Czy każda chińska parodia kina musi wyglądać jak "Przyczajony tygrys..."? Tak się szczycą (zresztą niebezpodstawnie!) swoim "chińskim boksem" (nie wiedzieć czemu nazywanym "kung fu" - co w języku chińskim oznacza osiągnięcie wysokiego poziomu umiejętności w jakiejś dziedzinie, nawet w "sraniu na odległość" albo w wyszywaniu czy prasowaniu! Zbiorowym określeniem wszystkich odmian chińskiej sztuki walki jest "wushu" + ewentualnie "wudang"), a odpierdalają permanentnie takie parodie, że każdy będzie postrzegał to jak jakoweś "sci-fi dla ubogich"! Choćby ten: "Master Z: Ip Man Legacy" - KAŻDE UDERZENIE RĘKĄ CZY NOGĄ JEST PRZYŁOŻENIEM, BEZCZELNYM DOTKNIĘCIEM! Jak tak można? Tak bezczelne postrzegać każdego oglądacza tego badziewia jako imbecyla! Nawet w filmach (czy filmidłach) z Van Dammem lub Seagalem NAPRAWDĘ walą po mordach czy korpusie...