Klimat i wizualność filmu, w mojej opinii, bardzo zgrabnie oddaje samopoczucie i doświadczenie stanu po zażyciu środków psychodelicznych (chociaż nie mam pojęcia, czy tam celowali, nie ma to znaczenia).
Chyba najbardziej poczułem sentyment do tej używki (psylocybina) podczas sceny, kiedy bohaterowie w heroicznym czynie biegną, pną się po fali ku górze. Gubią się proporcje, stosunek dwóch ilorazów - rzeczywistości i iluzji - które zdają się wchodzić w metafizyczny stosunek płciowy i przeplatają się ze sobą na tyle, że właściciel takiej galopady ma wrażenie, że wybrał się na wycieczkę krajoznawczą do wnętrza swojego mózgu. Każda rzecz, na którą napotyka na swej drodze, jest pełna uzasadnionej (ze względu na osobiste doświadczenia) symboliki. Każde wydarzenie ma swoją alternatywną egzystencję, która żyje w psychice jednostki.