Moneyball” to film sportowy, który wykracza daleko poza ramy gatunku. To opowieść nie tyle o baseballu, co o odwadze myślenia inaczej, o łamaniu systemu od środka i o cichej rewolucji dokonującej się nie na boisku, lecz przy komputerze.
Brad Pitt w roli Billy’ego Beane’a daje jedną z najbardziej dojrzałych i wyciszonych ról w swojej karierze. Jego bohater to człowiek rozdarty – między światem emocji, w którym się wychował, a światem liczb, który może być jego wybawieniem. Jonah Hill zaskakuje jako introwertyczny analityk, którego spojrzenie na sport zmienia bieg całego sezonu MLB.
Film w inteligentny sposób przedstawia coś, co mogło być nudną opowieścią o statystykach – dzięki błyskotliwemu scenariuszowi (Aaron Sorkin!) i subtelnej reżyserii Bennetta Millera, „Moneyball” ma tempo, napięcie i prawdziwe emocje. Muzyka Mychyla Danna dodaje mu melancholijnej głębi.
To, co zasługuje na szczególne uznanie, to brak tanich triumfów. „Moneyball” nie pokazuje sukcesu jako nagłego zwycięstwa, ale jako proces, walkę z systemem i sobą samym. Film nie sprzedaje bajki – pokazuje koszt zmiany.
Dlaczego nie 10/10? Momentami można odczuć, że postacie drugoplanowe są zbyt szkicowe, a fabularne uproszczenia wypierają złożoność prawdziwej historii. Ale to drobiazgi wobec tego, co film osiąga emocjonalnie i narracyjnie.
Podsumowanie:
„Moneyball” to kino sportowe dla ludzi, którzy nie muszą kochać sportu.
To film o ideach, przegranych, statystykach i odwadze, który zostaje w głowie na długo.
Polecam każdemu, kto lubi filmy, które myślą – i każdemu, kto kiedykolwiek czuł, że świat jest przeciwko niemu.