Zacznę od końca. Przesłanie tego filmu jest moim zdaniem proste i tragiczne, otóż nie powstrzymamy fali terroru jaką co jakiś czas fundują nam islamscy terroryści. W ostatniej scenie filmu widzimy dwie wieże, co jest aż nadto czytelne. Gdyby Avner i jego kompani nie wytłukli terrorystów, oni pewnie ponownie by uderzyli, z jeszcze większą siłą. Gdy ich wytłukli, na ich miejsce pojawili się nowi, jeszcze gorsi. Więc i tak źle, i tak niedobrze. Jak wiemy negocjacje nic nie dają, fanatycy islamscy są ludźmi (czy można użyć tego określenia w tym przypadku?) z którymi nikt nigdy się niedogada. Oni mają zaprogramowaną nienawiść w stosunku do żydów i świata zachodniego. To tragiczne, ale moim zdaniem nigdy nie będzie spokoju w tej kwestii. Jest w filmie taka symboliczna i lekko kiczowata scena, gdy w jedym pokoju siedzą żydzi i muzłumanie, żyd chce słuchać jednej stacji radiowej, muzłumanin innej i tak się lekko przepychają kręcąc przełącznikiem, aż w końcu przełączają na inną stację która odpowiada obydwu stronom. Spielberg mówi w ten sposób rzecz oczywistą, że jedynym wyjściem jest kompromis i porozumienie. Tyle tylko że to niewykonalne...
Film bardzo mi się podobał, jest świetnie zrobiony, czuć ten szpiegowski feeling lat 70'tych. Scenograf i operator wykonali fantastyczną robotę, co akurat jest normą w filmach Spielberga, ale pochwalić trzeba skoro coś jest świetne. Film jest prosty w konstrukcji, wiadomo na jaki głównie rynek jest robiony :) Po obejrzeniu zwiastunów spodziewałem się skomplikowanego dramatu z dużą ilością rozmów i zagmatwaną akcją, tymczasem Monachium to proste kino akcji, co oczywiście nie uważam za wadę bo takie filmy lubię najbardziej. Cały czas podczas seansu miałem przed oczami kapitalną grę komputerową "Hitman" w której wykonujemy zabójstwa na zlecenie tajemniczej agencji, a nasz bohater działa po cichu w przeróżnych zakątkach świata (może zabijać z broni palnej, ale także używając ładunków wybuchowych). Kapitalne były w filmie te wszystkie akcje odwetowe, naprzykład potężna explozja w hotelu "Olympic", normalnie się przestraszyłem i podskoczyłem w fotelu, gdy nagle wybuchło pół piętra. Ręka na wiatraku była obleśna :) Duże wrażenie zrobiła na mnie scena egzekucji tej kobiety na łodzi ( "bo to zła kobieta była" samo się nasuwa :) Tak więc Monachium idzie jakby dwoma torami, po pierwsze jest kinem rozrywkowym pokazującym jak grupka facetów świetnie się bawi wykonując kolejne zamachy, a na drugim planie mamy tragiczne retrospekcje z zamachu na tych biednych sportowców, ostatnia retrospekcja to słynna już kontrowersyjna scena którą wielu widzów uważa za kicz, gdy bohater uprawia sex z żoną, i widzi tragiczne wydarzenia na lotnisku. Świetnie to zostało nakręcone moim zdaniem, przerażające jest zachowanie terrorystów, ludzi bez krzty honoru...
Aktorzy spisali się w tym filmie bardzo dobrze, pan Bana nie zagrał jakoś wybitnie, ale przekonał mnie do siebie, nowy Bond też wypadł OK ale nie widzę go zupełnie jako agenta 007, najlepiej wypadli drugoplanowi członkowie ekipy, Mathieu Kassovitz i reszta. Bardzo mi się podobała postać Louis'a i jego ojca, takie postaci lubię w filmach najbardziej, tajemniczne i wszechwiedzące. Geoffrey Rush to z kolei klasa sama w sobie, dobrze że Spielberg zaangażował nieco ambitniejszych aktorów. Tom Hanks czy Tom Cruise zepsuli by film moim zdaniem. Muzyki w filmie było mało i raczej nie była jakaś wybitna. Spielberg powinien chyba wymienić Williamsa na kogoś innego (może Zimmer, albo Gregson-Williams?).
Podsumowując. Jeżeli ktoś nastawił się na wierną rekonstrukcję tragicznych wydarzeń z wioski olimpijskiej, będzie totalnie rozczarowany. Jeżeli ktoś nastawił się na Spielbergowe kino akcji, z domieszką dramatu i thrillera, będzie zadowolny. Ja jestem bardzo zadowolony i daję filmowi ocenę 9.