Możecie powiedzieć, że się nie znam, ale ten film nie zasługuje nawet na 1 gwiazdkę. Nie można dać mniej, więc niech będzie, że ta jedna za to, że po trzech godzinach męczarni w końcu się skończył.
Mission Impossible to seria, którą uwielbiam i która, chyba jako jedyna, każdą kolejną część ma lepszą od poprzedniej albo na podobnym poziomie. Zawsze akcja od pierwszej do ostatniej minuty filmu, tempo, zaangażowanie, strzelaniny, wyścig z czasem, no człowiek siedzi jak na szpilkach i nie ma czasu na nudę.
Tutaj niestety chciałam wyjść z kina w połowie. Nie wiem, co tu się zadziało.
- przez 95% filmu nie dzieje się totalnie nic. Dosłownie nic. Dwie marne strzelaniny i jakieś wygibasy na samolotach tak nieprawdopodobne, że aż trochę przesada. Rozumiem, że to "impossible", ale błagam, nie róbmy z widzów idiotów.
- z jednej strony film przegadany na maksa - mnóstwo wspominek z poprzednich filmów, które nie mają żadnego znaczenia. Kwestie wypowiadane z takim patosem, jakbym oglądała coś innego, a nie film akcji. A z drugiej strony dialogów w tym filmie jest tyle, co kot napłakał. I jakieś durne gierki słowne, które miały być rzekomo śmieszne. No nie były.
- wszystko, co miał zrobić Hunt było tak trudne i niemożliwe, że trzeba było każdą rzecz wyjaśniać najpierw przez 20 minut - znowu z patosem i w sposób przeintelektualizowany
- akcji w tym filmie zero, to może chociaż fabuła nadrabia? No też nie, bo wszystko sprowadza się do AI, która chce opanować świat... <ziew> Taki trochę Terminator sprzed 40 lat, ale moooocno niedorobiony i bez pomysłu. Po prostu jest sobie śmieszny wirus komputerowy, który można unieszkodliwić i w sumie tyle.
- brak akcji, brak fabuły, brak jakiegokolwiek napięcia, poczucia akcji, no nie ma w tym filmie nic. A nie, przepraszam, jest Tom Cruise
- Tom Cruise, który przez trzy godziny ma tę samą jedną minę i jakieś 20 zdań do wypowiedzenia, które bardziej szepce niż wypowiada. Tom Cruise, który "grał" w tej części jakby mu się nie chciało i miał na wszystko wywalone. Jakby mu za to nie zapłacili i zagrał na odwal. Jakby ktoś mu tam kazał zagrać za karę. Dawno nie widziałam tak niezaangażowanego głównego aktora, który wyglądał, jakby był tylko tłem dla reszty epizodycznych postaci. Jedyną scenę, jaką z nim zapamiętałam, to wypływanie w samych bokserkach i bez butli tlenowej z dna oceanu
Dawno nie czułam się tak rozczarowana po wyjściu z kina. Jeśli za dwa lata będzie za darmo w tv to można obejrzeć dla zasady i domknięcia serii, ale ogólnie szkoda czasu. Dłużyzna, nuda, dłużyzna, nuda i to w sumie tyle. Uznajmy, że tego filmu nie było, a całość zakończyła się na poprzedniej części.
He,dokladnie to samo czulem,w polowie chcialem wyjsc z kina i pisze to fan wszystkich poprzednich czesci.A Tomek gral pierwszy raz bez ikry,jakis taki nieobecny.
Nie wiem co mnie sklonilo moze jednak 4/10 za jakis poziom realizacji chociazby scene pod woda ktora mnie akurat nie zrobila ale zeby ja zrobic to na pewno wymagala duzego zaangazowania pod wzgledem realzacki.
Zgadzam się absolutnie. Może to wszystkie problemy przy kręceniu tej części tak wpłynęły na Cruise'a, a może klapa finansowa poprzedniej części, ale znany ze swojego zaangażowania i pozytywnego wpływu na całą ekipę filmową tym razem jakby przeszedł obok produkcji. Czy on w ogóle obejrzał ten film w wersji finalnej? Przecież Cruise uwielbia kino, nie zorientował się że większość filmu jest zwyczajnie nudna? Że przesadzili z ekspozycją i to tak razy cztery...