Nie wiem jak ocenić ten film. Mike Hodges i Mickey Rourke publicznie wyrzekli się "Modlitwy za konających". Jak wspominali w wywiadach, to nie był film, który nakręcili. Obraz kompletnie przemontowano, gdyż Amerykańska widownia chciała więcej akcji. Muzykę do filmu napisał John Scott - nie spodobała się producentom - kompozytora zastąpił Bill Conti.
Co z tego wyszło? Niestety nic dobrego. Muzyka jest zbyt melodramatyczna, momentami wręcz ckliwa, kompletnie psuje klimat historii. Film jest mdły - nie wciąga tak jak powinien, nie trzyma w napięciu, nie wywołuje praktycznie żadnych emocji, zupełnie traci tempo. Alan Bates w roli cwanego, pewnego siebie gangstera wypada trochę słabo, karykaturalnie. Co z tego, że Rourke spisał się w swojej roli, skoro reszta filmu jest po prostu głupia? Historia sprawia wrażenie dziurawej, jakoś to wszystko zbyt prosto, za szybko się toczy. Słabo angażujący film.
4/10
Hmm, mnie film poruszył, oglądałem go po raz pierwszy na początku lat 90-tych, na video;). Cieszę się, że mogłem go znowu obejrzeć parę dni temu.
Kiedyś czytałem książkę Higginsa i nie pamiętam zbyt wielu różnic w filmie w stosunku do treści pierwowzoru. Wydaję się nawet, że scenariusz filmu pokrywał się wręcz idealnie.
Cała ta historia jest dosyć ckliwa (ale i pociągająca) więc mi muzyka wydaję się i dobra i trafiona. Swoją drogą chętnie zobaczyłbym film sprzed poprawek.
Daję 8/10:).
Obejrzałem i film zdaje się potwierdzać wypowiedź Szubrawca. Sprawia wrażenie, jakby ujęto mu treści poza sensacyjną, przez co brakuje mu głębi. Jednak główną wadą filmu jest strona techniczna (wygląda na dobre parę lat starszy) oraz całkowicie niewiarygodny, a dodatkowo drętwo zagrany Meehan. Film można obejrzeć jeżeli trawi się filmy sensacyjne, ale nie jest to pozycja obowiązkowa. Ujdzie, więc 4/10.