego, że główny bohater jest normalnym, zwykłym człowiekiem, który jak każdy z nas nie zawsze myśli logicznie, czasem
popełnia błędy, pakując się w niemałe tarapaty. Przeciwnie do innych kryminałów, główny bohater to nie żaden zmęczony
życiem policjant po przejściach, czy błyskawicznie kojarzący fakty detektyw, a dziennikarz piszący kolejne artykuły, piórem
walczący o prawdę, starający się wyciągnąć ją na światło dzienne. Ze względu na swój zawód zadanie jakie sobie postawił
wydaje się jeszcze trudniejsze do wykonania, a także zdecydowanie bardziej interesujące. Śledztwo jakie prowadzi nie jest
jednak wielce spektakularne. Mikael i Lisbeth szukają informacji na temat zaginionej dziewczyny w starych dokumentach,
archiwalnych zdjęciach, przeglądając tony pożółkłych stron, szukając czegoś, co wiele lat temu przegapiła lokalna policja.
Osobiście takie filmowe grzebanie w starych dokumentach, znajdywanie ukrytych szczegółów na fotografiach uwielbiam
najbardziej, dlatego też śledztwo prowadzone przez bohaterów wciągnęło mnie od samego początku. I choć niby nie idzie im
ono najlepiej, to powoli udaje się im odkrywać kolejne dawne tajemnice, a im bliżej są prawdy, tym robi się coraz groźniej. Bo
choć zaginięcie dziewczyny miało miejsce 40 lat temu, ktoś wyraźnie nie chce by bohaterom udało się rozwiązać zagadkę,
utrudniając im działanie, powoli zagrażając nawet ich życiu.
I choć opowiadana historia jest bardzo rozległa, przez cały seans przewija się tu wiele postaci, a intryga komplikuje się coraz
bardziej, reżyser zręcznie trzyma całość w ryzach. Nic się tu nie rozjeżdża, a to co zostało przedstawione na początku znajduje
rozwiązanie pod sam koniec. To co z pozoru wydawało się niepotrzebne, z biegiem czasu znajduje swoje uzasadnienie. Z
pewnością sporo z przebogatej historii stworzonej przez Stiega Larssona utracono w przekładzie, tłumacząc książkę na język
ekranu, ale trudno się temu dziwić, jeśli chociażby raz widziało się jak obszerne są powieści tego szwedzkiego autora.
Ponieważ nigdy ich nie czytałem, nie mam pojęcia z czego twórcy filmu musieli zrezygnować kręcąc "Mężczyzn, którzy
nienawidzą kobiet", ale podczas seansu czuć wyraźnie, że nożyczki poszły ostro w ruch. Niewiele bowiem w filmie pojawia się
informacji o potężnej, bogatej rodzinie Vangerów, jak również nie specjalnie wiele dowiadujemy się o głównych bohaterach.
Reżyser wspomina jedynie pokrótce o ich przeszłości, poświęcając jej tylko tyle czasu, byśmy mogli się do nich choćby
odrobinę przywiązać. Także rozwiązanie całej intrygi potraktowane jest bardzo pokrótce, jakby tylko zasygnalizowane. Całe
szczęście w czasie seansu nie mamy wrażenia, że czegoś tutaj brakuje, że produkcja ta jest podziurawiona. Jak chyba każda
ekranizacja jest ona jednak jedynie skrótem książki, pewnym kompromisem, który całe szczęście ogląda się świetnie i co
więcej bardzo zachęca do sięgnięcia po książkowy oryginał. Co najprawdopodobniej wkrótce uczynię.
8/10