...nie mogę się ciągle pogodzić z tym, że Boba już nie ma...on nawet dał się lubić grając
kryminalistów jak w "Long Good Friday". W "Mona Lisie" jest taki śmieszny, kiedy jest początkowo
zagubiony w tym świecie prostytutek i alfonsów...odszedł zdecydowanie zbyt szybko, ale być może
nie mógł się pogodzić z chorobą...
Na "Ostatniej prośbie" (gdzie Bob organizuje pogrzeb Michaela Caine'a) to dopiero nie da teraz się wytrzymać.
Szkoda gościa :( Naprawdę wspaniały był z niego aktor. Z równą łatwością potrafił stworzyć przejmujące kreacje "ciepłych gburów" odegranych z prawdziwą pasją (jak w Monie Lizie" właśnie) i zimnych socjopatów i psychopatycznych morderców: "Wewnętrzny krąg" (ja go oglądałem jeszcze na VHS-ie pod tytułem "Trójkąt pod gwiazdą") gdzie zagrał Berię, "Podróż Felicji", czy w "Człowieku psie". Na przemian kochało się go i nienawidziło. ;)
Farewell Bob...