Do "Kogla" mam niesamowity sentyment, pewnie jak połowa populacji tego kraju, jednak gdy tylko dotarły do mnie informacje o planowanej kontynuacji, wzbudziły we mnie raczej przerażenie, że ktoś ten film po prostu zepsuje.Jestem zdania, że takich klasyków się nie rusza, bo główną zaletą "starych, polskich komedii" jest to, że są...stare. Jedyną, w mojej ocenie, w miarę udaną kontynuacją po latach, był serial "Czterdziestolatek 20 lat później", ale to jednak nie kino. Trzydzieści lat minęło..., można by zanucić, zasiadając do oglądania dalszych losów niezapomnianej Kasi i Państwa Wolańskich, mając na uwadze zapewnienia producentów, że oto serwują nam "komedię taką, jak dawniej". Niestety...jak można się było spodziewać, w "Misz Maszu" nie ma nawet krzty atmosfery dwóch poprzednich części. Denerwuje (przynajmniej mnie) już sama zmiana lokalizacji domu Kasi i Pawła, bo choć nadal mamy przed oczami znajomą poniekąd wieś Brzózki, to posesja Zawadów w wiadomy tylko twórcom tej produkcji sposób przeniosła się.... nad brzeg jeziora. Mam wrażenie, że ktoś tu koniecznie chciał przemycić atmosferę pamiętnego "Nigdy w życiu", gdzie grająca główną bohaterkę Danuta Stenka, podobnie jak nasza Kasia, samotna rozwódka z dorosłym dzieckiem pod dachem, wpatruje się z rozmarzeniem w oczach w gładką, błękitną taflę...Oczywiście nie możemy też liczyć na powrót do starych kątów Państwa Wolańskich, bo ci, jak przystało na każdą cukierkową współczesną polską komedię, zamieszkują w "szklanym domu", tj. ekskluzywnym warszawskim apartamentowcu. Wszystko to sprawia, że widza pozbawiono poczucia, że oto odwiedza znane mu sprzed lat miejsca i wzdycha do nich z sentymentem. A szkoda...
Co do fabuły, żeby nie zdradzić za dużo, powiem tylko, że o ile można się w samej konstrukcji scenariusza dopatrzeć pewnego potencjału, to nie sposób chyba nie pomyśleć, że został on zmarnowany. Praktycznie brak jest jakiejkolwiek relacji pomiędzy Wolańskim i jego żoną, nie wiem czy z jej ust choć raz pada imię "Marian". Zdaje się, że gdyby traz grana przez Ewę Kasprzyk postać ujrzała swego męża nawet z tuzinem "kaś" w sypialni, po prostu odwróciła by się na pięcie i wróciła do swojego pieskiem, który chyba miał być rekompensatą za nieodżałowaną Pusię, co również średnio się udało. Pani Wolańska nafal nadużywa co prawda słowa "jakby", tyle tylko, że jakby to już nie śmieszy. Nie te sytuacje, nie ten klimat, nie te żarty...Na szczęcie bohater kreowany przez Wardejna nadal jest starym, dobrym, zmęczonym życiem i marzącym tylko o świętym spokoju docentem ( o, przepraszam - obecnie profesorem) Wolańskim. Wysunięcie na pierwszy plan nieobecnej w poprzednich częściach młodszej ratolośli Wolańskich - Agnieszki, sprawia za to, że chwilami można zapomnieć, że mamy do czynienia z kontynuacją kultowej komedii. W mojej ocenie, lepszym pomysłem byłoby wykorzystanie postaci dorosłego już Piotrusia do stworzenia podwalin najnowszego "Kogla...". Wszak to dzięki niemu po raz pierwszy splotły się losy głównych bohaterów 30 lat wcześniej. Niestety,jego wątek jest sprowadzony do dwóch scen w domu jego i jego żony, nie licząc samej końcówki, w której również się na chwilę pojawia.
Co do Kasi, to w niczym nie przypomina ona uroczej studentki pedagogiki, a jej rola w filmie jest w zasadzie marginalna. Niby się pojawia na ekranie co jakiś czas, ale nie ma w sumie swojej historii, jest po prostu matką głównego bohatera. Na szczęście jest jeszcze babcia Solska, która choć trochę przywodzi na myśl sielski klimat produkcji sprzed lat.
Niestety, główny wątek kręcący się wokół syna Kasi, powracającego po latach spędzonych z ojcem w Holandii "na ojczyzny łono", jest na wskroś "niekoglowy" i odbiegający od klimatu i atmosfery poprzednich części. Macocha japonka, napalona urzędniczka nadzoru budowlanego,nielegalny biznes, ciapowaci policjanci,disco polo z Zenkiem Martyniukiem na czele, wątek lesbijski, dobra zmiana i Tusk..za dużo tego.
Że nie wspomnę o pamiętnych sąsiadach zza płotu, Goździkach, którzy niepotrzebnie urastają do rangi bohaterów pierwszoplanowych. Tylko gdzie w tym wszystkim ta "komedia taka, jak dawniej"?
Żeby było jednak sprawiedliwie, należy wspomieć, że są w 3 części "Kogla..." momenty zabawne i da się go obejrzeć bez specjalnego zażenowania, na tle innych polskich komedii typu "Dzieñ dobry, kocham cię" czy "Dlaczego nie" wypada na pewno nie gorzej i może być "odstresowaczem" po tygodniu pracy. Nie mniej jednak, jeżeli ktoś ma nadzieję na odnalezienie atmosfery poprzednich "kogli", ciekawy wątek Kasi i genialne teksty pani Wolańskiej, bardzo się zawiedzie. Misz - Masz jest kolejną cukierkową komedią romantyczną, do obejrzenia na jeden raz i zapomnienia. Fanom "starych polskich komedii" pozostaje mieć nadzieję, że nie doczekamy się "Seksmisji 2" ani "Samych swoich 4".
I jeszcze jedno - piosenka "szukaj mnie" to dla mnie świętość i każdą jej współczesną przeróbkę uważam za profanację.