Mission: Impossible – The Final Reckoning to dla mnie film dla boomerów. Gra aktorska jest sztuczna, jakby aktorzy grali osobno, a sceny prawdopodobnie były kręcone na green screenie — przynajmniej ja miałem takie wrażenie, choć nie jestem pewien i nie chcę tu kłamać. Fabuła jest chaotyczna i trudno się w nią wciągnąć, zwłaszcza jeśli nie zna się wcześniejszych części. Jedynie kilka scen, jak te pod wodą czy z samolotem, było okej. Ogólnie film sprawiał wrażenie tak obcego, jakby oglądało się ludzi z innej planety — zupełnie nie rozumiałem tego świata. Szczerze, wyszedłem z kina z niesmakiem i byłem naprawdę niezadowolony. Nie wiem, co mnie skusiło, żeby pójść na ten film — po prostu chciałem zobaczyć „Mission Impossible” na dużym ekranie. Więcej chyba tego błędu nie popełnię, bo to kino kompletnie do mnie nie trafia i nie wiem, kto może go polubić. Wolałbym coś spokojniejszego i bardziej psychologicznego.
Od razu zaznaczę, że film nie przypadł mi do gustu ale jednak zapytam o Twoją wypowiedź. Film dla boomerow? W jakim sensie, żaden z Twoich argumentów nie przemawia za boomerowskim odbiorcom. Dwa, chciałeś coś psychologicznego i poszedłeś na Toma Cruisea, na 8 cześć serii kina akcji? Nie wiedziałeś o czym będzie film?
No właśnie poszedłem z ciekawości, chciałem raz zobaczyć Mission Impossible w kinie, żeby mieć swoje zdanie. Wiedziałem, że to akcja, ale nie spodziewałem się, że będzie aż tak oderwana od rzeczywistości i tak sztuczna. Co do "filmu dla boomerów" — to oczywiście trochę ironiczne, ale miałem wrażenie, że wszystko tam jest jakby robione pod starszą publikę: brak młodych bohaterów, oldschoolowy styl, dużo patosu i zero świeżości. Dla mnie po prostu ten klimat nie działa.
Ok, rozumiem. Chyba jestem boomerem bo dla mnie akurat oldschoolowy styl to zaleta :). Wiadomo, co kto lubi.