Wychodzac z kina czułam lekkie zawiedzenie, zwłaszcza ze czegos mi brakowało i teraz stwierdzam ze typowo amerykanskie zakonczenie powinno byc inne i to jest jedyny punkt do którego przyczepie sie. Byłam w sobote i czym dłuzej mysle o tym filmie tym bardziej mi sie podoba. Zwłaszcza rewelacyjna muzyka. Przez cały wieczór dyskutowałam ze znajomymi na temat poruszony w filmie i uwazam ze jesli film prowadzi do długich rozmyslen i dyskusji, to zasługuje na oklaski.
"Ty jesteś wędrowcem, a jest gdzieś napisane, ze muszę się z Tobą przełamać chlebem..." to jest końcówka, która jest zbędna? Właśnie tu widać, że Avner został zniszczony jako patriota - nie wróci do Izraela, dla którego poświęcił wszystko - pozostanie Żydem ale jego dom jest daleko od kraju, który kazał mu zabijać. Wcześniej widzieliśmy jak rozpada się jego psychika - ucieczka przed wyimaginowanymi zabójcami, krwawe sceny powracające do niego nawet podczas uniesień miłosnych z ukochaną żoną, strach o rodzinę... Ból, załamanie, utrata wartości, rozpad duchowy, moralny i egzystencjonalny człowieka zmuszonego do walki w bezsensownej, niesłusznej sprawie... Czy to o tej końcówce mówimy??? Nie poprawiajmy mistrza. I nie wierz w te głupie gadki o tym jak to seks jest lekarstwem na wszystko - tak mówią ci co nic nie przeżyli - ani seksu ani załamania psychicznego. Pozdrowienia.